Z duchowego punktu widzenia nie ma złych związków. Każdy jest umową dwóch dusz, które wzajemnie uczą się rozmaitych jakości. Nawet najbardziej toksyczny partner trafia nam się nieprzypadkowo – zostaje zaproszony przez naszą duszę z ważnego powodu. Najczęściej po to, abyśmy podnosili poczucie wartości i uczyli się asertywności, stając w obronie swojego prawa do szczęścia. Co sprowadza się wówczas do tego, że taki związek powstał po to, byśmy umieli go zerwać i z niego odejść.
Na szczęście nie zawsze doświadczamy dramatów. W większości wypadków związki uczą nas po prostu umiejętności życia z drugą osobą. To wymaga na przykład rozwinięcia w sobie wrażliwości na potrzeby drugiej osoby, empatii, tolerancji, często delikatności i współczucia, kiedy partner przynosi do naszego życia swój ból i rozmaite problemy. To uczy nas też otwartości i rozumienia innych ludzi. Często wymaga jakości tak banalnej, jak umiejętność ustępowania w prostych sprawach bez znaczenia.
Wbrew pozorom rzadka to cecha, bo w dzisiejszych czasach zauważam dużo egoizmu i uporu. Każdy wydaje się być najmądrzejszy i najważniejszy dla siebie. Jakże często dorośli ludzie zachowują się jak dzieciaki w piaskownicy. Jednemu na czymś zależy, a drugi nie chce ustąpić, bo uważa, że musi koniecznie walczyć z partnerem o wszystko i mieć ostatnie słowo. Czasem dlatego, że w dzieciństwie zawsze umiał wszystko na rodzicach wymusić i teraz przenosi to na swój związek. Zwyczajnie nie potrafi postępować inaczej.
Ale w związku uczymy się też dbania o siebie. O to, aby nikt nas nie wykorzystywał i nie poniżał. Aby nas szanowano. Partner intymny – jak wielokrotnie pisałam – dotyka naszego pola energetycznego mocniej niż inni i z łatwością uderza w nasze kompleksy. Wydobywa często na światło dziennie to, czego nie chcemy uznać i uzdrowić. Zmusza nas do tego, byśmy sami znaleźli dla siebie miłość i chronili siebie przed wszelką krzywdą. Pomaga nam zadbać o swoje prawo do szczęścia, o swoją wolność, o swoje dobro. Czasem paradoksalnie naruszając to wszystko, bo tylko w ten sposób uczymy się bronić.
Jednak jeszcze częściej uczy nas łagodności i tolerancji. Rozumienia i dystansu. A przede wszystkim dojrzałości. Bardzo często obrażamy się i czujemy skrzywdzeni rzeczami błahymi. Na przykład tym, że partner woli się spotkać z kolegami niż iść z nami na spacer. A przecież związek na tym właśnie polega, by rozumieć drugą osobę i dawać jej prawo wyboru tego, co lubi, co dla niej dobre. Ale też wymagać pewnego kompromisu – dzisiaj czas z kolegami, jutro spacer ze mną. Zawsze najlepsza jest równowaga.
Z duchowego poziomu patrząc nikt nas nie krzywdzi, jeśli nie dajemy na to przyzwolenia. Warto zatem w relacji nauczyć się odróżniać rzeczy ważne od drobiazgów. Nie ma sensu robić awantur o porzucone na środku dywanu brudne skarpetki. Ale nie ma też sensu żyć z kimś, kto nas permanentnie okłamuje. Dlatego jedną z najważniejszych lekcji w związku jest odnalezienie właściwej miary dla wszystkiego oraz indywidualna ocena, co nam nie przeszkadza, a z czym mierzyć się nie chcemy.
Jesteśmy różni. Nie ma jednaj recepty dla wszystkich ludzi. Dlatego zawsze sami zadajemy sobie pytanie, co jest w tym układzie dla nas dobre, a czego nie możemy strawić? Odpowiedzi są bardzo różne. Jedni żyją w otwartych związkach, a inni nie są w stanie przemóc obrzydzenia po jednej incydentalnej zdradzie. Jedni na pierwszym miejscu stawiają pieniądze, a inni mogą żyć w samej koszuli o kromce suchego chleba. Zawsze trzeba dopasować swoje priorytety, a jeśli to trudne, to i związek może być całkiem niemożliwy.
Wracając jednak do umowy dusz chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że nie ma czegoś takiego jak pomyłka czy zły związek, czy związek nieudany. Kiedy rozczarowani decydujemy się na rozwód, zazwyczaj czujemy bardzo mocno życiowa przegraną. Często klęskę. Wydaje nam się, że popełniliśmy jakiś błąd, coś zrobiliśmy nie tak. Paradoksalnie myślą tak nawet zdradzone żony czy zdradzeni mężowie, czyli osoby absolutnie niewinne w odniesieniu do rozpadu małżeństwa.
Myślę, że dzieje się tak dlatego, że związek traktujemy jak zadanie, które należy wykonać, czyli trwać i przetrwać do końca życia razem. Jeśli z jakiegoś powodu się rozstajemy, to zadanie wykonane nie zostało. Tymczasem to z gruntu błędne założenie. Sens związku polega na byciu razem – bodaj przez pół roku czy nawet parę miesięcy. Niezależnie od długości trwania relacji zadanie zostaje wykonane poprzez sam fakt wzajemnej nauki i wspólnego doświadczania. Oczywiście osobną kwestią jest, na ile korzystamy z tych lekcji i uzdrawiamy swoje życie. Jednak naszym zadaniem nie jest nieprzerwane trwanie w stadle, tylko samo spotkanie z drugą osoba i podejmowanie rozmaitych decyzji.
W naszej kulturze ogromnie ważne jest zrozumienie, że mamy prawo mieć kilka związków, a rozwód nie jest klęską, która rzutuje w jakikolwiek sposób na nasza samoocenę. Im wyżej rozwinięta dusza, tym więcej rozmaitych jakości potrzebuje do własnego rozwoju, a tym samym spotyka się na płaszczyźnie intymnej relacji z dwiema lub trzema innymi duszami. Nawet historia pokazuje, że monogamia to tylko pewna iluzja, bo często poza formalnym związkiem rozwijały się także inne, nieformalne. Dzisiaj istnieją rozwody, dlatego ten proces jest bardziej widoczny.
Jednak to tylko ogólniki, bo nadal mamy zgodne długotrwałe małżeństwa, w których dynamicznie zachodzą rozmaite procesy. Jak najbardziej istnieje jedna miłość na całe życie. To też ważna lekcja. Ale chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że te wszystkie związki, które uważamy za nieudane, nigdy nie były pomyłką. Były także umową dwóch dusz, która miała prowadzić do rozstania, ponieważ sensem relacji była na przykład nauka asertywności i odkrywania swojego prawa do szczęścia.
Nie oznacza to wcale, że mamy rozstawać się z partnerem po pierwszej kłótni. Sztuka miłości w związku to także – jak pisałam wyżej – umiejętność rozumienia i wybaczenia. Każda sytuacja i każda relacja jest niepowtarzalna. Nie sugeruje to także zmieniania partnerów jak rękawiczek. Nimfomania nie oznacza wcale starej duszy poszukującej nowych jakości, tylko psychologiczny problem z własnym niedowartościowaniem. Rozumienie rozstania z duchowego punktu widzenia nie przyzwala na zabawę i przedmiotowe traktowanie innej osoby.
Jednak kiedy zdrowi ludzie po pewnym spędzonym wspólnie czasie odkrywają, że miłość wygasła i czują, że chcą się rozstać – mogą to zrobić bez poczucia winy. Każdy ma prawo szukać chleba dla swoich uczuć gdzieś indziej. Zakończony związek nie bywa w najmniejszym stopniu przegraną. Jest zadaniem zamkniętym w najlepszym momencie. Wtedy, kiedy obie dusze potrzebowały pójścia naprzód. Zawsze jest w tym zakończonym związku jakaś cenna lekcja dla obu stron.