Mój mąż nie korzysta z internetu. Nie wie nawet, co to facebook. Kiedyś założyłam mu konto i zachęciłam do znalezienia starych znajomych, ale nie zalogował się ani razu. Powiedział, że wystarczy mu telefon i kontakty w telefonie. Na Gwiazdkę dostał ode mnie laptopa i ogląda na nim filmy albo gra w ulubione gry. Z przeglądarki nie korzysta. Ogólnie woli czytać książki i pochłania ich setki.
Moja serdeczna przyjaciółka pisze do mnie długie maile, ale także nie korzysta z sieci. Kiedyś wysyłałam jej linki do ciekawych artykułów, ale nigdy ich nie przeczytała. Potrafi, ale nie chce i nie lubi. Boi się komputerowych wirusów. Ale poza tym spaceruje codziennie z kijkami, czyta mnóstwo książek i wymyśla oryginalne, smaczne potrawy. Nie ma za bardzo czasu na przewijanie internetowych stron.
Któregoś dnia spotkałam na ulicy znajomych sprzed lat. Ucieszyliśmy się i rozmawialiśmy dłuższą chwilę. Zaproponowałam wymianę kontaktów, żeby spotkać się ponownie i dostałam tylko numer telefonu. „Nie korzystamy z internetu” powiedzieli. Innym razem inna znajoma zapytała mnie, czym się zajmuję. Kiedy pod koniec rozmowy dałam jej adres swojej strony, usłyszałam to samo: „nie korzystam z internetu”.
Takich ludzi jest mnóstwo i to wcale nie są zgrzybiali starcy, tylko ludzie w pełni sił, którzy aktywnie pracują. Wbrew wszystkim straszakom, które pokazują młodzież pędzącą na oślep ze smartfonem przy nosie, jest wielu takich, którzy wolą czytać książki jak mój mąż albo zachwycać się naturą. Żyją tak, jakby internet nie istniał. Nie widzę sensu w tych wszystkich straszakach, czyli tekstach, które zamieszczają często „rzekomo przebudzeni”. Nie jesteśmy durnym stadem lemingów, które na oślep pędzi ku przepaści, tylko rozsądnymi ludźmi, którzy korzystają ze zdobyczy cywilizacji.
Większość z nas używa rozmaitych wynalazków, ale nie widzę w tym pędu do zagłady, jak niektórzy chcą sugerować. Sama chętnie korzystam z możliwości, jakie daje internet. To moje narzędzie pracy. Ale tworzę spontanicznie harmonię, kiedy po pracy odkładam telefon i zapominam o nim, idąc na spacer. Wielu moich znajomych może potwierdzić, że na informacje wysyłane przez WhatsApp czy MS czy nawet na maile, odpowiadam po wielu godzinach lub nawet dniach. Bo nie mam smartfona stale przy nosie. Sięgam po niego wtedy, kiedy muszę coś zrobić lub do kogoś napisać. Wierzę, że wiele osób korzysta z dobrodziejstw sieci bez jakiejkolwiek przesady, nie uzależniając się od niej i doskonale sobie radzi, kiedy nawet na kilka dni jest poza zasięgiem.
Każde straszenie jest złe. Jeśli ktoś Was straszy czymkolwiek lub poniża za to, że robicie coś inaczej niż oni, to oznacza, że chce Wami manipulować. Przecież straszy się po to, by wystraszony człowiek przybiegł z błaganiem o ratunek do tego jedynego mądrego. „Rzekomo przebudzeni” to nowy gatunek ludzi, którzy wszystko wiedzą lepiej i wszystko krytykują. Którzy z pogardą patrzą na myślących inaczej niż oni i rzucający stale złośliwe uwagi typu: „kto wie, ten wie, a inni niech śpią”. Nie ma przebudzenia tam, gdzie jest straszenie i szantaż. Nie dajcie się nabierać tylko dlatego, że ktoś nie je mięsa czy nie ogląda telewizji. Każdy, kto straszy i poniża innych, jest przejawem najniższych energii we wszechświecie i takim energiom służy. Howgh!
A teraz trochę logiki. „Rzekomo przebudzeni” straszą automatycznymi kasami w sklepach, że podobno zabiorą ludziom pracę. To samo mogliśmy powiedzieć, kiedy na pola wyjechały pierwsze kombajny. Nadal kopalibyśmy pola motyką i kosili kosami lub sierpami. Kombajny zabrały ludziom pracę? Naprawdę? Czy raczej ją ułatwiły? To samo możemy powiedzieć o zmywarkach do naczyń. Zabierają pracę pomywaczkom. I co z tymi bezrobotnymi pomywaczkami? Gdzie one umierają z głodu? A maszyny górnicze przecież zabierają pracę tym, co kilofami rąbali urobek. Nie będziemy protestować przeciwko takim urządzeniom? To samo możemy powiedzieć o każdej innej maszynie, nawet o samochodzie. Przecież zabiera pracę woźnicom dyliżansów. O samolotach – przecież zabierają pracę armatorom i załogom statków pasażerskich.
Kiedy widzę kolejny post, w którym „rzekomo przebudzony” chwali się, że nie korzysta z kas samoobsługowych w sklepie, to chce mi się płakać nad ludzką głupotą. Bo widzę te wszystkie maszyny, pojazdy, nowoczesne usprawnienia, które wynaleziono po to, aby ludzie nie musieli tak ciężko pracować. Aby mogli kierować maszynami w czystym ubraniu, zamiast w pocie czoła tłuc kilofem czy kopać łopatą. Dzięki temu mamy też więcej czasu na czytanie książek, spacery, uprawianie sportów.
Oczywiście w głębi duszy rozumiem tę panikę, chociaż wcale jej nie podzielam. Myślę, że kiedy na ulice wyjechał pierwszy samochód, ludzie też bali się, co może przynieść takie zjawisko. Dzisiaj powszechnie korzystamy z aut i one naprawdę pomagają nam się przemieszczać. A pomimo tego nadal chodzimy na spacery, biegamy, jeździmy na rowerach. Ludzkość nie jest wcale taka głupia, jak niektórzy próbują nam wmówić.
Człowiek nigdy nie wymyśli takiej maszyny, która zrobi za niego wszystko. Człowiek zawsze będzie chciał sprawdzać i kontrolować życie i świat. Ktoś straszył cybernetycznym chirurgiem, który zastąpi lekarza. Nie zastąpi. Istnieją już maszyny, które przeprowadzają pewne skomplikowane operacje, ale zawsze prowadzi je i nadzoruje człowiek. Bo ludzka natura jest taka, że nigdy nie odda pełnej władzy i kontroli. Filmy o buncie sztucznej inteligencji bardzo się mylą. Ich twórcy w swojej fantazji nie biorą pod uwagę najsilniejszych elementów ludzkiej natury.
A wizje bezrobocia są już kompletnie nielogiczne, co udowadnia historia. Bo ilekroć człowieka zastąpi maszyna, to człowiek będzie miał czas dla siebie. Szukając sposobu na wypełnienie tego czasu, stworzy nowe pomysły, które ktoś będzie musiał produkować. Ludzie nie kopią już motykami i nie koszą sierpem, ale powstał ogromny rynek gier komputerowych, który zatrudnia mnóstwo osób. Kiedy znika konieczność wykonywania jakiejś pracy, bo zastępuje nas maszyna, pojawia się automatycznie nowy etat innego rodzaju.
Wszechświat tworzy równowagę i dostrzegam ją wszędzie. Ludzie korzystający w pracy z internetu przez wiele godzin, po pracy biegają lub wyjeżdżają nad wodę. Chłoną moc natury, aby odpiąć się od elektronicznej energii. Też tak mam. Kiedy wiele godzin pracuję przy komputerze, to zaczynam odczuwać potworne rozdrażnienie i presję, aby wyjść na powietrze. Zostawiam wtedy wszystkie zlecenia, zakładam buty i idę na spacer. Nie wystarczy wyjście do kuchni i zajęcie się jakimś przygotowaniem posiłku. Potrzebuję powietrza i drzew, które rosną wokół mojego domu. Mądrość duszy prowadzi nas zawsze do tego, co dla nas najlepsze.
Nie ma we mnie lęku przed buntem maszyn i życiem w wirtualnym świecie. To prawda, że widzę osoby, które nawet na randce w restauracji siedzą z nosem w komórce. Ale też wiem, że za jakiś czas odłożą telefon i zaczną spacerować po lesie, odkrywać to, co przegapili wcześniej. Zwróćcie uwagę, że to właśnie w Japonii, która nadal jest centrum technicyzacji, narodziła się moda na lasoterapię. Człowiek jest mądry i twórczy. Jest prowadzony przez Duszę, która doskonale wie, co robi. Dlaczego boimy się, że Dusza zgłupieje? To bezzasadne.
Nie zasilam żadnych lęków, wolę myśleć pozytywnie. Kiedy pojawia się coś, co budzi moje wątpliwości, tworzę obraz tego, co być powinno, co chcę aby było. To ja kreuję swój świat. Dlaczego mam wypełniać go strasznymi obrazami zbuntowanej sztucznej inteligencji? Lepiej dostrzegać harmonię i zasilać ją mocą swojego umysłu. Im więcej ludzi zaufa w mądrość ludzkiej Duszy i zrozumie, że potrafimy korzystać z internetu, z maszyn, ze sztucznej inteligencji w sposób pięknie ograniczony rozsądkiem, tym lepsza będzie przyszłość, którą stale sami tworzymy.