Mój mąż jest ze mnie dumny, był zresztą dumny zawsze. Mój teść również był mną zachwycony – dowiedziałam się o tym przypadkiem od osoby trzeciej – bardzo wysoko oceniał moją inteligencję i błyskotliwość. Nasi wspólni znajomi nazywali mnie „Aniołem” i głośno opowiadali o tym, co dobrego dla nich zrobiłam. Jestem świadoma wielu swoich zalet, ale oczywiście nie jestem też żadnym ideałem. Mam wady! Ten artykuł nie jest o mojej wspaniałości, ale o zagrożeniu, jakie niesie dla związku bycie wyjątkowo twórczą, dobrą i mądrą osobą.

Każdy z nas lubi być podziwiany. To bezsprzeczne. Kiedy nas chwalą i kiedy słyszymy wiele dobrych słów na swój temat, buzia sama nam się śmieje i wydaje nam się, że to korzystne dla wszystkich zainteresowanych. Ale tak wcale nie jest. Tylko osoby o wysokim poczuciu wartości spokojnie doceniają innych i czerpią z tego inspirację dla własnej korzyści. W gruncie rzeczy przeciętny człowiek nie lubi obok siebie wspaniałej osoby. To budzi zazdrość, a potem niechęć. Bycie cieniem kogoś cudownego prowadzi też do spadku poczucia wartości i pogorszenia samopoczucia. W związkach często kończy się to rozstaniem.

Już w pierwszych latach naszego małżeństwa mój mąż mnie podziwiał za wiele rzeczy. Dobrze gotowałam, miałam ogromną wiedzę na wiele tematów, byłam elegancka i szyłam absolutnie niepowtarzalne kreacje dla siebie i naszych córek. Ludzie głośno mnie chwalili w obecności mojego partnera, a on puchnął z dumy i wypinając pierś powtarzał: „Wiedziałem, kogo sobie wybieram”. Jakbym ja sama nic nie miała do powiedzenia w kwestii tego wyboru… Ale ten aspekt tutaj pomijam.

Kiedy potem w naszym związku przyszedł kryzys, długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego ta anielska, idealna żona przestała być odpowiednia. Zrozumiałam dopiero po długim czasie, obserwując z kim zadaje się mój mąż, kiedy nie jest ze mną. Szukał ludzi prostych i prostackich, żeby nie rzec „głupawych”, przy których mógł zabłysnąć intelektualnie. Najlepiej czuł się przy osobach chciwych, kłamliwych, nieżyczliwych, o których mógł mi potem opowiadać tonem pewnej wyższości i z odrobiną potępienia. Krytykowanie sprawiało mu mnóstwo satysfakcji.

Wnikliwy Czytelnik zauważy zapewne u mojego partnera prosty mechanizm dowartościowywania siebie. Pomimo tego, że nadal mnie kochał, odsuwał się ode mnie, ponieważ przestał czuć się przy mnie komfortowo. Czuł się gorszy, chociaż to była jego wizja, a nie jakieś moje niemiłe zachowania względem niego. Proces uzdrowienia naszego związku był trudny i długotrwały, a opierał się głównie na wprowadzeniu równowagi pomiędzy nami i pokazaniu, że nikt nie jest lepszy od nikogo. Odrodziliśmy się jako kochająca się para, kiedy mój mąż nauczył się doceniać siebie.

Mój mąż jest ze mnie dumny, nadal. Ale dzisiaj wygląda to inaczej. Nie podziwia mnie z mieszanymi uczuciami i przekonaniem, że „trafiło się ślepej kurze ziarno”. Widzi wymianę energii między nami i wie, jakie są jego własne dobre strony. Przestał być cieniem „Anioła”, stał się partnerem zwykłej, chociaż dla niego nadal wyjątkowej kobiety. A ja przestałam chodzić na paluszkach i starać się, by być jeszcze bardziej niesamowita. Pozwalam sobie przy mężu na słabość, na okazanie gniewu, na emocje. Chcę, by widział i wiedział, że nie jestem żadnym cudem, tylko takim samym człowiekiem jak on.

W początkach związku zabiegamy o uwagę partnera lub partnerki starając się przedstawić z najlepszej strony. Ma to pewne zalety, kiedy rozwijamy dzięki temu własne unikalne rytuały i uczymy się bycia dobrymi dla siebie nawzajem. Jeśli jednak – jak to było w moim przypadku – opieramy się na niskiej samoocenie i chcemy zachwycić męża, pokazać mu swoją wyjątkowość, by postawił nas na piedestale, to wchodzimy w ślepą uliczkę. Nie o to chodzi w związku, by ktoś był światłem, a ktoś cieniem. Zawsze chodzi o równowagę.

Nikt nie jest lepszy ani gorszy. W związkach dopasowujemy się wzajemnie pod względem upodobań, celów, marzeń, oczekiwań. Ale też pod względem światopoglądu, wykształcenia, zainteresowań kulturalnych. Szukamy harmonii, szukamy dobra, szukamy kochania. Ale przede wszystkim szukamy w oczach drugiej osoby potwierdzenia swojej ważności dla świata. Jeśli czujemy się gorsi, to pomimo miłości będziemy uciekać z takiej relacji, bo nas osłabia. Chcemy czuć się potrzebni i wartościowi. Każdy z nas tego pragnie najbardziej.

Warto to wiedzieć, bo stereotyp bycia cudowną żoną lub mężem przestaje działać po pierwszym okresie fascynacji. Przestaje się liczyć to, że można być z nas dumnym, że inni nas głośno chwalą. Liczy się coraz silniej narastający kompleks tego z małżonków, który publicznie chwalony nie jest. I nagle mąż ucieka od fantastycznej żony do jakiejś „beznadziejnej prostaczki”, a żona do „ciapowatego typka”, bo przy nich dopiero czują się wartościowymi i podziwianymi ludźmi.

Wiele kobiet skarży się na mężów w starszym wieku, którzy zostawiają je dla młodych dziewczyn. Wzdychają nad męską głupotą i pożądaniem młodego ciała. Tymczasem to nie o sam wiek chodzi, a zwykle najmniej o ciało. Młode dziewczyny wbrew pozorom nie są tak atrakcyjnymi kochankami, jak dojrzałe zadbane kobiety – to powszechnie wiadomo. Jednak te młode osóbki umieją coś, czego nie potrafi „stara żona”. Umieją patrzeć z zachwytem na starszego pana i spijać z jego ust każde słowo. Podziw. To on jest skarbem, którego wielu starzejących się mężczyzn bardzo potrzebuje.

Ale – jak pisałam wcześniej – dotyczy to związków w każdym wieku. Warto zadbać o równowagę i wyzbyć się potrzeby bycia kimś lepszym i mądrzejszym od partnera czy partnerki. Wszystko jest względne. To, czym zachwycają się inni, niekoniecznie ma wartość dla tej osoby, którą kochamy. A to, co pomijane przez ludzi, może być wyjątkowym klejnotem dla nas. Kiedy nauczymy się podziwu dla siebie nawzajem i będziemy go mądrze i często wyrażać, stworzymy dla nas takie miejsce, z którego żadne z nas nigdy nie będzie chciało odejść.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 674
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu