Kiedy rozmawiamy o związkach osobistych, nie możemy pominąć ogromnie istotnego czynnika każdej intymnej relacji, jakim jest seks. Stanowi on bardzo ważny element każdej relacji miłosnej, niezależnie od tego, czy uważamy go za kluczowy element układu czy jedynie wzbogacenie lub uzupełnienie więzi. Nie wyobrażam sobie zresztą, aby taka relacja istniała bez fizycznego aspektu, ponieważ wówczas mówilibyśmy raczej o przyjaźni, a nie o miłości.
W naszej kulturze tematy dotyczące seksu ciągle są trudne do wyartykułowania, ponieważ ludzie traktują je bardzo wstydliwie. Czasem uważają, że „o tym” po prostu nie wypada mówić głośno. Nawet kiedy się na swój sposób męczą i nie umieją sami sobie poradzić z intymnymi problemami, wolą tkwić w tym stanie niż udać się do seksuologa. Obserwujemy też, że mnóstwo osób uważa seks za coś „brudnego i grzesznego”. To zaskakuje w XXI wieku, ale może być całkiem zrozumiałe, kiedy uświadomimy sobie, że podstawowe wzorce wynosimy z domu. A dom ten mógł być pruderyjny, religijny, osadzony mocno w wiktoriańskim podejściu do intymności. Wg raportu seksuologów w naszym kraju nadal istnieją kobiety, które uważają, że rolą żony jest cicho leżeć i posłusznie znosić, kiedy małżonek robi „to”.
Na pewno to tylko ułamek społeczeństwa. Czasy się zmieniają, rewolucja seksualna zatoczyła krąg i równie często spotykamy nad wiek rozwinięte nastolatki, które na blogach opisują najbardziej wyrafinowane sztuczki ars amandi, jakich osobiście doświadczyły. Media nie wahają się proponować nam programów i artykułów, które traktują naszą seksualność otwarcie. Nie można nam zarzucić, jako społeczeństwu, że jesteśmy zacofani i nieuświadomieni. Jednak dostrzegam ogromne zróżnicowanie pomiędzy poziomem seksualnej inteligencji u różnych osób. Z jednej strony mamy do czynienia z osobami, które wstydzą się, że mają ciało i „używają” niektórych jego części do seksualnych celów, a z drugiej spotykamy ludzi wręcz uzależnionych od seksu, którzy nie wyobrażają sobie życia bez tej jakości. Tymczasem mówiąc najogólniej – najbardziej optymalny jest złoty środek.
Małżeństwo to nie tylko sypianie ze sobą. Każdy związek osobisty jest wieloaspektowy i tworzy mnóstwo różnych więzi. Tutaj jednak chciałabym się skupić wyłącznie na tej jednej kwestii. Seks jest bowiem w naszych relacjach intymnych ogromnie ważny. Po pierwsze – na poziomie fizycznym zapewnia nam zdrowie. Napisano na ten temat tak wiele, że chyba każdy o tym wie. Przede wszystkim poprawia krążenie krwi, powodując, że tkanki stają się bardziej ukrwione. Pogłębia oddech, dotleniając płuca. Kiedy kochamy się intensywnie przez pół godziny lub więcej, spalamy kalorie i wzmacniamy mięsnie. Działa lepiej niż jogging.
W czasie stosunku wydziela się sporo hormonów, które działają niezwykle korzystnie. Jedne zapobiegają zawałom serca i wzmacniają kości, chroniąc przed osteoporozą. Inne regulują kobiecy okres i wzmacniają system immunologiczny. Jeszcze inne opóźniają starzenie, gwarantując gładką skórę, pozbawioną wyprysków. Wiadomo też, że seks odpręża i przynosi spokojny dobry sen.
Po drugie, patrząc od strony psychosomatycznej – udane pożycie intymne jest gwarantem prawidłowego funkcjonowania narządów płciowych i układu rozrodczego. Jest rzeczą naturalną, że podłożem chorób tych części ciała są nasze lęki i kompleksy związane z poczuciem własnej seksualności. Bardzo często za nowotwory narządów intymnych odpowiada poczucie odrzucenia przez partnera lub pretensje do niego. Ale nie miejmy złudzeń – nie chodzi tu o pretensje o to, że partner nie wynosi śmieci lub za mało zarabia, a właśnie o żale dotyczące braku adoracji z jego strony. Kobieta, która czuje się pożądana, która z radością odpręża się w ramionach ukochanego, nie zapada na choroby w tym obrębie ciała.
W czasie stosunku uwalniają się endorfiny, które pozwalają nam przeżyć przyjemność i poczuć się po prostu świetnie. Nie bez powodu powstało powiedzenie, że „kobieta, która jęczy w nocy, nie warczy w dzień”. Seks to nie tylko uwolnienie napięcia, to radość bycia razem, emocjonalna uczta, która ładuje nasze akumulatory i pozwala nam odkrywać najpiękniejsze strony życia. Im częściej pozwalamy sobie na takie pozytywne doładowanie, tym bardziej jesteśmy zadowoleni. Nie jest też niczym nowym stwierdzenie, że ludzie, którzy nie uprawiają, seksu bywają rozdrażnieni, niezadowoleni, a nawet zgorzkniali.
Endorfiny działają przeciwbólowo. Warto się kochać nawet wtedy, kiedy nas boli ząb, bo na te najbardziej intymne chwile ból osłabnie. Orgazm sprawi, że odetka się zatkany przez katar nos. Oczywiste korzyści można wymieniać bez końca. Zastanawiam się tylko, skąd wzięła się przysłowiowa wymówka: „nie dzisiaj, boli mnie głowa”. Przecież seks jest sto razy lepszy niż tabletka.
Udany miłosny akt jest też swoistą terapią związku. Nie mam tutaj na myśli tego specyficznego godzenia się w łóżku, które w istocie jest tylko formą uwolnienia napięcia powstałego w czasie kłótni. Jeśli stanie się zasadą, wówczas możemy trafić w ślepą uliczkę takiej formy rozładowania. To z pewnością związkowi nie służy. Ale służy nam każde współżycie z partnerem, a to znowu za sprawą endorfin. Po rozkoszy w ramionach partnera, kodujemy tę przyjemność w pamięci. Kiedy kilka godzin później pojawia się jakaś trudna sytuacja, podświadomość odtwarza ten pozytywny kod. Patrzymy na partnera i kojarzymy go z czymś dobrym, rozkosznym. To pomaga znaleźć kompromis, wybaczyć coś lub poszukać optymalnego rozwiązania. Pary, które często i namiętnie się kochają, kłócą się o wiele rzadziej niż te, które uprawiają seks wyłącznie od święta.
W intymnym zbliżeniu ogromną rolę odgrywa to, co nazywam wzajemną adoracją. Miłosny akt to nie tylko fizyczne ruchy czy pozycje, ale przede wszystkim przytulanie, pieszczoty i słowa. Te słowa, na które nie mamy czasu w naszym zabieganym życiu. Dobrą opcją gry wstępnej jest mówienie partnerowi/partnerce, jak bardzo go/jej pragniemy, jak zachwyca nas jego/jej ciało, skóra, zapach… To rewelacyjna i niesłychanie naturalna ścieżka do wzmocnienia rozkoszy i jednocześnie fantastyczna terapia, która podnosi samoocenę. Najbardziej zakompleksiona kobieta w ramionach mądrego, kochającego mężczyzny może wyrosnąć na cudownego łabędzia, który będzie miał wysokie poczucie wartości. Nic nas tak nie uzdrawia jak spojrzenie pełne pożądania i miłości. Jak celebrowanie każdej intymnej pieszczoty. Kiedy w tej cudownej chwili stajemy się najbardziej pysznym i wyrafinowanym owocem na uczcie naszego kochanka, już nic nigdy nas nie pokona i nie zmusi do spuszczenia głowy. Ten stan poczucia unikalności, doskonałości i bycia kimś najbardziej pożądanym daje nam siłę i moc na wiele dni, tygodni, miesięcy… Dlatego warto się kochać. Namiętnie, z pasją, z prawdziwą miłością i zatraceniem.