Jeden z najbardziej znanych polskich astrologów orzekł, że ja i mój mąż jesteśmy dwiema połówkami tego samego jabłka – czy pomarańczy, jak kto woli. Co oznacza, że jesteśmy dla siebie stworzeni i zeszliśmy na Ziemię, aby być razem. Ten magiczny układ powoduje, że nic nie jest w stanie nas od siebie odciągnąć. Cokolwiek się złego wydarzy – zaczynamy od nowa. Nasza miłość jest jak Feniks odradzający się z popiołów. Czy jest nam łatwiej niż innym? Niekoniecznie.
Mój horoskop porównawczy obiegł całą grupę kursu astrologii, bo każdy chciał zobaczyć aspekty, które pieczętują wielkie uczucie dwojga ludzi. Takie po kres albo ponad wszystko. Kawałek romantycznej magii, którą rzadko spotykamy w realnym istnieniu. Z tego samego horoskopu wynika też, że zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia, co faktycznie mogę potwierdzić. I tyle prywaty.
O odnalezieniu swojej drugiej połówki marzy co najmniej 99 procent samotnych kobiet. Pozostały 1 procent to zdeklarowane singielki, które odnalazły sens i pasję swojego życia poza związkiem. Mało kto jednak rozumie, czym jest taka magiczna relacja. Myli się ten, komu wydaje się, że dwie połówki tego samego jabłka to nieustające romantyczne uniesienia, spijanie sobie z dzióbków i bezproblemowe wzdychanie do siebie nawzajem. Takie słodkie związki nie istnieją, głównie dlatego, że zemdliłyby ludzi bardzo szybko i zakończyliby ową relację w tempie ekspresowym. Lubimy, kiedy coś się dzieje, pragniemy urozmaicenia, podświadomie szukamy wyzwań.
Dwie osoby wiążą się ze sobą, by wzajemnie wspierać siebie i inspirować na drodze rozwoju. To najważniejszy cel każdej relacji. Aspekty, które zauważył nasz astrolog, oznaczają najczęściej skomplikowaną i wyjątkowo silną umowę dwóch dusz o wspólnych ważnych dla wzrostu wewnętrznego lekcjach. Nie zawsze te lekcje są proste, dlatego te dwie połówki to nie miód, tylko praca nad sobą. Mądra, harmonijna, niezbędna do wewnętrznego wzrastania. Pamiętajmy o tym i nie zniechęcajmy się, nie biegnijmy po rozwód natychmiast przy pierwszej trudności. Każdy problem pojawia się po to, abyśmy twórczo się z nim zmierzyli. Jeśli coś manifestuje się w naszym życiu, to z całą pewnością mamy możliwości, by sobie z tym poradzić. Nie ma przypadków w tej kwestii.
To, co jest przewagą takiego mocnego układu, gdzie pracują nad sobą „dwie połówki jabłka”, to niemożność wzajemnej rezygnacji z siebie. Kiedy chcemy się rozstać zmęczeni codziennymi trudami, kiedy zniechęcenie osiąga punkt kulminacyjny, to energia nie pozwala takim ludziom zapomnieć o sobie. Nawet wtedy, kiedy próbują ułożyć sobie życie na nowo – nic z tego nie wychodzi, bo w snach pojawia się ukochana twarz, z której nie sposób zrezygnować. I wracamy, by zacząć jeszcze raz i budować wszystko od podstaw.
Ludzie po przejściach raczej nie chcą ratować swoich związków. Traktują je jak zużyte przedmioty: wyrzucają do kosza i kupują nowe. To zwyczaj wynikający z dostatku, a wręcz nadmiaru wszelkich dóbr. Kiedyś ludzie naprawiali wszystko. Nie wyrzucali zdartych butów, lecz przybijali nowe zelówki. Nie pozbywali się dziurawych garnków, lecz je lutowali. Cerowali skarpety. Sklejali zbite filiżanki. Łatali ubrania. Być może dlatego w sposób naturalny ratowali też związki i kiedyś było o wiele mnie rozstań niż dzisiaj.
Nie można uogólniać, bo sytuacje są różne i w przypadku toksycznego partnera odejście jest najrozsądniejszą opcją. Bywają jednak i takie układy, kiedy z powodzeniem można odbudować zaniedbany związek i na nowo cieszyć się miłością. Warto przyjrzeć się swojemu małżeństwu i zadać sobie pytanie, dlaczego się oddaliliśmy od siebie lub dlaczego nie znajdujemy radości we wzajemnym przebywaniu ze sobą? Można też wprost zapytać siebie: czym przyciągam brak szacunku, brak uwagi czy opryskliwe traktowanie mnie przez partnera?
Najczęściej popełnianym błędem bywa postrzeganie drugiej osoby, jako niezależnego bytu, który sam z siebie jest po prostu wredny, niewierny, złośliwy czy nudny. Dochodzimy do wniosku, że nie chcemy być ze złą osobą i wnosimy o rozwód. Po czym w kolejnym związku przeżywamy dokładnie to samo. Zapominamy, że partner to przede wszystkim lustro. Partner intymny pojawia się w naszym życiu, aby wnikliwie odbijać nasze myśli o nas samych. Nikt nas tyle nie nauczy, co najbliższa osoba.
Aby poprawić jakość związku, zacząć trzeba od podniesienia poczucia własnej wartości. Pisałam o tym wielokrotnie – to podstawa szczęścia w każdej relacji. Tworzymy w sobie mocne przekonanie, że jesteśmy cudowni i zasługujemy na miłość. Kiedy pokochamy siebie, będziemy sobie wierni, kiedy będziemy szanować samych siebie, wówczas partner, jak najwrażliwsze lustro odzwierciedli tę miłość, wierność i szacunek. To proste. I co najważniejsze: to działa w praktyce na 100 procent. Jeśli ktoś trochę popracuje nad samooceną, a partner nadal wydziera się ordynarnie, lekceważy i poniża, to należy nadal cierpliwie podnosić samoocenę. Robi się to aż do skutku.
Podobnie wytrwale pracujemy z nowymi programami, w których określmy, że zasługujemy na uwagę, okazywanie czułości, wspólne spędzanie czasu, miłe dyskusje nad podjęciem decyzji. Każdy z nas ma inne upodobania, a więc i szczegóły każdego związku mogą być całkiem inne.
Ostatnim ważnym punktem do przerobienia jest oczywiście wybaczenie. Wybaczamy sobie, że tak się wszystko potoczyło, ale odpuszczamy i partnerowi, choćby nabroił za pięciu. Noszenie w sobie żalu utrudni wspólne życie i zatruje każdy dzień. Zaczynamy na nowo z czystą kartą. Bez wybaczenia żadna relacja nie ma przyszłości. Jeśli nie umiemy odpuścić, lepiej od razu się rozstać – kulturalnie i w zgodzie, ponieważ bez odpuszczenia win drugiej osobie i tak ten związek się rozpadnie, ale w sposób bardziej dramatyczny i bolesny.
Kiedy odrobimy te trzy domowe zadania, możemy spokojnie porozmawiać z partnerem i zaplanować nasze wspólne życie. Przedstawiamy, co możemy i chcemy dać, a czego oczekujemy. Równie uważnie wysłuchujemy drugiej strony. Tym razem chcemy przecież działać mądrze i bez potykania się o drobiazgi wynikające z zaniedbania, braku zrozumienia czy wprost – z braku informacji. Do nowego programu związku koniecznie należy wprowadzić sprawdzone miłosne rytuały oraz szczyptę romantyzmu – jak w pierwszej fazie związku. Odwiedzamy miejsca, które nam się kojarzą z miłością. Jeździmy na wycieczki lub chodzimy na spacery. Zachowujemy się, jakbyśmy mieli po 18 lat.
Aby kochać na nowo, trzeba być znowu chociaż trochę jak wtedy, kiedy się w sobie zakochaliśmy. Romantyczni, beztroscy, wybaczający, wielkoduszni, roześmiani i zdystansowani do problemów. Stara i zmęczona życiem żona syczy jak żmija: „znowu się spóźniłeś, wszystko wystygło”. Po czym z wściekłością trzaska w kuchni garami. Nowa stara żona uśmiecha się i macha ręką: „odgrzej sobie, bo wystygło, ale specjalnie dla ciebie przygotowałam twoje ulubione kotleciki” i całuje męża jakby nigdy nic. A on sam sobie odgrzewa, skoro się spóźnił.
Kiedy jesteśmy zakochani nie dramatyzujemy i tolerujemy wiele rzeczy. Szukamy dobrych aspektów związku i chcemy doceniać partnera, aby czuł się z nami dobrze. Kochając na nowo trzeba odnaleźć w sobie tamtą moc i lekkość uczuć. Tamten optymizm, wiarę i nadzieję. Ludzie nie stają się nudni, złośliwi i wredni sami z siebie. Czasem po prostu zapominają kochać naprawdę i odsuwają się od siebie. Budzą się wtedy, kiedy małżeństwo jest już na zakręcie.
Nie chcę powiedzieć, że nie ma idealnych związków, bo są – oczywiście, że są. Czasem wynikają z młodości, chemii i wielkiej otwartości na miłość. Czasem są efektem świadomej pracy nad sobą. Ta druga opcja jest mi doskonale znana. I w gruncie rzeczy właśnie o to chodzi, że mamy moc sprawić, aby nasz związek taki był. Wszystkie zdjęcia, na których szczerzę się w czułym uścisku z mężem, wklejam wyłącznie po to, by pokazać, że można być szczęśliwym po 30 latach wspólnej drogi. Wszystkie czułe wpisy na społecznościowych portalach temu służą – udowodnieniu, jak cudownie może wyglądać małżeństwo, jeśli dokładamy świadomych starań, by związek był udany. To, o czym tu napisałam, to nie teoria – to praktyka. Każdy, kto widzi takie zdjęcie, niech nie traci czasu na zazdrość czy zastanawianie się, czemu się chwalę, lecz spróbuje mądrze przejąć władzę nad swoim życiem i stworzyć dokładnie to, czego pragnie. Ja zawsze pragnęłam miłości – mądrej, dobrej, spełnionej. Zbudowałam ją sobie od podstaw. A to oznacza, że każdy tak może, jeśli tylko chce.