Niedawno usłyszałam takie określenie użyte wobec kobiety polującej na cudzego męża. Rozbawiło mnie, ale uznałam je za trafione, bo kłusownik poluje wbrew prawu i wbrew powszechnie przyjęty zasadom. Kobieta, która wyciąga ręce po mężczyznę, posiadającego żonę i rodzinę również jest zwyczajną złodziejką, która występuje przeciw prawu – z tą drobną różnicą, że współczesne prawo kłusowników polujących na zwierzęta karze, a kobiety pozostają bezkarne. No cóż, mężczyzna wszak nie jest zwierzyną. Proszę zatem z przymrużeniem oka i z odrobiną rozbawienia podejść do tej nazwy tak, jak ja to zrobiłam.
Żeby być dobrze zrozumianą powtórzę bardzo wyraźnie, że nikt nie jest do nikogo przybity gwoździami na stałe. Każdy z nas ma prawo rozwieść się, odejść od małżonki czy stałej partnerki, jeśli tak zdecyduje. Nie ma w tym niczego niewłaściwego, bo każdemu wolno zmienić partnera czy szukać miłości z inną osobą. Czym innym jednak jest dla mnie świadome pozwalanie sobie na intymność z człowiekiem, o którym wiemy, że jest w związku, a szczególnie wtedy, kiedy posiada rodzinę i dzieci. Jest to nie w porządku wobec tych, którzy niechybnie ucierpią, kiedy związek się rozpadnie. Uczciwa kobieta nie krzywdzi innej kobiety dla własnych korzyści. Kulturalni ludzie najpierw się rozstają, a dopiero potem wchodzą w relacje z innymi.
Kobieta z klasą, która kocha siebie, nie wplątuje się w relacje, w których byłaby zmuszona do rywalizacji z jakąś żoną. Szuka dla siebie wolnego, niezależnego partnera. Kobieta na poziomie zna swoją wartość i wie, że zasługuje na wyłączność. Nie ma tu żadnych wyjątków. Nikt uczciwy, moralny i zdrowy psychicznie nie idzie do łóżka z cudzym mężem. Współuczestniczenie w oszustwie, jakim jest zdrada, czyni z nas też oszustów. Nie ma tu żadnego wytłumaczenia. Bajki o wielkiej miłości możemy zostawić dzieciom.
To nie oznacza, że nie można zakochać się w kimś, kto już jest w związku. Można. Jeśli to uczucie jest naprawdę odwzajemnione, możemy razem podjąć decyzję o wspólnym życiu, jak tylko obiekt naszych uczuć się rozwiedzie. Tak postępują normalni ludzie, jeśli miłość ich dosięgnie. Nie ma tu kłusownictwa, jest uczciwość i spokojne układanie sobie życia. Kłusowniczka nie rozmawia, nie pyta o wzajemność – ona poluje i uwodzi. Najpierw jest seks i ciąża, a potem szantaż. Nie ma tu miejsca na szacunek dla innych ludzi.
Kłusowniczki dzielą się na dwa rodzaje. Pierwszy, który obejmuje niewielki procent, to niezależne singielki, które pragną niezobowiązującego seksu. Nie chcą wikłać się w żadne skomplikowane układy i świadomie wybierają „zajętych” mężczyzn. Nie zachodzą w ciążę i nie chcą wiązać się z tym partnerem. Drugi rodzaj, o wiele częściej spotykany, to wyrachowane osoby, które szukają partnera bogatego i ustawionego w życiu. Chcą żyć lekko i przyjemnie, potrzebują kogoś, kto im to zapewni. Wybierają kandydatów sprawdzonych, czyli takich, którzy są dobrymi, hojnymi mężami dla innych.
Mężczyźni, którzy mają zasobne konta zwykle są w związkach i mają rodziny. Jeśli dobrze sytuowany mężczyzna nie jest zajęty, to otacza go wianuszek atrakcyjnych pań, które chcą się za niego wydać. Kłusowniczka drugiego rodzaju nie ma odpowiednich warunków, by brać udział w takim wyścigu. Zwykle jest samotna, bo nie potrafi być dobrą partnerką. Brakuje jej miłości do siebie, tolerancji, życzliwości, kultury, wykształcenia, urody, wdzięku. W XIX wieku byłaby brzydką starą panną. Dzisiaj wolno jej więcej niż kiedyś, więc korzysta i romansuje, nie tracąc nadziei na stały związek. Zwykle ma szansę u znudzonego żonkosia, który po latach wierności pragnie odmiany. Sprzyja jej męska tendencja do poligamii. Nie wszyscy mężczyźni ulegają Kłusowniczkom – wyraźnie to podkreślam. Ale dla niektórych to łatwy, szybki seks na boku.
Z duchowego punktu widzenia – wszystko ma sens. Kłusowniczki spełniają tu na Ziemi rolę nauczycieli miłości do siebie. Tak – do siebie. Ktoś kto zdradza partnerkę, krzywdzi siebie przede wszystkim – to oczywiste. Jeśli z jakiegoś powodu partnerka stała się oschła, nudna i nieprzyjemna, a terapia związku nie przynosi zmian, to dla własnego dobra można się rozstać. Rozwód dzisiaj nie jest niczym skomplikowanym, a umożliwia ułożenie sobie życia na nowo w szczęśliwy sposób. Jeśli jednak kochamy i pozwalamy sobie na zdradę, to jest strzał w stopę, który odbija się często czkawką przez wiele lat.
W najlepszym razie to wyrzuty sumienia, a w najgorszym – dzieci, których nie chcemy, a na które trzeba zgodnie z prawem łożyć pieniądze. Najczęściej to też rozpad związku i związane z tym ogromne emocjonalne cierpienie. To utrata tego wszystkiego, co dla nas cenne i ważne. Proszę wyobrazić sobie, że po roku szukania kupujemy sobie wymarzony samochód. Idealny! Wszystko jest w nim doskonałe. Cieszymy się nim i z radością z niego korzystamy. Ale któregoś dnia wsiadamy do starego przechodzonego „rzęcha” znalezionego na parkingu i… zostajemy z nim. Tracimy swoje wymarzone auto. Ukochany samochód jest jak żona, którą starannie się wybiera. Kłusowniczka to „rzęch”. Każdy pan powinien poznać tę metaforę, zanim zdecyduje się na zdradę.
Jak bardzo trzeba siebie nienawidzić, żeby pozbyć się tego, co cenne i dobre, na rzecz tego, co przypadkowe i byle jakie? W przeciwieństwie do kobiet mężczyźni bardzo ostrożnie wybierają sobie żony. Jeśli zdecydują się na ślub, to zwykle jest to wielka miłość albo co najmniej wielki podziw dla wybranki. Większość zdradzających swoje żony panów za nic w świecie nie chce stracić żony. Oni chcą się tylko zabawić. Ale kobiety rzadko kiedy na to pozwalają i wiarołomny małżonek wylatuje z hukiem z cudownego gniazda, które było dla niego cenne.
Jeśli zatem człowiek kocha siebie, to nie ryzykuje utraty tego, co naprawdę wartościowe. Stawia swoje dobro na pierwszym miejscu. Dba i chroni swoją rodzinę, bo wie i rozumie, czym jest dla niego ta rodzina. Dostrzega to, co w jego życiu bezcenne. Kochać siebie, to dbać o własny interes i wiedzieć, że zasługuje się na to, co najlepsze, a nie na przechodzone rupiecie. Kłusowniczka uczy kochania siebie i dbania o siebie. Staje na drodze mężczyzny, aby umiał dokonać wyboru zgodnie ze swoim najwyższym dobrem.
Zdradzona kobieta otrzymuje od Kłusowniczki podobne wyzwanie – uczy się pokochać i uszanować siebie poprzez doświadczenie odrzucenia i upokorzenia. Zatem za każdym razem chodzi o wysokie poczucie wartości. Kłusowniczka zwykle nie testuje tego, na ile kochamy partnera. Aczkolwiek bywa i tak, że związek jest pusty i pozbawiony miłości. Kłusowniczka pomaga wtedy przejrzeć na oczy i odejść z takiego układu. Przyspiesza rozstanie, na które ludzie nie umieli się zdecydować.