Wczoraj mój mąż zapytał mnie, co chciałabym dostać na Walentynki. Czasem ma swoje pomysły na prezent, czasem nie. Ale ja chyba zupełnie nie umiałam odpowiedzieć mu na takie proste pytanie. Rozejrzałam się dookoła i pomyślałam, że wszystko mam. Kwiaty dostaję stale, bez okazji. Ostatnie dostałam raptem parę dni temu. Uwielbiam biżuterię z prawdziwymi kamieniami, ale dopiero co dostałam od męża złoty pierścionek na Gwiazdkę. I chociaż jest wiele pięknych przedmiotów, o które mogłabym poprosić – kolejna butelka ulubionych perfum, książka, talia kart anielskich… Ale mam tyle wszystkiego. Po co zatem? Dla zasady? Dla zasady wystarczy różyczka. Pewnie wiele osób tak myśli.
Ale uwaga! Nie należy odmawiać, kiedy ktoś chce nas obdarować. I tylko dlatego piszę na ten temat cały artykuł. Chcę zwrócić Waszą uwagę na ogromnie ważną zasadę prosperującej świadomości dotyczącą propozycji obdarowania nas prezentem. Chciałoby się machnąć ręką i powiedzieć: „daj spokój, nie wydawaj pieniędzy niepotrzebnie”. Ale to byłby błąd z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że uczymy w taki sposób partnera, że nie jesteśmy ważne, że nie musi sobie zawracać nami głowy. Za rok lub dwa on zapomni o naszych imieninach czy urodzinach i będziemy bardzo tym zawiedzione, a przecież same zbyłyśmy go machnięciem ręki wtedy, kiedy chciał nam kupić coś ładnego, żeby sprawić nam radość.
I drugi powód równie istotny: mamy być ważne same dla siebie. Mamy doceniać siebie i wiedzieć, że zasługujemy na wszystko, co najlepsze. Mamy być stale w gotowości do przyjmowania od wszechświata wszelkich dóbr i błogosławieństw. Mój mąż to cząstka wszechświata, który przychodzi, by mnie obdarować i pokazać, że jestem kochana, ceniona, że zasługuję na wszelkie dobro. Machanie ręką jest tutaj naprawdę najgorszym z możliwych wyborów. Ponieważ, kiedy wszechświat się odwróci do nas plecami rozczarowany, to może bardzo długo nie wrócić. A przecież dobrobyt dociera do nas rozmaitymi drogami – nie tylko od partnera, ale od przyjaciół, klientów, szefa w pracy czy życzliwie uśmiechającej się fortuny.
Na Walentynki zwykle nie kupuje się drogich prezentów. Raczej różyczkę albo serduszko z czekolady. Ale inspiracja przyszła do mnie wraz z moim mężem wczoraj, a nie przed Gwiazdką. I nie bez powodu. Bo Walentynki to taki dziwny dzień – niektórzy wtedy świętują i kupują sobie drobiazgi, a niektórzy z niego drwią. Ktoś może powiedzieć: „nic nie chcę, bo to tylko te głupie Walentynki”. Tymczasem umiejętność przyjmowania dobra – także materialnego – jest istotna zawsze, niezależnie od sytuacji. Nie można dewaluować żadnego daru, żadnej chęci obdarowania, nawet z błahej okazji. Nawet wtedy, kiedy w ogóle nie obchodzimy Walentynek.
A jeśli mąż przyjdzie do mnie z takim pytaniem bez okazji, bo po prostu zechce coś mi kupić? Bo na przykład dostał premię w pracy? Albo poczuł przypływ miłości? Wszechświat sam wybiera, kiedy chce być wobec nas szczególnie hojny. Warto dać mu tę możliwość. Ale przede wszystkim trzeba umieć przyjmować, nie patrząc na okazję. Samo przyjmowanie z radością prezentów jest zawsze też obdarowaniem tego, kto ten prezent proponuje. Pisałam o tym w artykule o dawaniu i przyjmowaniu. To ważna zasada wszechświata. Biorca uruchamia przepływ energii właśnie wtedy, kiedy z wdzięcznością przyjmuje to, co dostaje.
Wdzięczność to ogromnie ważny aspekt całego tematu. Bo warto być wdzięczną nawet za to, że ktoś CHCE nam sprawić prezent. Sama inicjatywa jest miła. Ale też wdzięczność przyciąga do nas jeszcze więcej tego, za co jesteśmy wdzięczni. Wdzięczność dotyka dobrem serca tej osoby, która pojawiła się z propozycją daru. Przynosi jej piękną energię, która może przyjąć dowolną, najlepszą dla tej osoby formę. Stwierdzenie: „nie wydawaj pieniędzy, nic nie trzeba” jest nie tylko odrzuceniem człowieka i jego dobrych chęci. Jest także zablokowaniem przepływu energii dla nas i dla niego. Jeśli rzeczywiście nie możemy sobie pozwolić na rozrzutność, można poprosić o kwiatek, ulubioną czekoladę czy inny drobiazg. Nigdzie nie jest napisane, że prezent musi kosztować miliony monet.
Dlatego nawet jeśli nie chcemy w tym momencie i z takiej okazji prezentu, to warto przyjąć ofertę od wszechświata. Bywa to trudne, kiedy niczego nie potrzebujemy. Ja też zadumałam się nad tym, jak przyjąć z wdzięcznością, nie kupując kolejnego zbędnego przedmiotu. Ale odkryłam, że mogę wymyślić coś fajnego dla nas obojga. Na przykład wczasy na Maderze albo zwiedzanie Meksyku? Albo degustacja dobrych trunków w eleganckiej winiarni? Każdy oczywiście może zaplanować coś po swojemu, według własnych preferencji i możliwości. Wspólne wyjście na pizzę też jest dobrym pomysłem. Skok ze spadochronem też. Wszystko, cokolwiek można zrobić razem i świetnie się przy tym bawić, będzie idealne.
I na koniec dwie refleksje przy tej okazji. Pierwsza to ta, która zawsze pojawia się przy okazji Walentynek: że kochać trzeba codziennie, a nie tylko 14 lutego. Rzecz w tym, że ja nie mogę nawet od męża domagać się czegoś więcej, bo my każdego dnia obdarowujemy się czułościami. Mąż nie wyjdzie z domu do pracy, jeśli wcześniej mnie nie przytuli i naprawdę czuję się kochana zawsze. Walentynki są fajną i zabawną celebracją tego, co my już mamy. Dlaczego się nie bawić? Zasługujemy na to oboje. A jeśli dostaję propozycję bycia obdarowaną w tym dniu, to nie wolno mi tego odrzucić.
I druga myśl – kiedy słyszę zdanie zaczynające się od: „co chcesz dostać…”, to od razu widzę czarodziejską różdżkę albo dżina spełniającego życzenia. Bo jeśli mogłabym naprawdę wybierać, to jest tyle rzeczy, które rzeczywiście chcę. Od tak oczywistych tematów jak pokój na świecie czy lekarstwo na raka, po bardziej nieuchwytne, jak szczęście moich dzieci czy ogólnie dobre zdrowie na starość. Takie pytanie przychodzi przecież od wszechświata. Może warto zatem się rozmarzyć i podpowiedzieć temu wielkiemu wszechświatowi to, co jest naprawdę ważne? Ważniejsze niż wszystkie drobne prezenty. Dlaczego nie spróbować złożyć zamówienia do wyższej instancji na wielkie rzeczy? I pozwolić, by działo się Dobro. W swoim czasie i po swojemu. Jeśli nie poprosimy, jeśli nie uwierzymy, to nie damy nawet szansy na cuda, które mogą być naszym udziałem.
Bogusława M. Andrzejewska