Kiedy rozpatrujemy najważniejsze czynniki, które zapewniają nam szczęśliwą relację partnerską, na pierwszym plan wysuwa się równowaga pomiędzy dawaniem i braniem. Kiedy zostaje mocno i trwale zachwiana, związek dąży ku rozpadowi, ponieważ nikt nie czuje się dobrze w roli wyłącznie dawcy albo wyłącznie biorcy. Bycie wiecznym dawcą rozwija w nas rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości. Bycie wiecznym biorca pozbawia nasze życie sensu istnienia oraz obniża nasze poczucie wartości.
To tak w telegraficznym niemal skrócie, ale wierzę, że temat jest dobrze znany. Życie bezlitośnie weryfikuje wszystkie sytuacje, w których pozwalamy sobie na brak wymiany energetycznej. Większość kłótni w związku pojawia się właśnie wtedy, kiedy jedna strona dostrzega, że wkłada w relację bardzo dużo miłości i uwagi, a druga przedkłada inne sprawy ponad uczucia i bycie razem.
Jednak nie oznacza to wcale, że ta równowaga musi być stale idealnie równo rozłożona. To niemożliwe, ponieważ codzienność przynosi nam rozmaite niespodzianki. Nie da się zawsze dzielić energii tak, by każdy w danej relacji wykładał na stół 50 procent. W dobrym związku jesteśmy gotowi, by dać z siebie czasem dużo więcej niż w danym momencie otrzymujemy od partnera. Ważne, by czynić to świadomie i wyrównywać układy energetyczne najszybciej jak to jest możliwe.
W codzienności najważniejsze jest wsparcie. Bywa zatem tak, że kiedy mamy wyjątkowo trudny dzień, nastawiamy się wyłącznie na branie. Możemy być zmęczeni i totalnie pozbawieni energii. Nie mamy w sobie nic do dania ukochanej osobie. Zwykle kochający partner lub partnerka przyjmuje to i pomaga nam wrócić do sił. Podaje gorącą herbatę albo robi masaż lub szykuje kąpiel. Ja w takich chwilach po prostu przytulam się do swojego mężczyzny albo kładę się z głową na jego kolanach i on mnie trzyma tak długo, ile potrzebuję.
W związku role się odwracają, więc innego dnia to on wraca zmęczony i rozgniewany, a ja cicho podaję mu coś ciepłego i nie obrażam się, kiedy warczy pod nosem, że zupa jest za gorąca. Daję mu przestrzeń, bo wiem, że to czasem ważniejsze niż wszystko inne. Jedni potrzebują dotyku, przytulenia, inni rozmowy i bycia wysłuchanym, a jeszcze inni ciszy i zamknięcia się ze swoimi myślami w swojej własnej szufladce.
Istotne jest rozumienie, że czasem nic nie dostaniemy, a partner będzie od nas brał wszystko i jeszcze więcej. I będzie wymagał. Będzie oczekiwał, że chociaż sam nic nie daje, tylko warczy, to chce więcej uwagi i troski. Albo jeszcze więcej ciszy. Jednak to nie trwa bez końca. Następnego dnia lub trochę później wraca równowaga. Albo zamieniamy się rolami. A ta zamiana to wyrównanie zaciągniętych długów energetycznych, czyli finalnie znowu powrót do zrównoważenia dawania i brania.
Czasem jednak bywa i tak, że oboje możemy być wyczerpani i nie mieć zasobów do zasilenia drugiej osoby. Warto o tym pamiętać i pilnować wtedy sytuacji, a szczególnie emocji. Rozumienie tego procesu pozwala w ciszy przeczekać do czasu, kiedy zregenerujemy się na tyle, że znowu możemy wzajemnie obdarowywać się miłością. Nie ma sensu udawać, że jest w porządku, kiedy nie jest, bo zakłamywanie rzeczywistości prowadzi prostą drogą do awantury. Ale warto dawać partnerowi prawo do tego, by w takiej sytuacji nie miał dla nas czasu ani słów wsparcia. My też mamy do tego prawo, kiedy nam jest ciężko.
Czasem ludzie nie słyszą i nie rozumieją, że partner nie ma energii, by nas pocieszyć czy wysłuchać naszego narzekania. Roszczeniowa osoba może domagać się uwagi i rozpieszczania, bo miała zły dzień i nie obchodzi jej, co czuje i przeżywa chłopak czy małżonek. Skrajnie – bagatelizuje problemy partnera i chce całej uwagi dla siebie. A bywa i tak, że zbyt dosłownie pojmuje kwestie równowagi i mówi: „ostatnio ci pomogłam, teraz twoja kolej, masz się mną zająć”. Kiedy oboje równocześnie są w dołku energetycznym, wtedy jest najtrudniej.
W dobrych, dojrzałych związkach ludzie otwarcie mówią o swoich emocjach. Uprzedzają: „dzisiaj jestem wściekły, szef mnie doprowadził do furii…” Albo: „dzisiaj nie mam na nic siły, chcę przespać ten dzień…” To sprawia, że druga osoba zmienia ewentualne plany bez rozczarowania i daje partnerowi przestrzeń, by sobie poradził ze swoimi problemami. Jeśli chce – wspiera, proponując coś, jeśli nie chce – zostawia w ciszy. Każdy jest inny. Kiedy znamy swojego partnera, wiemy, co robić, by było najlepiej dla niego i dla nas.
Czasem życie stawia nas pod ścianą i testuje nasze prawdziwe uczucia. Bywa więc i tak, że zachwianie równowagi staje się czymś długotrwałym. Jako przykład można sobie wyobrazić sytuację, w której jedno z małżonków poważnie choruje. Często nie przeszkadza to w wymianie uczuć i ciepłych słów, a to przecież najważniejszy obszar tworzenia równowagi w związku. Zdarza się też, że jedna osoba jest nieprzytomna przez wiele dni, a druga cierpliwie ją pielęgnuje. Taka sytuacja jest czymś naturalnym i oczywistym. Nawet mówi się wówczas: „zrobiłbyś dla mnie to samo, gdyby role się odwróciły”. Czasem tyle wystarczy. Sama świadomość, że w drugą stronę też by tak działało, chociaż fizycznie nigdy się tego nie wyrówna.
Jeśli ludzie naprawdę dbają o siebie, a ich miłość wyraża się w czynach, to wypadki losowe nie psują związku. Zachwianie równowagi między dawaniem i braniem wydaje się nie mieć znaczenia w relacji, która jest umocniona wieloma dobrymi doświadczeniami i latami wzajemnej troski i wspólnych starań. Pielęgnując z oddaniem chorego partnera nie oczekujemy niczego więcej niż uśmiechu wdzięczności z jego strony. Zmienia się wówczas waluta wymiany, ale sama wymiana trwa w innej formie.
Warto umieć wypracować sobie taki związek, w którym to całe dobro i rozumienie, o którym napisałam, jest czymś absolutnie oczywistym. Miłość zbudowana na wielu wspólnych latach, w których doświadczyliśmy od partnera ciepła i wsparcia, jest czymś pięknym i silnym. Napełnia nas wewnętrzną mocą, która pomaga przetrwać rozmaite życiowe burze i przejść spokojnie, z uśmiechem przez najtrudniejsze zakręty losu.