Główna Horoskopy i analizy Kursy i konsultacje Kroniki Akaszy Publikacje O mnie Mapa strony
Po rozwodzie
Do poczytania:
Metoda Evelyn Monahan
Związki miłosne
Przez kilka lat byłam ławnikiem w sądzie. Napatrzyłam się na rozwody i rozwodzących się ludzi. Z pewnością niełatwe to sytuacje dla nikogo, a według badań naukowców znajdują się one w grupie najbardziej stresogennych, zaraz po żałobie. Rozumiem zatem doskonale, czym jest taki moment i staram się także odnaleźć w sobie spokojną akceptację dla rozmaitych ludzkich emocji, które się z tym wiążą. Przyznaję jednak, że trudno mi pojąć tak ogromne pokłady nienawiści, jakie temu procesowi towarzyszą.
Przez ten czas spotkałam zaledwie kilka par, które rozstawały się w zgodzie, spokojnie potwierdzając własne słowa i przedstawiając wspólnie uzgodnione warunki opieki nad dziećmi oraz kwestie finansowe. Przyznaję, że takie przypadki były dla nas miłym zaskoczeniem, które chciało się uhonorować wyrazami podziwu i nagrodą, a przecież to właśnie powinno być normą. Bez względu na przyczynę, warto rozstawać się w zgodzie.
Po pierwsze robimy to dla siebie. Dla własnego psychicznego komfortu. Jeśli decydujemy się na rozwód, to kończymy jakiś etap w życiu. Najlepiej jest zakończyć go ze spokojną akceptacją i postawić mocną granicę, nie wracając myślami do trudnych doświadczeń. Rozgrzebywanie przeszłości niczemu nie służy. Jeśli odchodzimy od toksycznego partnera – warto odkorkować szampana i cieszyć się z wolności i zakończenia skomplikowanej lekcji. Aby więcej do takiej żmudnej nauki nie wracać, można spokojnie przepracować swoje wzorce, zwracając szczególną uwagę na wysokie poczucie wartości oraz wybaczenie byłemu partnerowi, że bez litości nas szkolił.
Warto pamiętać, że karmienie się nienawiścią zabiera nam energię. Zabiera nam także zdrowie. Zgodnie z psychosomatyką trzymanie w sobie żalu i uporczywe rozpamiętywanie win drugiej osoby jest przyczyną chorób nowotworowych. Nie znajduję najmniejszego powodu, dla którego warto byłoby rozmyślać o zemście i traktować byłego męża lub żonę z pogardą i gniewem. Rzecz jasna czasem są to osoby, z którymi nie chcemy mieć więcej do czynienia (np. alkoholik lub sadysta), więc wcale nie musimy ich widywać. Jednak nasze uczucia należą do nas samych. Działają w obrębie naszego ciała, dlatego wpływają na nas i nasze zdrowie. Wybaczenie nie oznacza ponownego wejścia w minione cierpienie, lecz zakończenie procesu. Wybaczamy zawsze dla siebie, by więcej nie wypełniać się piekącą rzeką jadu i niszczącymi energiami gniewu i nienawiści.
Dodam jeszcze, że to samo dotyczy innych osób zamieszanych w nasze życie. Jeśli partner odchodzi do innej kobiety (partnerka do innego mężczyzny), warto poświęcić czas samemu sobie, by tę trudną lekcję zrozumieć i uwolnić się od cierpienia. Nie warto wypełniać się złością i żalem do rywalki (rywala). Tu też korzystnie jest wejść w proces wybaczenia. Życie pokazuje, że jeśli ktoś nas zostawia, to na jego miejsce przychodzi ktoś o wiele lepszy, pod warunkiem, że zaakceptujemy to doświadczenie, podniesiemy poczucie wartości i otworzymy się na nowe, lepsze życie. Wysoka samoocena bywa kluczowa, chociaż czasem przyczyną zdrady jest i to, że sami wobec siebie nie byliśmy lojalni. Nad tym też warto popracować.
Mam koleżankę, która utrzymuje dobre kontakty z byłym mężem, a on pomaga jej w różnych życiowych sprawach, jeśli ona tego akurat potrzebuje. Powiedziała mi wprost, że są przyjaciółmi. Czy to nie jest wygodne i przyjemne? A warto wiedzieć, że małżeństwo to należało do bardzo burzliwych, na granicy rękoczynów niemalże. Rozwód sprawił, że tych dwoje ludzi przestało wzbudzać w sobie nawzajem skrajne emocje. Bardzo podobają mi się ich zgodne i sympatyczne relacje.
Po drugie: robimy to dla dzieci. Dla nich to bardzo ważne, aby mieć kontakt z obojgiem rodziców. Rzeczą oczywistą jest, że nie wolno pod żadnym pozorem oczerniać rodzica, wyzywać i lżyć w obecności dziecka. Nasze kłótnie i zdrady to nasza sprawa – dorosłych. Dzieci do tego nie mieszajmy. Dziecko ma prawo kochać oboje rodziców, także tego tatę, który znalazł sobie "inną panią" czy mamę, która odeszła do "innego pana". Niewierność dorosłego nie ma nic wspólnego z byciem ojcem czy matką. I absolutnie nie jest dla mnie żadnym argumentem stwierdzenie, że dla dobra dziecka nie odchodzi się od żony (czy męża). To kompletna bzdura, która nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Praktyka wskazuje, że dla dziecka lepsze są dwa domy i patchworkowa zgodna, pełna miłości rodzina, niż mieszkanie pod jednym dachem z dwojgiem nienawidzących się rodziców, którzy zaciskając zęby czekają, kiedy dziecko dorośnie i wyprowadzi się na swoje, by mogli wreszcie wziąć rozwód.
Dla dobra dzieci przede wszystkim powinniśmy traktować siebie wzajemnie z szacunkiem. Należy wówczas schować wszystkie żale do kieszeni, by móc spokojnie powiedzieć do pociechy: "mama nie może porozumieć się z tatą, więc nie będą razem mieszkać, ale oboje bardzo cię kochają i nadal jesteś dla nich tak samo ważny". W obecności dziecka nie ma miejsca na gniewy i pretensje. Warto wybaczyć i zamknąć za sobą jakiś rozdział życia. Jest to zresztą o wiele łatwiejsze, kiedy nie mieszkamy razem.
Pomijam tutaj sytuacje skrajne, kiedy ojciec czy matka są jednostkami na tyle patologicznymi, że lepiej odsunąć ich od dziecka. W pozostałych wariantach człowiek spontanicznie kieruje się rozsądkiem. Panowie dzielą się na takich, którzy bez względu na to, jaka jest matka, kochają swoje dziecko ponad wszystko oraz na takich, którzy nie czują swojego ojcostwa, nie są odpowiedzialni i nie chcą mieć z dziećmi nic wspólnego. To nieliczne grupy. Najwięcej jest takich, którzy traktują swoje dzieci trochę tak, jak są traktowani przez byłe żony. Jeśli kobieta ma klasę i zachowuje się mądrze, wówczas płacą alimenty bez dyskusji i chętnie widują się z dzieckiem. Jeśli są traktowani ze złośliwością i podłością, unikają płacenia i zaniedbują dzieci.
Znam bardzo ciekawy przypadek pana, który z wielkim zaangażowaniem i miłością wychował pasierbicę – córkę swojej żony, natomiast nie chce mieć nic wspólnego ze swoimi biologicznymi dziećmi urodzonymi przez byłą partnerkę. Kiedy poprosiłam o wyjaśnienie, dlaczego jest wobec jednych dzieci tak dobrym i czułym ojcem, a wobec innych tak nieodpowiedzialnym, usłyszałam, że tamta kobieta jest podła i chciwa, więc jej dzieci są takie same. Ciekawa filozofia, która – bez względu na jej sensowność – powinna być cenną informacją dla rozwiedzionych kobiet. Wielu mężczyzn tak podchodzi do tematu: mniej lub bardziej świadomie przenoszą uczucia do matki na dzieci. Złośliwość, chciwość i chęć zemsty absolutnie nie popłacają. A wystarczy odrobina szacunku i uprzejmości, by nasze dzieci miały obok siebie upragnionego ojca, za którym często bardzo tęsknią.
Zauważyłam w swojej praktyce, że rozwiedzione panie zwykle bez żadnych zahamowań plują jadem nienawiści na byłego małżonka i jednocześnie oczekują, że będzie widywał dziecko i płacił ogromne alimenty. Tymczasem zasada jest prosta: jeśli chcemy, by ojciec traktował z miłością swoje dziecko, a ta miłość wyrażała się zarówno zainteresowaniem, jak i hojnością, wówczas trzeba wybaczyć partnerowi i traktować go naturalnie. Każdy przychodzi tam, gdzie jest uprzejmie traktowany. Stamtąd, gdzie spotyka go wrogość i tylko chciwie wyciągnięte po pieniądze ręce, ucieka. To proste.
Kłania się tutaj zasada lustra. Jeśli jesteśmy pełni nienawiści, to doświadczamy niechęci i skąpstwa. To oczywiste, że ojciec chętnie płaci na dziecko, jeśli z byłą żoną ma dobre stosunki, a skąpi, jeśli wie, że dziecko jest nastawiane przeciwko niemu. Tymczasem większość pań zupełnie tego nie rozumie, wychodząc z założenia, że skoro je zdradził, czy skrzywdził, to musi zostać ukarany i ma dosłownie za wszystko zapłacić. Taka polityka obraca się przeciwko samotnym matkom, które swoim działaniem odpychają ojca od dziecka.
Jest też bardzo krzywdząca dla dzieci, które w ten sposób tracą kontakt z ojcem. Negatywne efekty wyjdą w wieku późniejszym, kiedy dziecko dorośnie i będzie miało problemy w relacjach. Zadziwia mnie fakt, że chociaż wielokrotnie tłumaczyliśmy rozwodzącym się paniom, jak powinny postępować dla dobra swoich pociech, to po pełnych nienawiści oczach widać było, że przedłożą zemstę ponad komfort swój i dziecka. I zastanawiałam się wówczas: co łączyło tych dwoje? Czy prawdziwa miłość może zamienić się w tyle złych uczuć?
Stąd sporo smutnych refleksji. Bo warto czasem posłuchać mądrzejszych od siebie – dla własnego dobra i dla dobra swoich dzieci. To my kształtujemy swoje życie. Każdego dnia. Także wtedy, kiedy wychodzimy z sali sądowej po rozwodzie. To od nas zależy, czy będziemy jeszcze w życiu szczęśliwi, czy też zarówno my, jak i nasze dzieci płacić będziemy karne odsetki od emocji, nad którymi nie umiemy zapanować. Warto rozumieć drugiego człowieka. Warto wybaczać. A nade wszystko warto żyć pogodnie, bez gniewu i bez nienawiści.
Bogusława M. Andrzejewska