Główna Horoskopy i analizy Kursy i konsultacje Kroniki Akaszy Publikacje O mnie Mapa strony
Kocham moje dzieci
Do poczytania:
Metoda Evelyn Monahan
To piękne i oczywiste stwierdzenie jest tak naturalne, jak oddychanie. Każda matka kocha swoje dzieci. I można o tym uczuciu nawet pisać wiersze. Jeśli jednak ktoś wkleja co tydzień takie hasełko na tablicę portalu społecznościowego, to zapala mi się czerwone światełko, bo oto przede mną ktoś nie do końca zrównoważony, kto wychowuje biedne ofiary i przyszłych klientów sesji terapeutycznych. Tak właśnie najłatwiej rozpoznać niemądre matki, których pociechy potrzebować będą kiedyś pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej – przez manifestowanie czegoś, co jest oczywiste i manifestacji nie wymaga.
Nie ma nic niewłaściwego w chwaleniu się dziećmi czy wklejaniu ich zdjęć. Robi to mnóstwo moich znajomych. Rodzina jest częścią naszego życia, jest ważna. Dla niektórych osób bywa priorytetem. Ja także kocham swoje córki i raz na rok zamieszczam zdjęcie z nimi. Może zamieszczałabym częściej, ale są dorosłe i szanuję ich prywatność. Natomiast nie widzę potrzeby pisania na forum, że kocham swoje dzieci. To tak, jakbym informowała znajomych, że oddycham albo że mam dwie nogi. Nie ma na świecie nic bardziej pewnego niż moja matczyna miłość. Oczywiście, że kocham swoje córki i mówię to przede wszystkim do nich. To one powinny słyszeć każdego dnia, że są dla mnie ważne i że są kochane. Pilnuję, aby mój mąż, który jest mniej wylewny, także powtarzał obu naszym córkom, że je kocha, docenia i że są dla niego ważne. To najlepsza inwestycja – umacnianie dzieci w poczuciu bycia kochanymi. Dzięki temu jest im łatwiej żyć.
Mój niepokój budzi dopiero zachowanie, które w psychologii nazywamy „manifestacją”. Polega ono na nadmiernym podkreślaniu wybranej kwestii. Pisanie w kółko w sieci, która jest miejscem publicznym, że jest się mądrym, spełnionym albo że darzy się uczuciem swoje dzieci, świadczy tylko o tym, że wcale w to nie wierzymy. Matka, która często wkleja obrazki z napisem w stylu: "kocham moje dzieci, są dla mnie wszystkim", prawdopodobnie żyje w wielkim poczuciu winy wobec nich. Rodzi się pytanie: co zrobiła? Gdzie zawiniła? Jak je skrzywdziła, że teraz musi obsesyjnie zapewniać cały świat i samą siebie, że jednak kocha?
Według psychologów ciągłe skupianie się na jednym tylko aspekcie swojego życia, świadczy też o wewnętrznej pustce i rozczarowaniu. Jeśli ktoś w kółko mówi tylko o dzieciach, to znaczy, że jest w życiu zawodowym niespełniony. Nic nie osiągnął. Nic nie znaczy dla siebie. Jego doświadczenia są nudne i nic niewarte. Nie ma też życia osobistego. Nie doświadcza miłości. Nie ma nic, co by go cieszyło. Tę wielką żałosną pustkę w swoim życiu zasłania jedynym w miarę znośnym obszarem życia: ma dzieci i na nie przelewa całą energię, nimi zasłania swoją życiowa przegraną. Czasem grozi to nadopiekuńczością, apodyktycznością wobec pociech, a niemal zawsze rozczarowaniem. Bo żyjemy tutaj na Ziemi dla siebie.
Życie dla siebie nie wyklucza kochania dzieci, bo im bardziej obdarzamy miłością siebie, tym więcej prawdziwego uczucia możemy dać innym. Szczęśliwa w miłości i spełniona kobieta przekaże swoim dzieciom więcej inspiracji i mocy, niż smutna, rozgoryczona matka, która podświadomie oczekuje, że jej pociechy za nią przeżyją to wszystko, czego ona nie umiała w życiu wypracować. Narzucanie dzieciom swoich marzeń prowadzi w ślepą uliczkę, nie tylko dlatego, że nie przychodzimy na świat po to, by realizować cudze ścieżki, lecz własne. Głównie jednak dlatego, że dzieci od nas czerpią swoje wzorce. Rozgoryczona, odrzucona i pełna zawiści matka to prosta droga do wychowania nieszczęśliwych i aspołecznych osób.
Mam znajomą, która weszła w romans z żonatym mężczyzną. Aby odciągnąć go od żony i dzieci, z premedytacją zaszła w ciążę, licząc na to, że „brzuchem” zmusi go do rozwodu i małżeństwa z nią. Kiedy ją uprzedzałam, że nie powinna zachodzić w ciążę z kimś, kto nie jest wolny, nie słuchała mnie. Była tak pewna swego, że nic do niej nie docierało. Przegrała. W efekcie samotnie wychowywała córkę, która nigdy nie spędziła ze swoim ojcem nawet jednej godziny, bo widywała go tylko przelotnie na sali sądowej. Dla mnie nie jest problemem samotne macierzyństwo, tylko fakt rozgrywania swoich spraw kosztem dziecka. Granie „brzuchem” Drogie Panie jest podłe, ponieważ „brzuch” to nie przedmiot – to ludzka istota, która ma prawo urodzić się z miłości i cieszyć się posiadaniem ojca.
Rzecz jasna i udane początkowo małżeństwa często się rozstają, ale jest bezspornym faktem, że ojcowie po rozwodzie chcą kontaktów z dzieckiem. Byłam przez kilka lat ławnikiem w sądzie – wiem, jak to wygląda. Współpracowałam także ze stowarzyszeniem poszkodowanych ojców, którzy uparcie walczyli o swoje prawo do widywania się z dziećmi, więc wiem, jak potrafią kochać, kiedy dziecko przychodzi na świat jako owoc miłości – a nie szantażu. Ta więź malucha z ojcem jest ogromnie ważna dla prawidłowego rozwoju dziecka i moim zdaniem zbrodnią jest świadomie dziecko tej więzi pozbawiać.
Dorośli się czasem rozstają, natomiast więź pomiędzy dzieckiem a rodzicem powinna być na całe życie. Nie ma wtedy znaczenia, że ojciec mieszka w innym domu, bywa, że nawet z inną kobietą i dziećmi z nowego związku. Ważne, że dobry kontakt córki z ojcem jest gwarantem jej udanego związku. Ojciec jest pierwowzorem partnera – jeśli jest opiekuńczy i mądrze kochający, dziewczyna buduje w sobie prawidłową matrycę i przyciągnie do swojego życia partnera, który obdarzy ją miłością. Chłopak, mający dobry kontakt z ojcem, wyrośnie na wartościowego człowieka.
Mam znajomego, który w trakcie swojego małżeństwa, zakochał się w innej kobiecie. Przyznał się żonie i poprosił o rozwód. Jego żona postawiła sprawę krótko: "możesz odejść do niej, ale nigdy więcej nie zobaczysz syna i córki." Mój znajomy zrezygnował z uczucia do ukochanej i został. Dla dzieci. Nie chcę oceniać zachowania jego żony, a jedynie podkreślić wybór mojego znajomego. Oto prawdziwa ojcowska miłość, która nie potrzebuje afiszowania się na FB. Dumny tato wkleja czasem zdjęcia dzieci, ale jeszcze nigdy nie napisał publicznie, że są jego największą miłością. Za to owa znajoma, która zaszła w ciążę tylko po to, by szantażować innych – owszem, stale publikuje manifestacje o tym, jak bardzo kocha dzieci. Potwierdza tym samym fakt, że im w nas większe poczucie winy, tym głośniej próbujemy przekonać siebie i innych, że jesteśmy w porządku. Taka hipokryzja – mniej lub bardziej świadoma.
Inna moja znajoma zamieściła na FB (jednorazowo) bardzo ciekawe i mądre zdanie: Jestem dobrą matką, ponieważ wybrałam moim dzieciom kochającego ojca. To hasło jest znakomitą kwintesencją wszystkiego, co chciałabym przekazać młodym kobietom, planującym rodzinę. To my, kobiety wybieramy ojca dla swoich dzieci. Dzisiaj, w dobie swobody seksualnej jest to o wiele trudniejsze niż wtedy, kiedy tę rolę przejmowały swatki lub rodzice. Dlatego właśnie trzeba używać zarówno serca, jak i rozsądku. Nie wystarczy, by partner był zdrowy i bogaty. Najważniejsze jest bowiem to, na ile wybrany mężczyzna jest gotowy, by być ojcem dla mojego dziecka, by mieć dla niego czas, by okazywać mu miłość i wsparcie.
Jeśli mężczyzna nie chce dziecka lub - co gorsza - ma inne dzieci i wcale nie kwapi się do stworzenia ze mną rodziny, to jest jak wielkie czerwone światło! Nie wolno! Nie wolno mi rodzić mu na siłę dziecka! I wcale nie chodzi tu o wysiłek samotnego macierzyństwa, ale o los dziecka, które niemowlakiem jest tylko przez chwilę, a potem przez wiele, wiele lat może być bardzo smutnym człowiekiem, noszącym w sercu ciężar bycia niechcianym i niekochanym. Czytałam niedawno szczerą wypowiedź pewnej pani po czterdziestce, która przez całe swoje życie zmagała się z takim bólem, ponieważ jej ojciec porzucił matkę, kiedy ta tylko zaszła w ciążę. Nigdy nie chciał poznać swojej córki, nigdy nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Ta pani założyła własną rodzinę, ma męża i dzieci, przeszła też cały cykl terapeutyczny, by uwolnić się od żalu do ojca... Jednak jej wieloletnie cierpienie niech będzie przestrogą dla lekkomyślnych dziewcząt, którym wydaje się, że "rodzą dziecko sobie i dla siebie". To nie tak, niestety... Zachodząc w ciążę, dajemy życie, za które potem bierzemy odpowiedzialność. I największym egoizmem jest traktowanie dziecka jak karty przetargowej w prywatnej walce z inną kobietą o męża.
Dzieci uczą się poprzez przykład. Jeśli są kochane i szanowane, to ich wewnętrzne dziecko jest wesołe, zdrowe i dzięki temu twórcze. Daje nam siłę i natchnienie. Właśnie dlatego to jest takie ważne, by dzieci rodziły się z miłości. Nie chcę potępiać tej znajomej, która próbowała szantażować żonatego partnera ciążą, bo wszyscy popełniamy w życiu błędy. Najczęściej z braku wiedzy i nadmiaru negatywnych emocji. Ta kobieta zapewne kierowała się złością i toczyła egoistyczną wojnę o faceta, zamiast z godnością szukać dla siebie miejsca pełnego miłości, w którym stworzy kochającą rodzinę. Zaszkodziła tym sobie. Jest dzisiaj samotna, nieszczęśliwa i budzi głównie litość. Jednak o wiele bardziej żal mi jej dzieci… One nie miały wyboru. Nie miały możliwości zdecydowania, by urodzić się z miłości, co należy się każdemu dziecku. I choćby matka nakleiła im na środek czoła karteczki z hasełkami, że są jej całym sercem, to nie poprawi ich losu. Będą musiały zmierzyć się w dorosłym życiu z zakodowaną samotnością, odrzuceniem i deficytem, którego już nie zdążą nadrobić.
Bogusława M. Andrzejewska