Główna Horoskopy i analizy Kursy i konsultacje Kroniki Akaszy Publikacje O mnie Mapa strony
Wewnętrzne dziecko
Do poczytania:
Metoda Evelyn Monahan
Według Analizy Transakcyjnej Erica Berna każdy z nas dzieli się na trzy główne podosobowości: Rodzica, Dorosłego i Dziecka. Podosobowość Dziecka jest zbiorem doświadczeń pochodzących z naszego dzieciństwa, w których zawarte są nasze podstawowe potrzeby, pragnienia, intuicyjne myślenie oraz kreatywność. Stamtąd wywodzą się nasze emocje, odczucia i energia.
Tak naprawdę mamy w sobie wiele takich „dzieci” w różnym wieku, ze wszystkich okresów swojego dzieciństwa – od wewnętrznego niemowlęcia aż do wieku dojrzewania. Jest dziecko przystosowane, które posłusznie wykonuje wszystkie polecenia. Jest dziecko magiczne, które widzi elfy unoszące się nad listkiem paproci. Jest dziecko rozbawione, które nuci pod nosem piosenki i śmieje się przy każdej okazji. Jest i dziecko zbuntowane, kapryśne, tupiące nóżkami.
Dlaczego w ogóle wracamy do tych symbolicznych postaci, które mamy gdzieś w środku? Otóż ta część, nazywana wewnętrznym dzieckiem, odpowiada przede wszystkim za naszą wrażliwość. Jeśli jest prawidłowo zintegrowana, daje nam otwartość emocjonalną i umiejętność mądrego zarządzania tym wszystkim, co czujemy. Jeśli w dzieciństwie przeżyliśmy wiele trudnych i bolesnych doświadczeń, to pewna część naszego dziecka mogła zastygnąć w takim bólu, nie pozwalając nam na to, byśmy normalnie funkcjonowali. Będzie wypływała na powierzchnię naszych uczuć w najmniej oczekiwanym momencie. Wówczas możemy wpadać w histerię bez powodu, złościć się, kaprysić, dokuczać innym, a potem ze zdziwieniem pytać samych siebie: a co mi odbiło, że się tak irracjonalnie zachowuję?
Wewnętrzne dziecko odpowiada także za twórczość. To małe dzieci widzą w gałęziach drzewa pięknie urządzone pokoje, w których mogą przyjmować gości, a ze starego kartonu i dziurawego garnka zrobią pojazd księżycowy. To dzieci malują, rysują, tańczą i wymyślają niesamowite historie. Mogą być kim chcą – od wesołego kota, przez żuczka do księżniczki, pirata i astronauty. Nie potrzebują do tego zupełnie niczego, poza kawałkiem przestrzeni. Jeśli wewnętrzne dziecko jest zintegrowane z nami, jesteśmy kopalnią wspaniałych pomysłów i dzień bywa za krótki, by wszystko zrealizować. Ale jeśli ta mała cząstka w nas zastygła w cierpieniu, wówczas zablokuje nas także w tej sferze. Oznacza to brak kreatywności, bierność i poczucie bezsensu.
Kolejną ważną dziedziną związaną z wewnętrznym dzieckiem jest radość. To właśnie dzieci umieją się cudownie bawić i cieszyć bezwarunkowo, dlatego szczęśliwe dzieciństwo tworzy optymistów i osoby pozytywnie myślące. Jak ważne to w prospericie nie muszę przypominać. Wiemy wszyscy doskonale, że punktem wyjścia jest dla nas pogodne spojrzenia na świat i ludzi. Jeśli jednak to maleństwo, które nosimy w środku, płacze i cierpi, bo tylko ból zapamiętało, wówczas blokuje rozwijanie prosperującej świadomości. Jesteśmy smutni, ponurzy i skłonni do depresji.
Warto także dodać, że to dziecko w nas może obdarzyć nas odwagą. Kiedy uświadomimy sobie z jaką ogromną, nieskrępowaną niczym ciekawością maluchy eksplorują świat, nie obawiając się niczego, zrozumiemy, jak bardzo niewinność pomaga nam w przezwyciężaniu strachu. Niestety, jeśli wewnętrzne dziecko zostanie boleśnie zranione, będzie reagować lękiem na zbliżające się doświadczenia. A lęk nie tylko blokuje nasz rozwój, ale także zabiera nam energię.
Zapewne każdy też się domyśli, że wewnętrzne dziecko w dorosłym człowieku odpowiada za relacje z jego własnymi pociechami. Jeśli jest ładnie zintegrowane, to umiemy rozmawiać z dziećmi, bawić się z nimi, tłumaczyć zamiast karać. Dzieci przepięknie reagują na energię w dorosłym człowieku i wtapiają się w nią. Są tak doskonałym lusterkiem, że można je prosić o współpracę, kiedy naprawdę zależy nam na własnym wzrastaniu. Jeśli mama jest radosna, to i dziecko się cieszy. Jeśli rodzic jest zdenerwowany i spięty, to dziecko marudzi, dokucza, stawia opór i bywa nawet nieznośne. To prosta metoda wychowawcza dla wszystkich – chcemy mieć grzeczne i uśmiechnięte dzieci? Rozwińmy świadomość prosperującą i miejmy w sobie (nie tylko na twarzy, ale w sercu) radosny uśmiech i spokój wewnętrzny. Dziecko wtopi się w ten spokój, radość i poczucie bezpieczeństwa i koło nas pojawi się kreatywny, wrażliwy i milusi aniołek.
Obserwuję często mojego wnuka, który w mojej obecności staje się rozświetlony i wyciszony, a przede wszystkim pogodny, niesamowicie twórczy i kochający. Rozumiemy się tak doskonale, że nie musimy sobie nic tłumaczyć. Rozmawiamy dla przyjemności. Czuję się z nim Jednością tak bardzo, jak z nikim innym. To taka magia, bo w obecności innych dorosłych ten chłopczyk staje się rozbrykany, a czasem nawet nieznośny i marudny … całkiem jak nie to dziecko. Zdarzyło się kiedyś, że dotarł do mnie nieszczęśliwy i spłakany z powodu jakiegoś dziecięcego dramatu. Nie musiałam robić nic, nie uspokajałam, nie tłumaczyłam - po prostu byłam, zachowując swoją energię na wysokim poziomie i już po chwili mój wnuczek wyciszył się i zaczął z radością bawić.
Wracając do tej małej, bezbronnej cząstki, którą mamy w sobie, łatwo się domyślić, że jeśli jest zraniona i nieszczęśliwa, to nie będziemy umieli dogadać się z własnymi dziećmi. Wewnętrzne dziecko przekłada się na nasze relacje i czasem widać wyraźnie, jak dorosły zachowuje się dziecinnie, kiedy krzyczy, tupie nogami i szarpie za rękaw swojego potomka. Bywa, że przez chwilę w dziecku jest więcej dojrzałości i spokoju niż w takim rodzicu…
Zatoczyliśmy w ten sposób krąg i wróciliśmy do tematu emocji, które kształtuje nasza wewnętrzna mała cząstka. Jeśli ktoś nie umie nimi zarządzać, to będzie właśnie wykrzykiwał nad maluchem i trącał go bezsilnie, nie umiejąc sobie poradzić z tymi wszystkimi odczuciami, które go zalewają wielka falą. A w tej fali często są zablokowane wspomnienia własnego dzieciństwa, kiedy to ktoś nas szarpał i obdzielał klapsami, bo nie umiał sobie poradzić z własnymi emocjami. Taki niekończący się łańcuch, biegnący przez całe pokolenia. Jeśli karcę dziecko, to znaczy, że ja też byłam karcona przez matkę, a ona przez swoją, a tamta przez swoją. Czasem trzeba się zatrzymać i powiedzieć: „dość”. Nie tędy droga! Tylko miłością można cokolwiek uzdrowić, a nie klapsem.
Dlatego właśnie pracujemy z wewnętrznym dzieckiem, aby je zintegrować i wziąć odpowiedzialność za swoje odczucia, swoją twórczość i komunikację. To bardzo ważne i wiele osób dopiero wtedy, kiedy uzdrowi te kwestie może normalnie funkcjonować. Jednak zwracam uwagę na jedną niesłychanie ważną sprawę: przechodzimy proces wewnętrznego dziecka najlepiej w obecności doświadczonego psychologa. Tyle razy, ile zaleci.
Nie można jednak babrać się w tym w nieskończoność i ciągle robić medytacji, całować się w lustrze w nosek i wygłaszać w kółko wyznań pod adresem tej cząstki w nas. Grozi to po pierwsze swoistym rozdwojeniem jaźni. Podkreślam, że wewnętrzne dziecko jest tylko podosobowością (niektórzy używają określenia odosobowość), a nie odrębną od nas istotą. Kiedy je odnajdziemy, utulimy, pokochamy i zintegrujemy się z nim, stajemy się pełnym dorosłym człowiekiem.
Po drugie – stałe zajmowanie się uzdrawianiem wzorców swojego wewnętrznego dziecka daje pożywkę nieodpowiedzialności. Jakże łatwo zasłaniać się problemami z dzieciństwa i wszystkie swoje klęski tłumaczyć wzorcami tej właśnie naszej części. Zdarza się, że nie panujemy nad sobą, urządzamy awanturę i winą obarczamy wewnętrzne dziecko, po czym zamiast wziąć się w garść i przeprosić, zwijamy się z misiem na kanapie i szlochamy w poduszkę. Tymczasem pełna integracja sprawia, że wewnętrzne dziecko daje nam swoją siłę, energię, wrażliwość, zdolności, roztapiając się w nas niemal bez granic. Śmieje się naszymi ustami, maluje naszymi rękami i czerpie szczęście przez nas. Bo to my sami. W istocie wewnętrzne dziecko nigdy nie jest czymś osobnym. Jest integralną częścią nas i nie wolno nadmiernie zajmować się tym pojęciem, by nie dopuścić do ponownego rozszczepienia. Każda przesada nam szkodzi, a nie pomaga.
Jednak ostateczny głos ma w tej sprawie psycholog, ponieważ jesteśmy różni. Inaczej przebiega uzdrowienie u przeciętnej osoby, której potrzeby bliskości i ważności nie były w dzieciństwie zaspokajane, a inaczej u kogoś, kto był bity, katowany lub molestowany. Ja zwracam tylko uwagę, aby nie nadużywać tematu do zrzucania z siebie odpowiedzialności oraz do ciągłego tkwienia w stanie rozbicia. Integracja prawidłowo przeprowadzona działa cuda, nawet wtedy, gdy przechodzimy przez nią tylko raz.
Moja mama zostawiła mnie dziadkom, kiedy miałam trzy miesiące. Na powrót zamieszkałam z nią w wieku około 12 lat. Przez duży kawałek życia nie miałam pojęcia, dlaczego nie lubię swojej mamy, czemu wpadam ciągle w lęki i jestem nadwrażliwa emocjonalnie. Wiele lat temu poddałam się profesjonalnej terapii wewnętrznego dziecka. To był tylko jeden proces, oparty na metodzie Gestalt, poprowadzony perfekcyjnie przez moją przyjaciółkę. W ciągu 12 godzin od procesu zmieniły się na lepsze moje relacje z mamą, z mężem, z moimi małymi wówczas dziećmi. Przestałam narzekać, zaczęłam odczuwać radość z drobiazgów i nauczyłam cieszyć się życiem, czego efektem jest między innymi praca z prosperitą. Zniknęły lęki, opanowałam swoje emocje i stałam się jedną z najbardziej roześmianych i kreatywnych osób, jakie znam. Zaczęłam tworzyć, a strumienie pomysłów wylewały się ze mnie jak ocean. To trwa do dzisiaj.
Powtórzę raz jeszcze: to był jednorazowy proces. Oczywiście kupiłam sobie potem pluszowego misia, zrobiłam parę razy medytację, ale w gruncie rzeczy tylko umocniłam się w tym, czego dokonałam wcześniej. Dlatego wiem, że w większości przypadków nie są nam potrzebne stale powtarzane kursy, warsztaty i ciągłe międlenie swojego żalu. Pamiętajmy, że jedną z najpiękniejszych cech dziecka jest otwartość i błyskawiczna przemiana. Ileż to razy widzieliśmy, jak dziecko, któremu łzy jeszcze nie wyschły na policzkach, śmieje się już radośnie. Tę cechę też należy wykorzystać, aby szybko i sprawnie zintegrować się z tą malutką cząstką, obdarzyć ją miłością i powiedzieć: od tej chwili jesteś bezpieczny, a ja zawsze jestem z tobą. I to wszystko. Nie wracamy do koszmarów. Nie powtarzamy w kółko tego samego. Słowo stało się ciałem.
Oczywiście współpraca, czy też bardziej współistnienie, funkcjonuje w moim przypadku bardzo ładnie. Oznacza to, że moje wewnętrzne dziecko daje mi kreatywność, wrażliwość, magię (po procesie zaczęłam widzieć niewidzialne) i wiele innych rzeczy, a ja także uświęcam jego obecność zabawą, śmiechem, nagradzaniem siebie, a nawet od czasu do czasu kupuję sobie jakąś zabawkę lub inny drobiazg. Ale daję to wszystko sobie, bo to ja sama jestem moim wewnętrznym dzieckiem doskonale zintegrowanym z dorosłym i rodzicem.
Bogusława M. Andrzejewska
Warto przeczytać także:
Medytacja Wewnętrznego Dziecka