Napisano całe tomy na temat przyczyn zdradzania i nadal nie ma na to jednej odpowiedzi. Moim zdaniem przede wszystkim dlatego, że jesteśmy jako ludzie wielowątkowi. Mam znajomego, który jeździł ze mną na szkolenia po całej Polsce. Spaliśmy w tym samym hotelu i nierzadko nasze pokoje oddzielała tylko cienka ściana, która nie była w stanie zagłuszyć charakterystycznych odgłosów uprawianego seksu. Za każdym razem była to inna kobieta. I pewnie nie byłoby w tym nic bulwersującego, gdyby nie fakt, że na mojego znajomego czekała w domu młoda, sympatyczna i ładna żona z małym dzieckiem.
Bazując na długoletniej znajomości, odważyłam się któregoś dnia zapytać, dlaczego to robi, chociaż miałam w zanadrzu gotowe wytłumaczenie. Mój znajomy został wcześniej „porzucony” przez żonę, która odeszła do innego mężczyzny. Oczywistym wydawało się więc, że jego działania, to zarówno próba dowartościowania po symbolicznym „wykastrowaniu” przez byłą żonę, jak i podświadoma zemsta na całym kobiecym rodzie. Nie ulega wątpliwości, że mój znajomy przygodne kochanki traktował wyłącznie przedmiotowo.
Odpowiedź kolegi zaskoczyła mnie. Z rozmarzonym błyskiem w oku opowiadał mi o rozkosznym procesie powolnego flirtu, zdobywania zainteresowania i o tym, co nazywamy „motylami w brzuchu”. Ze szczegółami opisywał ukradkowe spojrzenia, które budzą dreszcz podniecenia i niepewność oczekiwania na ciąg dalszy. Przyznał się, że uwielbia tę grę z drugą osobą i wierzy, że ta druga strona także czerpie z takiej zabawy przyjemność.
Słuchając go, poczułam to wszystko i uświadomiłam sobie, że każdy z nas lubi ten cudowny stan bycia oczarowanym i zauroczonym. Z uśmiechem wspominamy własne doświadczenia w tym zakresie, które bez wątpienia należą do najprzyjemniejszych etapów życia. Jest to też coś, za czym wielu spośród nas tęskni w ukryciu. Jednak w przeciwieństwie do mojego znajomego, rzadko kiedy pozwalamy sobie na stale powtarzające się flirty, bo zazwyczaj przechodzimy do kolejnych etapów. Oczarowanie zmienia się w bliskość, a potem często w miłość lub zażyłość. Budujemy związek i kierowani lojalnością wobec partnera, nie sięgamy po radość kolejnego budowania ekscytującej relacji. A mój znajomy wybrał nieustające zakochiwanie się na nowo, w miejsce lojalności wobec żony. Nasza wspólna znajoma nazwała go „seksoholikiem”, lecz ja uważam, że to bardziej „flirtoholik”.
Nie oceniam jego zachowania, mogę jedynie przyznać się szczerze, że staję po stronie dojrzałości, która pozwala przejść od podniecającej gry spojrzeń, do pełnego i świadomego związku, opartego na uczuciu. Jestem też zwolenniczką lojalności w związku, ale to mój wybór i moje zdanie, oparte na własnym doświadczeniu. Każdy ma prawo do swoich wyborów i decyzji. Tu chcę tylko pokazać, że przyczyny zdrady małżeńskiej mogą być absolutnie zaskakujące.
Warto o tym wiedzieć, szczególnie wtedy, kiedy wydaje nam się, że mężczyzna zdradza, bo jest znudzony żoną albo ta żona „złą kobietą była”. Nic bardziej mylnego. Mój znajomy twierdzi, że te wszystkie flirty są jedynie grą i bardzo kocha żonę, chociaż z całą pewnością żadna z nas nie chciałaby być kochana w ten sposób. Będę więc uparcie twierdzić, że w głębi duszy mojego znajomego nadal tkwi „porzucony chłopczyk”, który wymyślił sobie dowartościowującą go pasję flirtowania. Powód jego zdrad jest – jak napisałam wyżej – wielowątkowy i wszystkie aspekty mogą odgrywać tu rolę.
Jeśli ktoś myśli, że mężczyźni mają monopol na irracjonalne myślenie, to zamierzam wyprowadzić go z błędu. Wśród moich klientek jest sporo pań, które są w miłosnych układach „tymi trzecimi”. Na początku wszystkie próbują mi wmówić, że: „są lepsze od jego żony i on będzie z nimi szczęśliwy”. To absurdalne założenie rozbijam w pył jednym prostym pytaniem: „Skoro jesteś taka dobra, to dlaczego od 3 (4… 5… 6…) lat jesteś tylko zabawką na boku, a on nie odszedł od tej złej żony?”. Dopiero wtedy te nieszczęsne kobiety mają odwagę na przejście całego procesu uświadomienia sobie wypieranej latami prawdy, że same siebie oszukują. Głośno przyznają, że one i ich potrzeby zawsze są dla partnera na drugim miejscu po żonie, a ich roszczenia dotyczące rozwodu z poślubioną kobietą i zalegalizowania nowego związku są zbywane od lat krótkim: „już niedługo, jak tylko…”. Nie mam wątpliwości, że w takim układzie, to małżonka jest tą bardziej kochaną i szanowaną, a kochanka pozostaje jedynie “rozrywką”.
Dlatego nie bez powodu użyłam słowa „nieszczęsne”. Nawet zdradzana żona zachowuje w społeczeństwie twarz, ponieważ to ona jest ofiarą czyjegoś okrucieństwa. Zdradzanym żonom się współczuje i pomaga. Zdradzane żony są też szczególnie łakomym kąskiem dla wielu atrakcyjnych panów, którzy dotąd odprawiani z kwitkiem, przychodzą z argumentem nie do odparcia: „przecież on cię zdradził, zrób mu to samo – za karę, niech ma”. Któż się temu oprze? Zdradzana żona, jeśli tylko zechce, może poczuć, że jest szczególnie piękna i pożądana. Jej notowania u innych panów rosną wraz ze zdradami męża – to oczywiste.
I właśnie zdradzane żony zawsze mają możliwość wzięcia na niewiernym mężu odwetu – od pozbawienia go majątku poczynając, przez odcięcie od ukochanych dzieci, a na przyprawieniu niebotycznych rogów kończąc. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że zdradzający panowie najczęściej naprawdę kochają swoje żony – na co wskazuje praktyka – to wniosek jest taki, że to właśnie żona trzyma w rękach klucze do szczęścia swojego męża.
Nieszczęsne kochanki nie mają nic. Żadnych praw. Żadnych asów w rękawie. Nawet zdradzić takiego pana nie mogą, bo cóż to za zdrada? Jedyne, co mogą, to zajść w ciążę i przywlec się do domu partnera, by dumnie wypiąć brzuch przez ślubną małżonką. I to wszystko, bo owa małżonka może zatrzasnąć im drzwi przed nosem, ograniczając chwile satysfakcji do marnych 5 sekund wątpliwego triumfu.
Kiedy pytam moje klientki, dlaczego weszły w tak szkodliwy dla siebie i upokarzający układ, obnaża się cała rozmaitość absurdalnych pomysłów, w których miłość naprawdę jest na ostatnim miejscu. Przecież zanim pokochamy kogoś naprawdę, potrzebujemy czasu, by rozwinęła się bliskość. Nie ma takiej możliwości, by do tej pory nie dowiedzieć się, że nasz partner ma kogoś innego, a zwłaszcza żonę. Raz tylko spotkałam naiwną panią, która przez 2 lata spotykała się z panem wyłącznie we własnym mieszkaniu i wierzyła, że nie jest żonaty.
Kobiety najczęściej czują podświadomie, że partner jest niejako nieosiągalny dla nich. Wchodzą w taką relację kierowane wzorcem opartym na lęku przed bliskością. Wiedzą, że żonaty mężczyzna nigdy nie będzie do końca ich partnerem, że będzie wracał do tego drugiego domu. Pozornie chronią siebie w ten sposób przed zaangażowaniem. W praktyce kochają i cierpią. Często są to kobiety DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików).
Zanim jednak ten wątek zostanie odkryty, częściej widać zgoła inne przyczyny. Niektóre wręcz nieprawdopodobne. Jedna z pań poznała małżeństwo, w którym on pracował we własnej firmie, nieźle zarabiając, a żona pozostawała na utrzymaniu męża i zajmowała się domem i dziećmi. Do tego pan ów traktował żonę z wielką czułością. Moja klientka zapragnęła tego samego: siedzieć w domu, nie pracować i być rozpieszczaną przez męża. Zamiast jednak poszukać wolnego partnera, zajęła się swoim żonatym znajomym. Wydawało się jej, że najłatwiej “przejąć” gotowego, ukształtowanego przez inną partnera.
Tymczasem mężczyzna nie jest przedmiotem, czy meblem, który można przestawiać z miejsca na miejsce, zachowując bez zmian jego cechy. Ów pan dał się wciągnąć w romans, ale nie odszedł od żony i nie przestał utrzymywać rodziny. Pieniądze, na które moja klientka liczyła, nigdy do niej nie trafiły. Na rozwód partnera i swoje z nim małżeństwo też liczyć nie mogła. Kiedy zdesperowana zaszła w ciążę i zawiadomiła o tym żonę swojego kochanka, ów szybko wrócił do żony i poświęcił wiele czasu, by wynagrodzić jej zdradę. Moja klientka żyła w nędzy przez całą ciążę i pierwszy rok życia dziecka, dochodząc alimentów przez sąd i komorników. Ilekroć próbowała zwrócić się do kochanka o pomoc, była traktowana jak prostytutka, a nie jak partnerka czy matka jego dziecka.
I znowu nikogo nie oceniając, chcę tylko wykazać, że związek kształtują dwie osoby. Traktowanie żony przez męża z miłością nie świadczy o rodzaju czy jakości samego męża. To efekt wspólnego życia, wspólnych doświadczeń, wzajemnej relacji. Buduje się to latami wzajemnej czułości i bliskości. To, co Adam okazuje swojej żonie Ewie, nie musi okazywać Annie, kiedy ta wejdzie w ich związek. Relacje pomiędzy Adamem i Ewą będą zawsze inne, niż relacje pomiędzy Adamem i Anną – chociaż to ten sam Adam. Jednak relacja już nie jest ta sama. Bo relację tworzymy we dwoje. Warto, by wzięły to sobie do serca kobiety, które wyciągają ręce po cudzego męża, myśląc, że razem z nim dostaną bez wysiłku wszystkie uczucia, rytuały, czułość i bliskość z jego pierwszego związku. Tak po prostu, nic w zamian nie dając i o nic się nie starając. Ale tak się nie dzieje.
W omawianym przykładzie – na moje wyczucie – mężczyzna szybko zorientował się, że moja klientka chce głównie jego pieniędzy i życia na jego koszt. Tak też ją potraktował, jakby chciał ją za to ukarać. Dlaczego żonę utrzymywał bez słowa przez tyle lat? Bo zapewne umiała mu udowodnić, że ważny jest on i jego uczucie, a nie jego portfel. Co bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że byli ze sobą od czasów studenckich, kiedy ów pan nie posiadał ani firmy ani pieniędzy. Zapewne przez wiele lat z ogromnym staraniem budowali piękną bliskość, która była w stanie przetrwać nawet tę jego zdradę.
Mężczyzna – nawet taki który zdradza – żonę traktuje zazwyczaj z szacunkiem. Kochanka, to dla pana często „łatwa kobieta”. Ktoś, kto zaspokaja różne potrzeby. Nie różni się w tym względzie od mechanika, ogrodnika czy fryzjera. Są panie całkowicie tego świadome i w pełni korzystające z tego faktu. Znam energiczne, niezależne i piękne singielki, które są niezamężne z wyboru. Potrzebują jednak – jak każdy – seksu i przyjemności. Na partnerów wybierają sobie żonatych panów, właśnie dlatego, że z nimi mogą tworzyć związki bez zobowiązań. Takie pary spędzają razem czas miło i przyjemnie. Nie planują wspólnej rodziny i nie tracą czasu na rozmowy „o przyszłości”. Cieszą się chwilą. O takich kochankach nigdy nie powiem: „nieszczęsne”. To najczęściej świadome kobiety, które wiedzą, czego chcą i niczego od partnera nie oczekują poza odrobiną czasu i przyjemności.
Nie oznacza to jednak, że uważam takie związki za pozytywne i bezproblemowe. Tam gdzie jest seks i wspólne spędzanie czasu, tam tworzy się bliskość. A to prędzej czy później prowadzi do zaangażowania i miłości. A wtedy związek staje na rozdrożu, bo tutaj każde rozwiązanie niesie ze sobą czyjeś cierpienie.