Dopóki nie staniemy się istotami oświeconymi, przeżywamy różne emocje i mamy do nich pełne prawo. Moim zdaniem nie ma nic niewłaściwego w odczuwaniu gniewu, smutku czy zazdrości – to tylko drogowskazy prowadzące nas do uzdrowienia. Oczywiście, jeśli faktycznie się rozwijamy i rozumiemy, o co naprawdę chodzi w emocjach, to te trudne uczucia pojawiają się coraz rzadziej i rzadziej. Wygasają w sposób zupełnie naturalny. Bezwarunkowa miłość sprawia, że nie czujemy złości ani zazdrości, bo akceptujemy to, co się pojawia.
Zapewne dlatego tak często mówi się, że miłość wszystko uzdrawia. Ma w sobie taką niezwykłą moc, która zamienia przykrości w zwyczajne zdarzenia. Wystarczy przypomnieć sobie chwilę, kiedy byliśmy zakochani. To niezwykły stan, który sprawia, że kochamy cały świat i akceptujemy wszystko, nawet to, co zazwyczaj nas denerwuje. Jak cudownie byłoby być stale zakochanym! Czy to możliwe? Oczywiście. Można po prostu zakochać się w życiu i wszystkich jego przejawach. Uważam, że zawsze jest obok nas ktoś do kochania. A oprócz ludzi jest mnóstwo rzeczy, które budzą w nas wspaniałe uczucia: świetna książka, dobry film, wygodny fotel, piękna medytacja…
Zanim zaczęłam pisać ten artykuł, myślałam o tym, jak bardzo jestem szczęśliwa – mam sprawnego, lekkiego laptopa, słucham dobrej muzyki, a obok pali się pachnąca świeca. Rozejrzałam się po swoim malutkim pokoiku i uświadomiłam sobie, jaki jest wygodny i przytulny. Wszystko w nim jest zrobione dokładnie tak, jak chciałam, jak lubię. Taki drobny komfort może otworzyć w nas prawdziwe okno do pozytywnych emocji. Wystarczy się na nich skupić.
W moim życiu nie brakuje zmartwień i problemów. Są – jak u wszystkich. Rozwiązuję je, jeśli tylko mogę. Ale poza tym staram się dostrzegać to, co dobre. Szukam piękna i miłości. A przez miłość rozumiem tu też wszystkie pozytywne uczucia: zachwyt, sympatię, podziw. Doceniam też prosty zewnętrzny urok rzeczy ładnych i wygodnych. Cieszy mnie nawet taki drobiazg, jak wazon z kwiatami czy stojąca naprzeciwko taca ze słodyczami. Nie, nie mam teraz ochoty na cukierki, ale to ładny widok, a słodycze dają mi poczucie obfitości. Na tym skupiam swoją uwagę i to zasilam – całe dobro i piękno, jakie mnie otacza w takiej zwykłej codzienności.
Wielu psychologów podkreśla dobroczynny wpływ wdzięczności na nasze życie. Dotyczy to nie tylko prosperity i Prawa Przyciągania, ale właśnie uruchamiania mocy serca. Wdzięczność działa tak, jak zebranie całej swojej energii i wysłanie w jedną stronę: w stronę bezwarunkowej miłości. To właśnie taka chwila. W pełni dobrych uczuć zauważam całe dobro, jakiego doświadczam i zasilam je mocą pozytywnych emocji – miłości, radości, satysfakcji. Skupienie uwagi na tym, co piękne, podnosi moją energię.
Nie jest to tylko kwestia materii, bo doceniam także muzykę i bardzo lubię rozmowy z przyjaciółmi, a najwięcej dobrej energii czerpię z miłości mojego partnera. Wystarczy jeden jego telefon z pracy i jedno: „Kocham cię skarbie”, a moje pozytywne akumulatory są naładowane na cały dzień. Czasem jest trudniej – coś idzie nie tak, jesteśmy oboje zmęczeni, boli głowa, ludzie się czepiają o drobiazgi… Wtedy także najłatwiej odzyskać spokój poprzez szukanie tego, co jest dobre. Jeśli partner ma zły humor i warczy, wówczas zaczynam wyliczać wszystkie rzeczy, które kocham. Im szybciej podniosę swoją energię do maksimum, tym bardziej i jemu pomogę odzyskać dobry nastrój. Jesteśmy przecież połączeni wspólną przestrzenią i emocjonalną bliskością.
Zróbcie to samo: rozejrzyjcie się dookoła, odnajdując wszystko to, co lubicie i co sprawia Wam przyjemność. Ulubiony długopis, sprawny komputer, puszysty dywan, piękny obraz na ścianie, najnowszy model telewizora… Wszyscy jesteśmy otoczeni mnóstwem ładnych i wygodnych rzeczy. Żyjemy w komfortowych mieszkaniach. Mamy mądre i dobre dzieci. A pomimo tego znajdujemy sobie jeden bodaj powód do cierpienia i decydujemy, że będziemy tarzać się w emocjach. Czasem wygląda to tak, jakby radość sprawiała, że czujemy się dziecinni (och, co za wstyd!) i dopiero zmarszczka zmartwienia na czole odbudowywała godną i poważną dorosłość. Ale dojrzałość nie polega na powadze, tylko na umiejętności radzenia sobie z trudnymi emocjami i na umiejętnym budowaniu własnego szczęścia.
Dorastanie pozwala nam uwalniać się od wielu emocji. Być może ktoś z Was jako dziecko płakał na widok deszczu, ponieważ nie mógł pobiec bawić się na podwórku. Kiedy staliśmy się dorośli, deszcz już nas nie złości i nie smuci. Jest tylko deszczem. Nie mając wpływu na pogodę, nie tracimy zdrowia na martwienie się takimi drobiazgami. Być może jest to podpowiedź, co zrobić, by nie przejmować się także innymi rzeczami, którymi nie możemy władać. Wystarczy nabrać dystansu. Być prawdziwie dorosłym i traktować wszystko, jak deszcz za oknem.
Istnieje genialna zasada, która czasem krąży w sieci jako cytat z kogoś lub jako buddyjska mądrość. Brzmi ona: Jeśli coś ci się nie podoba – nie martw się, lecz zmień to. Jeśli nie możesz tego zmienić – spokojnie zaakceptuj. W żadnym wypadku zmartwienie nie poprawi sytuacji. Często to powtarzam, także samej sobie. Jest w tym oczywista prawda, że choćby największe i najgłośniejsze tupanie nogami nie zmieni rzeczywistości. Po cóż zatem denerwować się czymś, na co nie mamy wpływu? To absurdalna strata energii. A jeśli dodamy do tego fakt, że nasze negatywne emocje wpływają niekorzystnie na zdrowie, to cała ta zabawa przestaje być w najmniejszym stopniu opłacalna. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku i odczuwam spokój.
Warto pamiętać, że nie jesteśmy bezsilni wobec emocji. Są tysiące sposobów, by nie pozwolić im sobą zawładnąć. Ot, choćby głęboki przeponowy oddech, który pomaga szybko odzyskać spokój. Równie skuteczne jest zajęcie się czymś, co pochłonie myśli na tyle, by negatywne emocje opadły. Coś, co działa jak rozwiązywanie matematycznego zadania – absorbuje całą mentalną energię. Można na chwilę podjąć jakieś intelektualne zadanie. Bardzo dobrym sposobem jest też słuchanie muzyki lub krótki spacer. Mi najszybciej pomaga podniesienie nastroju poprzez krótką pracę z Aniołami lub z energią Reiki. Ważne, by nie poddawać się i nie nakręcać, lecz samemu decydować, że: “nie wchodzę w te emocje”. Czasem to właśnie zdrowy rozsądek okazuje się kluczowy: po co się denerwować, przecież to nic nie da. Nie zawsze to działa i nie na każdego. Jesteśmy przecież różni, ale warto spróbować.
Mnie najbardziej dotyka bezradność, ponieważ to, co mogę zmienić – zmieniam. Pracowicie i uparcie buduję swoje szczęście na wszystkich obszarach. Nie odkładam na bok niczego, na co mam wpływ. Czasem jednak… nic nie mogę. To czas na akceptację i pogodzenie się z rzeczywistością. Choćby taką, jak wyniki wyborów, które totalnie mi się nie podobają. Jestem zmuszona istnieć w brzydkiej rzeczywistości i umieć pomimo tego odnaleźć swoje piękno życia. Zatem to właśnie robię. Z całą pewnością nie pomoże mi płacz i zgrzytanie zębów, a magii nie chcę używać. A jeśli już – to tylko magii spokoju.