Rodzimy się niewinni. Każde dziecko w swej istocie jest niewinne. Przychodzi na świat jako czysta, boska istota, która powstała w totalnej doskonałości, w efekcie wyjątkowego cudu. Rodzimy się z miłości i pełni tego pięknego uczucia rozpoczynamy swoją wielką przygodę w aktualnym wcieleniu. Każde dziecko jest czystym pięknem, które całym sobą zasługuje na to, aby być kochanym.

Od samego początku jest dobre i poszukuje tego dobra. Jeśli pozwalamy mu być sobą, rozwija się prawidłowo i szuka tego, co najlepsze. Wywieranie nacisku, by było grzeczne, jest blokowaniem przepływu naturalnej energii miłości. Bo cóż oznacza bycie grzecznym? Sztuczne życie według norm osób dorosłych. Bez radości, zabawy, rozluźnienia, wyobraźni, twórczości… A przecież dziecko samo z siebie jest cudowną, niewinną istotą.

Gdyby mogło to zapamiętać na zawsze, nie obciążałoby siebie niepotrzebnym poczuciem bycia kimś gorszym, niegodnym i nie zasługującym na miłość. Niestety jako małe bezbronne istoty podlegamy wpływom naszych rodziców, którzy szarpani swoimi emocjami, powodują u nas różne trudne odczucia. I najczęściej czynią to całkiem nieświadomie, bo gdyby znali konsekwencje swoich słów i działań, raczej milczeliby przez większość naszego dorastania. Przecież życzą nam jak najlepiej i chcą naszego szczęścia – to oczywiste. Ale rodzice nie wiedzą, co się dzieje w małym dziecięcym serduszku, kiedy toczą swoje bezsensowne batalie niezaspokojonych marzeń o wychowaniu idealnego człowieczka, którego można wsadzić w ustaloną z góry ramkę.

Całkiem malutkie dziecko nie może być niegrzeczne, bo nie rozumie, czym jest bycie grzecznym lub nie. Nie dokonuje podstępnego wyboru, by robić rodzicom na złość. Raczej bada świat, tak jak potrafi i zgodnie z tym, co budzi jego ciekawość. To, co czasem nazywamy dziecięcą manipulacją jest tylko tym, czym odruch Pawłowa. Jeśli maleństwo zauważy, że w efekcie na przykład głośnego krzyku lub przewrócenia czegoś pojawia się uwaga lub troska ze strony dorosłych, to wykonuje takie działania, które zapewniają mu tę uwagę lub troskę. Nawyk ten pozostaje na długie lata, bo nawet kilkulatki – nauczone, że rodzice okazują im zainteresowanie tylko wtedy, kiedy dzieci coś zbroją – potrafią broić na zawołanie i w określonym celu. Nie po to, by komuś działać na nerwy, ale by zyskać uwagę, której tak bardzo potrzebują.

Na początku dziecko jest niewinne i dalekie od dualizmu. Poznaje otaczający go świat i nie rozróżnia tego co dobre, od tego co takim nie jest. Jedynego wyboru dokonuje w oparciu o najbardziej podstawowe potrzeby: zaspokojenie głodu, ciepła, bliskości. Jednak bardzo szybko uczy się odbierać emocje rodziców. I podobnie jak w przypadku świadomego ściągania uwagi rodziców, potrafi rozpoznać sytuację, kiedy rodzice są smutni, źli i niezadowoleni. W tym miejscu dochodzimy do najważniejszego punktu dziecięcego poczucia winy: dziecko zawsze bierze winę na siebie.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której matka podchodzi do dziecka po kłótni z mężem czy teściową. Pomimo że stara się mówić do dziecka łagodnym tonem, jest zdenerwowana. Maluch wyczuwa tę niekorzystną energię i odbiera ją negatywnie. Budzi się w nim niepokój. Ponieważ dla dziecka cały świat kręci się wokół niego samego, uznaje, że coś jest nie tak z relacją pomiędzy nim, a matką. Jeśli takie sytuacje się powtórzą kilka razy, w dziecku wytworzy się przekonanie, że jest obiektem, który denerwuje matkę – jest zatem kimś złym. Dziecko nie analizuje i nie rozumie. Funkcjonuje na zasadzie akcja – reakcja. Nie dostrzega też innych relacji, ponieważ jest dla siebie centrum świata. W tym przypadku uproszczony schemat emocjonalny wygląda tak: jestem – mama cierpi (albo jest zła); jestem powodem cierpienia (złości). I w ten sposób kończy się poczucie niewinności.

W okresie późniejszym zostaje to wielokrotnie potwierdzone, kiedy dziecku zdarzy się badać świat w sposób, który nie podoba się dorosłym. Pojawia się krzyk, pierwsze klapsy i inne kary oraz słowne przypieczętowanie: “jesteś niegrzeczny”. A warto dodać, że im częściej rodzic balansuje pomiędzy różnymi emocjami i różnymi komunikatami, tym bardziej dziecko jest nieznośne, by sprawdzić, czy jest akceptowane. Takim skrajnym przykładem braku równowagi może być matka, która tuląc dziecko do snu, powtarza mu, jak bardzo je kocha, a w dzień, zestresowana i zmęczona, co chwilę na nie krzyczy i powtarza: “Jesteś okropny! nie mogę na ciebie patrzeć, nie kocham cię, jak jesteś taki”. Im częściej pojawia się taka huśtawka informacyjna, tym bardziej dziecko dokucza dorosłemu, aby sprawdzić poziom jego miłości.

Ideałem byłoby rozmawiać z maluchem spokojnie za każdym razem, kiedy on przekracza jakąś granicę. I podobnie jak w przypadku konstruktywnej krytyki dorosłego, warto zacząć od utwierdzenia w miłości, mówiąc dziecku: “Bardzo cię kocham, ale nie możesz wspinać się na tę szafę, bo możesz spaść i rozbić główkę, a wtedy….itd”. Każde dziecko – nawet niemowlę rozumie – kiedy mówi się do niego, że się je kocha. Energetyka serca jest bardzo silna i nie sposób jej z niczym pomylić. Maluch przytulony czule i zapewniony o miłości, natychmiast się uspokaja. A jeśli słyszy to stale, nabiera poczucia bezpieczeństwa, które płynie z bycia kochanym. Rzadko wówczas robi komukolwiek na przekór, bo buduje solidną więź z rodzicem i chce być w tej miłości jak najczęściej.

Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każda matka ma na to czas, by prowadzić tego typu długie rozmowy zawsze wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Jest tyle spraw, tyle obowiązków, nierzadko także inne pociechy. A jeśli dołożymy do tego rozmaite konflikty międzyludzkie czy prozaiczny brak pieniędzy, wówczas zrozumiałym się staje, jak szybko ta nasza wrodzona niewinność wyparowuje z nas w wyniku zderzenia z życiem rodziców. Dzieci nabierają przekonania, że nie są dość dobre i muszą zasłużyć na miłość swoich rodziców.

Co ciekawe, kiedy rodzice kłócą się między sobą, maluch także bierze winę na siebie. Jego świat wewnętrzny jest tak skonstruowany, że nie pojmuje i nie dostrzega tysiąca tematów i powodów poza nim samym. Jeśli tato krzyczy na mamę, to znaczy, że ono – dziecko jest złe. Poczucie winy zostaje w nim na zawsze, zamieszkując w tej małej cząstce naszej osobowości, którą nazywamy wewnętrznym dzieckiem.

Cokolwiek chcemy w życiu pozytywnie poukładać, warto zacząć od wybaczenia sobie – temu małemu szkrabowi w nas, który przez całe dzieciństwo gromadził w sobie ogromne poczucie winy za każdy krzyk rodzica. Wybaczenie nas uwalnia i pozwala popłynąć dobrej energii. Otwiera nas na naszą wewnętrzną moc, odkrywając w nas pierwotną niewinność, z którą przyszliśmy na świat.

Warto też wybaczyć rodzicom, inaczej nigdy nie staniemy się zdrowymi dorosłymi. Niezależnie od wieku i siwych włosów, stale będziemy nosić w sobie jątrzący żal o ból przeszłości. To proces dla nas, dla naszego dobra. Przebaczenie pozwala odejść wszystkiemu, co nie jest miłością, pozwala zamknąć przeszłość na cztery spusty i pójść do przodu. Pomaga w tym zrozumienie, że każdy rodzic stara się być najlepszy – tak, jak potrafi – i chce tylko dobra dla swojego dziecka. Niestety każdy rodzic ma też swoją przeszłość, swoje wzorce, swoje cierpienie, dlatego tak często mniej lub bardziej nieświadomie robi swojemu dziecku krzywdę. Jednak tam, gdzie jest miejsce na miłość, zawsze znajdzie się też miejsce na przebaczenie.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 584
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu