Na drodze rozwoju często słyszymy o tym, że złość jest bardzo szkodliwa. Działa negatywnie na nasze ciało, powoduje osłabienie, bóle wątroby, nadciśnienie, wrzody żołądka. Ogólnie jest męcząca i każdy wie, że taka emocja nam w żaden sposób nie służy. Wielokrotnie pisałam też, że zazwyczaj pokazuje jakiś wzorzec, który domaga się uzdrowienia. W większości przypadków uleczenie wzorca sprawia, że odzyskujemy spokój.
Ale nie zawsze. Niektórzy ludzie mają niejako większe predyspozycje do gniewu. To jak część ludzkiej natury. Jedni mają słuch absolutny, inni umieją rysować, ktoś ma piękny, dźwięczny głos, a ktoś inny złości się z byle powodu. Warto o tym wiedzieć, bo jeśli taki wątpliwej wartości „dar” trafi na nas, to na próżno będziemy pracować nad sobą. Złość będzie wracała jak bumerang. To może powodować frustrację i koło się zamyka.
Człowiek, który wkłada wiele wysiłku w pracę nad sobą, doświadcza ogromnego rozczarowania, kiedy nie może uwolnić się od gniewu czy żalu. Pomimo rozmaitych ćwiczeń, pomimo wybaczenia ludziom, którzy go ewidentnie skrzywdzili, pomimo medytacji, staje wobec fali wściekłości, z którą nie umie sobie poradzić. Bo oto okazuje się, że wszystko, co dotąd zrobił, nie ma żadnego znaczenia. Oczywiście – w istocie każde nasze działanie ma znaczenie, tylko oczekiwania są rozbieżne z tym, czego doświadczamy.
Niektórzy ludzie mają więcej dystansu do świata. U nich gniew znika wraz z uzdrowieniem wzorca, który ten gniew wywołał. U innych energetyczna struktura jest taka, że nie ma oczywistych efektów. Rzecz jasna uzdrowiony wzorzec to korzyść, ale na jego miejsce pojawia się coś innego. Równie mocno poruszającego. Można nawet mieć wrażenie, że nie ma żadnych wzorców ani żadnych przyczyn, jest tylko złość sama w sobie.
Kiedyś takich ludzi nazywano „cholerykami”. Charakterystyczne dla nich jest właśnie to, że wszystko ich wkurza. Nawiedzeni rozwojowcy oburzają się na ich zachowanie i mówią: „uspokój się, wyluzuj, nabierz dystansu”. Kręcą z dezaprobatą głowami i oceniają nisko takiego człowieka. Myślą, że on nie pracuje nad sobą. To jeszcze bardziej frustruje „choleryka”, bo czuje się ułomny. Inni są tacy wyciszeni, a jego wkurza fakt, że łyżeczka upadła na podłogę.
Co z tym zrobić? Po pierwsze uświadomić sobie, że może właśnie należymy do takiego energetycznego gatunku. W numerologii pokazuje to zwykle Piątka w dniu urodzenia. Mając taki „dar” nie jesteśmy w stanie wyciszyć się tak szybko i łatwo jak inni ludzie. Mamy też tendencję do złoszczenia się niejako bez powodu – właśnie na spadające łyżeczki, ludzką głupotę czy inną błahostkę niewartą uwagi. Dajmy sobie prawo do tego, co odczuwamy i nie wymagajmy od siebie bycia idealnym „kwiatem lotosu na powierzchni niczym nie zmąconego jeziora”.
Po drugie – nie wolno tłumić emocji. „Choleryk” na ścieżce rozwoju chce za wszelką cenę dorównać innym i na siłę pozbywa się objawów. Powtórzę raz jeszcze: objawów. Oznacza to, że w środku kipi wulkan wściekłości, ale dobry trening pozwala słodko uśmiechać się do ludzi i grzecznie odpowiadać na pytania. Tłumienie jest szkodliwe, ponieważ spycha emocje w głąb ciała, gdzie zaczynają pożerać nasze tkanki i produkować rozmaite choróbska.
Przy okazji podpowiem, że wiele osób, także takich bez cech „cholerycznych” chętnie tłumi gniew. Najczęściej nieświadomie. Ktoś czuje złość i myśli: „och, to złe, to nie wypada, przecież się rozwijam”, po czym bierze kilka głębokich oddechów, powtarza pięć razy afirmację i zakłada maskę spokoju. Gniew warto uwolnić – pisałam o tym – na przykład poprzez wysiłek: trzepanie dywanów, rąbanie drzewa, przestawianie mebli, a nawet walenie pięścią w poduszkę.
Po trzecie – warto zadbać o energetykę. Pilnować podnoszenia wibracji. Rozdrażnienie jest charakterystyczne dla spadku energetycznego. Kiedy denerwują nas drobiazgi bez znaczenia, to prawdopodobnie poziom energii jest bardzo nisko. Warto zrobić sobie Reiki i popracować nad podniesieniem tego poziomu. Kiedy poczujemy w sobie lekkość, spokój i zadowolenie – samoistnie, niewymuszenie – to energia się podniosła. To najlepszy sposób. Ale wymaga pilnowania i codziennego działania.
Nie jest to nic skomplikowanego, ponieważ energię podnosi nam robienie tego, co lubimy. Malowanie, pisanie powieści, uprawa ogródka, śpiewanie, słuchanie muzyki, taniec, granie na misach – to tylko kilka przykładów. Ale można i bardziej konkretnie: wejść w Kroniki Akaszy, popracować z energią, zrobić medytację. Systematyczna medytacja uzdrawia tendencje do rozdrażnienia i wycisza. Warto na to zwrócić uwagę w tym kontekście i wypróbować, jak u nas zadziała. Ale też rozumiem, że nie jest to metoda dla wszystkich.
Po czwarte zatem – w niektórych przypadkach warto poszukać przyczyny i ją uzdrowić. Np. czujemy złość, bo dotknęło nas coś niemiłego. Można spróbować popatrzeć z innej perspektywy i wyliczyć wszystkie dobre rzeczy w naszym życiu. Pokazać i udowodnić sobie, że to życie nie jest takie tragiczne. Można też odnaleźć piękne aspekty istnienia wokół nas. Tutaj bardzo przydaje się pozytywne myślenie i umiejętność dostrzegania Dobra.
Czasem złość jest spowodowana czyimś złym postępkiem. Nie da się na siłę wybaczyć komuś, kto postępuje podle, ale można spróbować wyjść poza gniew i spróbować zrozumieć człowieka. Często jest tak, że nie jesteśmy atakowani personalnie. Np. złodziej, który nas okradł, nie chciał nas skrzywdzić. Chciał tylko się najeść albo spełnić jakieś marzenie. Świat nie jest sprawiedliwy – wiemy to wszyscy. Nie każdy potrafi uczciwie udźwignąć tę niesprawiedliwość i podbiera komuś, kogo los hojniej obdarzył, czyli na przykład nas. Potraficie zrozumieć ten ból u kogoś, kto Was okradł? Wejście w buty drugiej osoby pozwala uwolnić gniew, ponieważ dostrzegamy po drugiej stronie nędzę psychiczną i materialną, a w efekcie dostrzegamy, że finalnie to my jesteśmy w lepszej sytuacji. I gniew się ulatnia, a pojawia się współczucie. Jednak jeśli nie da się wybaczyć ani zrozumieć, nie robimy tego na siłę, bo to bez sensu. Efektu nie będzie.
Koniecznie chcę w tym miejscu dodać, że nie jest właściwe pocieszanie człowieka słowami: „uspokój się”, „ten gniew ci szkodzi”, „ta złość nie ma sensu”. Każdy to wie, nie musi tego od nas słuchać, kiedy cierpi. Jedyne co może naprawdę pomóc, to znalezienie motywacji do innego, pozytywnego spojrzenia na życie. Kiedy ktoś czuje wściekłość, bo świat zmierza do przepaści, pokażmy mu, że może zająć się sobą, olać cały świat i przeżyć coś pięknego, miłego, rozkosznego. Kiedy ktoś wścieka się, bo zła osoba mu dokopała, pokażmy mu całą nędzę tej osoby i to, jak bardzo jest ukarana przez życie, że jest taka, jaka jest. Kiedy ktoś cierpi z powodu niesprawiedliwości, pokażmy mu całe dobro jego życia, to wszystko, o czym w złości zapomniał. Oto motywacja do tego, by się uspokoić.
Po piąte – otulamy miłością siebie. Miłość uzdrawia wszystkie rany. Uwalnia też gniew w bardzo prosty sposób. Im więc kochania i uwagi dajemy sobie, tym mniej zajmujemy się innymi. Tym mniej porównujemy ich szczęście do swojego i tym mniej analizujemy poziom sprawiedliwości-niesprawiedliwości wszechświata. Miłość do siebie nagradza nas swoim ciepłym dotykiem i prowadzi do odczuwania przyjemności, a nawet szczęścia. Wypala ból i żal, zastępując je lekkością. Proste. I na dodatek przyjemne.