Główna    Horoskopy i analizy   Kursy i konsultacje   Kroniki Akaszy  Publikacje   O mnie    Mapa strony

 

Etapy uczuć

 

Do poczytania:

Prosperita

Myślenie kwantowe

Inspiracje Prosperity

Boskie Portfolio

Warsztaty

 

Uzdrawianie

Psychosomatyka

Wybaczanie

Wewnętrzne dziecko

Miłość bezwarunkowa

Kodowanie

Metoda Evelyn Monahan

Afirmacja

Mapa Marzeń

Felinoterapia

Żywioły

Aura Soma

Aromaterapia

 

Związki miłosne

Prawdziwe uczucie

Kompromis

Trójkątny dramat

Zazdrość

Wiecznie młodzi

Przyciąganie partnera

Duchowo

Test na związki

Wspólne wakacje

Dlaczego się zakochujemy?

Kobieta Utopiec

Kochając zołzę

Przytulanie

Kochać na nowo

Otwórz serce

Bez ślubu

Kochać świadomie

Intymność

O zdradzie

Mężczyzna w związku

Ostatni raz

Po rozstaniu

Po rozwodzie

Ideał

Równowaga

Etapy uczuć

Stałość

Prostota

Komunikacja

Uprzejmość

Ojcostwo

Akceptowanie

Sens związku

Przyjaźń

Priorytety w związku

Odpowiedzialność

Prezenty

Mity i życie

Mezalians

Rocznice

Wiara w siebie

Umowa dusz

Niedojrzałość

Zamienił stryjek

 

Inteligencja seksualna

Korzyści z seksu

Fatalne partnerki

Manipulacje

Udawanie rozkoszy

Seksualność

Dojrzała erotyka

Miłość i seks

 

Harmonia serca

 

Emocje

 

NAO

Analiza z wyglądu

Mowa ciała

Analiza wypowiedzi

Psychografologia

 

Czakry

Numerologia

Astrologia

Astrologia Wedyjska

Sny

Anioły

Reiki

Kroniki Akaszy

Medytacja

Przebudzenie

Artykuły

Publikacje

Lektury

Linki

 

 

Psychologowie piszą o tym, że nasz związek miłosny przechodzi przez pięć charakterystycznych etapów. Każdy z nich jest przez nas wyraźnie odczuwany i powinien mieć miejsce w relacji. Jednak nie zawsze sobie na to pozwalamy, ponieważ nasze wyobrażenie o miłości jest na ogół zbyt romantyczne, by dać przestrzeń dla rozwoju i zrozumienia. Oczekujemy, chcemy, pragniemy, a zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, że dwoje ludzi spotyka się ze sobą właśnie dla wewnętrznego wzrastania, w nie wyłącznie dla przyjemności.

Rozczarowani partnerem zakrzykną teraz: a gdzież tu przyjemność, przecież to ustawiczna szarpanina i udręka, jedna po drugiej! Otóż to pozory. Gdybyśmy zechcieli wyjść poza własne oczekiwania i zrozumieć sens bycia z drugą osobą, zobaczylibyśmy piękno tam, gdzie nie chcemy go dostrzec. Niestety, w związku jest tak, jak na wysokogórskiej wycieczce: aby rozkoszować się zachwycającymi widokami, trzeba najpierw wdrapać się na szczyt.

Pierwszy etap miłosnej relacji wszyscy znamy: to stan zakochania, zachwytu, szczęścia i różowych okularów, które pozwalają nam cieszyć się partnerem i nie dostrzegać jego wad. Jest on idealny. Jest cudowny. Jest kochany. Cokolwiek zrobi, potrafimy go rozgrzeszyć, jeśli tylko przyniesie odpowiednio wieki bukiet kwiatów i powie, że jesteśmy najpiękniejsze. Rzecz jasna mówimy tu o przeciętnym związku. Nie rozpatrujemy sytuacji, w której ktoś przekracza dopuszczalne normy. Chociaż znam przypadki, kiedy kobieta kocha nawet wtedy, gdy jest bita i poniżana. Jednak nie o tym ten artykuł.

Drugi etap związku jest kontynuacją pierwszej fazy. Być może mniej fruwamy w powietrzu z zachwytu i w brzuchu już mniej motyli, ale nadal szczęśliwie wijemy gniazdko. To czas poważnych decyzji, zakładania rodziny, zamieszkania razem, ślubu, kupna domu – zależnie od sytuacji, planów i możliwości. Zaczynamy podchodzić do życia poprzez pryzmat MY a nie JA. Na spotkania z innymi znajomymi umawiamy się zawsze razem, planujemy spędzanie czasu we dwoje, budujemy wspólnotę.

Któregoś dnia przychodzi trzeci etap, nazywany rozczarowaniem. Narasta on niepostrzeżenie i dojrzewa za naszymi plecami poprzez wszystkie chwile, kiedy partner zawiódł nasze oczekiwania. Kiedy już nas nie zachwyca i nie podnieca, bo leży nieogolony na kanapie, nogi mu śmierdzą, a jego skarpety walają się w najmniej odpowiednich miejscach. Szarpiemy się w ambiwalentnych odczuciach, bo tak bardzo chciałoby się przytulić… ale przecież nie da się do takiego brudasa…

Oczywiście scenariusz może być też całkiem inny. On może nadal pachnieć i dbać o siebie, nawet bardziej niż zwykle, ale może patrzeć przez nas na wylot. Nie zauważa nowej fryzury, jest zimny jak lodówka i coraz częściej nie wraca na noc. Gdzieś w ciemnościach układa sobie całkiem inne życie z kimś innym, kto któregoś dnia staje w naszych drzwiach z wydętym ciążą brzuchem i mówi: on jest teraz mój, zrób mi miejsce w jego życiu.

Zbyt dramatycznie? Owszem. O wiele częściej rozczarowanie bywa raczej prozaiczne. On nas nudzi. Nie pomaga w domu. Przynosi za mało pieniędzy. Nie chce wychodzić z nami do kina. Nie lubi naszych koleżanek. Nie chce zajmować się dziećmi. Warczy, kiedy o coś prosimy. I któregoś dnia przemęczone codziennością stajemy przed cieknącym kranem, patrzymy na wyrwany z szafki zawias, który miał być naprawiony dwa miesiące temu i zadajemy sobie pytanie: po co mi ten wałkoń, kiedy i tak wszystko muszę robić sama? A wtedy on pojawia się w kuchni i opryskliwie krytykuje lekko przypalone kotlety.

W taki lub podobny sposób kropla przepełnia kielich. Podejmujemy decyzję, że się wyprowadzamy/rozwodzimy/rozstajemy/wyrzucamy go z domu (niepotrzebne skreślić). To ruch energetyczny, który nie pozwala nam przejść do następnej czwartej fazy – prawdziwej miłości. Bo prawdziwe uczucie polega na tym, że kochamy bezwarunkowo. Nie wymagamy cudów, nie oczekujemy ideału, tylko bliskości, obecności, wspólnego dawania i brania. Prawdziwym uczuciem kochamy człowieka takiego, jakim jest – tak po prostu ze wszystkimi słabościami. Kochając, szukamy sposobów by wesprzeć partnera i jednocześnie zadbać o siebie. Staramy się też zadbać o nasz związek, a nie wyłącznie oczekiwać.

W innych artykułach o związku podpowiadam, jak dbać o małżeństwo i o to, by być kochaną i szczęśliwą. Nie będę tu ponownie wszystkiego streszczać. Podpowiem tylko, że trzy filary szczęśliwego związku, o których stale opowiadam i tutaj znajdą swój sens, stając się doskonałą receptą na przejście przez etap rozczarowania. Podniesienie poczucia wartości sprawi, że znowu poczujemy się atrakcyjne i pożądane. Równowaga w dawaniu i braniu pomoże wyjść z nadmiernego zmęczenia i brania wszystkich obowiązków na siebie. I wreszcie najważniejsze: właściwa komunikacja może okazać się kluczem do zgody w pozostałych problemach.

Warto podkreślić, że pozytywne przejście przez etap rozczarowania nie oznacza poddania się i zgody na upokorzenie, zmęczenie czy poczucie bycia ignorowaną lub wykorzystywaną. Związek można uratować rozmawiając o tym, co dla nas ważne. Czasem wystarczy powiedzieć, czego oczekujemy, a jeśli to nie działa – napisać wielką kartkę i przykleić na ekranie telewizora. Czasem trzeba spokojnie porozmawiać i przyznać się otwarcie: „przestaję ciebie kochać, zadbaj proszę o siebie” albo „pomóż mi przy dzieciach, bo nie daję rady, jesteś mi potrzebny”. W większości wypadków to skutkuje. A mamy przecież jeszcze wiele innych opcji – od propozycji kompromisu, poprzez kuszenie nagrodą, a na psychologicznej terapii małżeńskiej kończąc. Ważne, by zrobić to, zanim wygasną resztki miłości, bo potem może być już za późno i nikomu już niczego się nie chce.

Czwarty etap to prawdziwe uczucie, w którym ze wzruszeniem patrzymy na partnera i kochamy go takim, jakim jest. Bez żadnych roszczeń, wybaczając, że nie jest księciem z bajki. A on nam odwzajemnia tym samym, bo – jakkolwiek by nasza samoocena nie była wysoka – żadna z nas nie jest ani Dziesiątym Cudem Świata ani ideałem żony. Każda z nas to trochę zołza, która potrafi partnerowi dokopać i od czasu do czasu strzelić focha lub wyżyć się na nim za swój zły dzień. I nie potrzebujemy do tego PMS-u.

Piąty etap natomiast to wielka Moc, która wyrasta z umiejętności uczenia się na błędach. To rozwój wewnętrzny wspierany wzajemną drogą przez życiowe zakręty. To wielkoduszność, wyrozumiałość, ciepło i serdeczność. To zaufanie i współdziałanie, a wreszcie spokojne bycie razem w zaufaniu, że obok nas jest zawsze ktoś, na kogo możemy liczyć. To także pozytywne przenoszenie tych jakości na dzieci i na przyjaciół.

Opisane etapy bardzo ładnie odzwierciedlają cykle energetyczne, o których mówimy w Prospericie. Cykle wyróżniamy trzy. Ten pierwszy to w przypadku analizy związku stan zakochania i tworzenia więzi. Tu energia mocno szybuje w górę. Drugi to tak zwany etap kryzysu – myślę, że też bardzo jednoznaczny z opisanym rozczarowaniem. To czas, kiedy energia spada w dół i mamy ochotę ze wszystkiego zrezygnować. I wreszcie: trzeci cykl energetyczny to w relacji dojrzała miłość oparta na wzajemnym rozumieniu siebie i swoich słabości. Energia znowu idzie w górę, lecz bez szaleństwa, jak w stadium zakochania. Bardziej stabilnie.

W Prospericie największy nacisk kładziemy na mądre przejście przez etap kryzysu. Na szukanie rozwiązań i odnajdowanie w sobie siły, by uporać się z problemem. Najgorszym wyjściem w tym okresie jest ucieczka, czyli rezygnacja z tego, co robimy (np. z małżeństwa), ponieważ postawa taka koduje w podświadomości poczucie przegranej. To dotyczy także relacji. Taki wzorzec powoduje, że w kolejnych  działaniach też będziemy przegrywać. Dlatego kobiety, które rezygnują ze związku w etapie kryzysu (rozczarowania), nie są w stanie znaleźć szczęścia w miłości. Za każdym razem historia się powtarza. Kolejne związki nieuchronnie rozpadają się na tym samym etapie. I każda kolejna relacja jest coraz trudniejsza. 

Bogusława M. Andrzejewska