Konno bez empatii

Ostatnio bardzo porusza nas cierpienie koni, które wożą ludzi do Morskiego Oka. Trudno znaleźć odpowiednie słowa na to, co się dzieje. Traktowanie zwierząt bywa okrutne ponad wszelką miarę. Niestety temat ciągle żywy, a problem nadal nie jest rozwiązany. Jednak złośliwe memy budzą we mnie dużo mieszanych uczuć i zastanawiam się, dlaczego jest w tym wszystkim bardzo dużo złośliwej i nieprzemyślanej nagonki, zamiast dążenia do dobra.

Zacznę od tego, że absolutnie nie popieram znęcania się nad zwierzętami. Nie chciałabym też zapewne być koniem, który z wędzidłem w pysku ciągnie wyładowany wóz. Jeśli zatem ktoś głośno mówi o tym, by zwolnić konie z ciężkiej pracy, to oczywiście jestem na tak. Uważam, że żyjemy w czasach tak mocno zmechanizowanych, że wszystkie konie powinny przejść na zasłużoną emeryturę. Zarówno te, które wożą turystów, jak i te, które pracują na polach. To dla mnie dość oczywiste. Może warto by położyć nacisk na te kwestie i wreszcie uwolnić zwierzęta od cierpienia? Wiem, że wielu aktywistów idzie w tę stronę i cały sercem wspieram te działania.

Ale też uczciwie przyznaję, że jestem bardzo stara, a dzieciństwo spędziłam w małym górskim miasteczku, gdzie wóz z koniem był głównym środkiem lokomocji. Mój dziadek uprawiał pole i również posiadał konia. To było naturalne. Konie pracowały. Jednak żaden koń nie toczył przy mnie piany z pyska ani nie przewracał się ze zmęczenia. O konie dbano. Karmiono je dobrze, aby były zdrowe i miały siłę ciągnąć pług czy kosiarkę. Wybaczcie mi, że na widok konia w zaprzęgu nie dramatyzuję. Jeśli koń jest zadbany, jeśli nie przeciąża się go nadmiernym ładunkiem, zwierzę nie pada na ulicy. Żyje wiele lat i ma się całkiem dobrze. Za moich czasów konie pracowały, ale też odpoczywały i pasły się na łące. Żaden znany mi koń nie tyrał codziennie. Widziałam równowagę między pracą a odpoczynkiem.

Warto wiedzieć, że zło, którego jesteście świadkiem, nie bierze się z samego zaprzęgania konia, ale z okrucieństwa właściciela, który nie dba o pracujące zwierzę. Uważam też, że problem nie w tym, że konie w górach w ogóle pracują, ale w tym, że niektórzy właściciele znęcają się nad nimi w sposób nieludzki. Ludzie odpowiedzialni za zwierzęta nie szanują ich. To samo przecież dotyczy psów. Ileż z nich cierpi na krótkim łańcuchu, bez miski z wodą i ciepłego schronienia.  To jest to, co należy zmienić. Na tym trzeba się skupić. A w przypadku szczególnie ciężkiej pracy, powinniśmy konie zastąpić maszynami. Droga do Morskiego Oka jest wyjątkowo ciężka dla koni. Dlaczego dotąd nie ma tam samochodów elektrycznych? Na ulicach pełno hybryd, dlaczego zatem gmina dotąd nie zorganizowała pojazdów, które nie zanieczyszczając powietrza dowiozą ludzi do tego pięknego jeziora?

W ten sposób dochodzę też do pewnej kwestii, która zawsze mnie boleśnie porusza. Większość obserwatorów atakuje złośliwie tych wszystkich, którzy korzystają z konnych wozów w drodze do Morskiego Oka. Przedmiotem agresji stają się ludzie, którzy korzystają z bryczek, a nie bezduszni fiakrzy. Jak można występować w obronie koni i jednocześnie poniżać, wyśmiewać inne czujące istoty głównie ludzi chorych, starych i słabych? Nierzadko inwalidów. To dla mnie niepojęta hipokryzja! Koń jest biedny i zasługuje na współczucie, ale chory człowiek to tylko potwór, którego należy obatożyć? Tak wygląda rozwój? Tak wygląda empatia?

Czy nikt nie widzi, że tymi wozami zaprzęgniętymi w konie jeżdżą ludzie starzy, chorzy i słabi, którzy nigdy nie zobaczyliby Morskiego Oka, gdyby nie poświęcenie koni? Nie każdy ma siłę i zdrowie, by wejść tyle kilometrów. Moja Babcia często mówiła, że zdrowy chorego nie zrozumie. Ludziom wydaje się, że każdy może chodzić po górach, że to kwestia wyłącznie lenistwa. Cóż za bzdura! Ludzka głupota czasem mnie szokuje i widzę to wyraźnie, kiedy czytam prześmiewcze teksty o „grubych, leniwych tyłkach, które powinny pieszo zapylać pod górę”. Życzę wszystkim autorom tych okrutnych i bezmyślnych tekstów, aby życie nie dotknęło ich taką chorobą i niemocą, kiedy trudno będzie im bez zadyszki wejść na pierwsze piętro.

Uważam też, że tylko cyniczna i bezduszna osoba broniąc zwierząt, z nienawiścią wypowiada się o chorych, starych i słabych ludziach. Nie chorzy ludzie są winni, tylko właściciele pociągowych zwierząt. Bo konie traktowane właściwie nie przewracają się, nie cierpią, nie umierają na ulicy. Nawet kiedy ciężko pracują, odpoczywają i nabierają sił. Wiem o tym, bo żyłam w czasach, kiedy nie było tylu samochodów i widziałam, co koń może bez szkody dla siebie. O zwierzęta należy dbać. Nie można skazywać ich na pracę ponad siły. Trzeba też rozumieć, gdzie leży problem. Nie wystarczy bronić zwierząt, by być „duchowym”. Trzeba patrzeć sercem i widzieć wszystkie czujące istoty wokół. Wyśmiewanie ludzi chorych i słabych, którzy nie mają siły samodzielnie wspiąć się do góry, jest bezcelowe i jednocześnie okrutne. Warto nauczyć się współczucia nie tylko dla zwierząt, ale także dla drugiego człowieka.

Pokazywanie kilku wysportowanych inwalidów na wózkach wspinających się tą górską drogą, świadczy o braku wyobraźni. Ludzie z chorym sercem lub z problemami krążenia nie pokonają drogi do Morskiego Oka. Można im oczywiście powiedzieć: „skoro jesteście chorymi lamusami, siedźcie w domu, nie zasługujecie na żadne zwiedzanie”, ale czy tak należy traktować ludzie mniej sprawnych fizycznie? Naprawdę? W taki sposób podchodzimy do choroby, słabości i kalectwa? Moim zdaniem wykpiwanie ludzi, którzy korzystają z podwózki na tej trasie, jest cyniczne i podłe. Właściwe podejście, to położenie nacisku na wprowadzenie samochodów elektrycznych, aby chore osoby też mogły zobaczyć jedno z najpiękniejszych miejsc świata. Nowoczesne meleksy bez trudu dojeżdżają z dwunastoma pasażerami do celu. To sprawdzone i potwierdzone eksperymentalnie. Nie ma tu żadnych wymówek.

To już wielki czas, aby zastąpić konie pojazdami mechanicznymi. Rzecz w tym, by właściwie ukierunkować energię protestu. Karać surowo właścicieli zaniedbanych zwierząt i przycisnąć odpowiedzialne w gminie osoby, aby pozwoliły na korzystanie z samochodów, w miejsce konnych wozów. Czytam prasę i widzę ciągle te same wymówki. Ktoś ma interes w tym, by to konie jeździły do Morskiego Oka, a nie meleksy. Tysiące badań, dyskusji, opinii, a efekty zerowe, zasłaniane fałszywymi danymi.  Meleksy dawno powinny zastąpić zwierzęta, ale decyduje właściciel drogi, który chce koni i koniec! Cóż za bzdura! Mam optymistyczną nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto przetnie ten gordyjski węzeł i skończy się ta gehenna koni, ale zadba się o to, by chorzy, słabi ludzie też mogli się tam dostać.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 674
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu