Kiedy byłam nastolatką tańczyłam z prawdziwą pasją taniec towarzyski. Znałam nie tylko walca czy tango z figurami, ale też sambę, cha chę i rumbę z tak zwanymi „kubańskimi wierzchołkami”. Nieobce mi były też tańce współczesne i oryginalne układy „dyskotekowe”. Myślałam wówczas, że taniec będzie moją życiową ścieżką. Życie poukładało się jednak inaczej, ale w ogóle nie tęsknię za tamtymi upodobaniami. Zwyczajnie przestało mnie to pociągać. O ile czasem jeszcze z ciekawością patrzę na osoby, które dobrze tańczą i rozpoznaję niektóre układy, to sama od kilku lat nie lubię tańczyć i zastanawiam się, dlaczego mnie to fascynowało. A kiedy widzę ludzi, którzy tańczą, chociaż nie umieją, to wtedy już nic mi się w tym nie podoba.
Zaledwie kilka lat temu kochałam pływanie. Ba – uwielbiałam wodę i stale szukałam możliwości do zanurzenia się po szyję. Zimą systematycznie chodziłam na basen. Wiosną jeździliśmy z mężem do hoteli z dobrym, dużym zapleczem SPA i nawet nie wyobrażałam sobie, żeby pojechać gdzieś, gdzie nie ma basenu. Bo po co miałabym jechać do najpiękniejszego choćby miasta czy miasteczka, jeśli nie mogłabym tam popływać? Lato spędzałam nad jeziorem z czystą wodą, a w zasadzie głównie stale w tej wodzie. Teraz zupełnie mnie to nie interesuje.
Zdecydowanie wolę chłonięcie piękna zmysłem wzroku lub słuchu, niż pływanie lub taniec, bez których kiedyś nie mogłam żyć. Zamiast radośnie wchodzić do wody, wolę na nią patrzeć. Więcej radości sprawia mi samo patrzenie na wodospad. Zaskakuje mnie to, bo wierzyłam, że pływanie to miłość na całe życie. Tymczasem wewnętrzne przemiany przynoszą mi coś zupełnie zaskakującego. Zauważam, że przenoszę nie tylko uwagę, ale i sympatię na doświadczanie bardziej subtelne niż te z poziomu fizycznego. Myślę, że ma to związek ze zmianami energetycznymi na Ziemi, dlatego dzielę się tym z Wami. Być może macie podobne spostrzeżenia?
Ogólnie wiemy wszyscy, że wraz z upływem czasu podlegamy pewnym transformacjom. Wszyscy bez wyjątku. Przestajemy lubić to, co kochaliśmy w młodości. Otwieramy się na nowe możliwości. Ale też wcale nie mam na myśli faktu, że przestajemy zachwycać się lizakami, które smakowały nam w dzieciństwie. Raczej myślę o zmianach, które zachodzą w nas na tym całkiem dorosłym i wydawałoby się stałym poziomie.
Wodę kocham, odkąd sięgam pamięcią. I nagle przestałam pływać. Tak po prostu – nie odnajduję w tym niczego dla siebie. Podobnie jak w tańcu. To dla kogoś może być drobiazg pozornie bez większego znaczenia. Jednak w głębi duszy wierzę, że nie jest to tylko upływ czasu i starość, która coraz częściej o sobie przypomina, lecz coś więcej. Coś, czego wszyscy doświadczamy – Wy także, każdy na swój indywidualny sposób. To nasza wewnętrzna przemiana, która przejawia się w wielu aspektach. Napisałam tylko o dwóch zjawiskach, które kiedyś określałam, jako nadające mojemu życiu silne zabarwienie. Ale jest ich o wiele, wiele więcej.
Dzisiaj pewne ukochane rzeczy nie mają dla mnie kompletnie znaczenia. Jakbym była inna osobą niż jeszcze trzy lata temu. Stajemy się zupełnie inni niż kiedyś i przyznaję, że zupełnie się tego nie spodziewałam. Życie zaskakuje cichymi transformacjami i zmusza nas do odkrywania siebie zupełnie na nowo. Kiedyś myślałam, że wystarczy lekko aktualizować swój biogram, dodając do niego tytuły nowych książek lub projektów czy nazwy ukończonych szkoleń. Dzisiaj zauważam, że jestem zupełnie inną osobą niż wtedy, kiedy budowałam swoją pierwszą stronę w sieci.
Zmiana ta nie wynika z większej dojrzałości czy nabytego doświadczenia, co przecież u każdego zawsze przychodzi z czasem. Czuję się ostatnio zupełnie inną „ja” i nawet nie umiem w tej chwili dokładnie siebie opisać. Staję przed lustrem, patrzę na swoje odbicie i zastanawiam się Kim W Istocie Jestem? Czy nadal jestem sobą czy zupełnie kimś innym? Czego uczy mnie moja mądra Dusza, kiedy odwraca mnie od wszystkiego, co było mi zawsze bliskie i cenne, co mnie bawiło i cieszyło?
Strata zainteresowania dla tańca i pływania to tylko dwa aspekty zupełnie nowej istoty, która wyłania się z moich oczu, kiedy patrzę na siebie w lustrze. I zastanawiam się, ile takich przemian odkryję w sobie? Ile ważnych rzeczy i zjawisk, które napełniały mnie radością i zachwytem, stanie się zwyczajnie codziennych, nie pozbawiając mnie poczucia wewnętrznego pokoju i spełnienia. Bo ten stan jest nadal we mnie. To nie jest tak, że coś mi się znudziło. Kiedyś potrzebowałam móc pływać i robić jeszcze kilka innych rzeczy, by uznać, że moje życie jest OK. Teraz moje życie jest spełnione bez żadnych warunków.
Zatem być może jest w tej przemianie otwartość na przyjmowanie wszystkiego takim, jakie jest, bez wybierania tego, co lubię bardziej i co lubię mniej? Być może jest to dostrzeganie harmonii w każdej chwili bez wyjątku? Kiedyś zdecydowanie dokonywałam wyboru tego, czego pragnęłam. Teraz mniej pragnę. Można bez wody, bez tańca, bez wielu rzeczy cieszyć się życiem. Gdybyście mi to powiedzieli trzy lata temu – nie uwierzyłabym Wam. Miałam całą listę celów do realizacji. Miałam całą listę warunków, które musiały być w mojej rzeczywistości. Oczywiście nadal mam jakieś marzenia, ale nie mam w sobie presji do ich spełniania. Dążę do nich spokojnie, na luzie, bez pośpiechu i bez odczuwania potrzeby ich spełnienia. Wiem, że cokolwiek będzie, będzie dobrze. Bo życie jest dobre takie, jakie jest w tej jednej chwili.