Zmysły

Rozwój wewnętrzny kojarzy się zwykle z postrzeganiem pozazmysłowym. Kiedy decydujemy się na pracę nad sobą, próbujemy się odciąć od zewnętrznego świata i skupić na emocjach, medytacji, wejściu w głąb siebie. Czasem zmysłowość jest postrzegana wręcz jako coś złego, co utrudnia rozwój, ponieważ zatrzymuje nas na przyjemnościach. Tymczasem prawdziwe wzrastanie polega moim zdaniem na połączeniu wewnętrznego z zewnętrznym. Zmysły są oknami, przez które dusza łączy się z materialnym światem, by dokonywać suwerennych wyborów.

Żyjemy w świecie do cna fizycznym. Fizyczne są nasze ciała, ziemia, po której stąpamy, chleb, który jemy, kwiaty, które wąchamy i różańce, których paciorki przesuwamy w czasie modlitwy. To oznacza, że materia jest nam do czegoś potrzebna i z całą pewnością nie jest wynalazkiem ciemnej strony mocy, która chciałaby nas odciągnąć od Światła. Pisałam już o tym, że tylko poprzez fizyczność możemy rozwijać swoją duchową moc, ponieważ to ona wymaga największej siły kreacji. Wcielamy się na tej planecie, by skonfrontować się z niesłychanie opornym tworzywem, które jednak miękko poddaje się, kiedy maksymalnie podniesiemy swoje wibracje. Jak dla mnie – genialne!

Najwyraźniej widać to na przykładzie zdrowia. Nasze ciała szwankują, kiedy jesteśmy w stresie, nie wybaczamy, tłumimy złość i żal. Zdrowieją natomiast, kiedy wypełniamy wszystkie komórki bezwarunkową miłością. Nasze tkanki to najczulszy kompas, który pokazuje nam, jak żyć. Nam pozostaje tylko nauczyć się mądrze zarządzać emocjami i podnosić systematycznie swoje wibracje. W teorii to bardzo proste i spójne. Ciało uczy nas wychodzenia poza emocje i uwalniania się od żalu, złości, zazdrości czy rozpaczy. Uczy nas ponadto podążania za radością i zachwytem. I to już rola zmysłów.

Wzrok to podstawowe narzędzia do odkrywania piękna. Wzruszające widoki, pejzaże, kolory, obrazy podnoszą naszą częstotliwość. Jeśli przejdziemy od poruszenia do zachwytu, zaczynamy proces uzdrawiania. Według autora „Niebiańskiej przepowiedni” – osiągamy wówczas moc stwarzania światów, czynienia widzialnego niewidzialnym, zmieniania rzeczywistości. W pewien sposób każde uzdrawianie jest transformacją, jeśli zmienia chore komórki na tkankę działającą harmonijnie. Działa tu indywidualna wrażliwość, ale każdy z nas ma swoje obszary, w których odnajduje piękno. Lubię wieczorem oglądać ładne grafiki. Mam ich pełno na Pintereście. Przynoszą mi kolorowe, dobre sny i odczuwalnie podnoszą nastrój. Ktoś inny wspina się na górskie szczyty, maluje lub żegluje, aby oglądać to, co kocha najbardziej.

Jest takie miejsce na Ziemi, które wywołuje we mnie najwyższy zachwyt – Thira na Santorini i widok na kalderę wtedy, kiedy słońce góruje na niebie. Promienie słoneczne wyzłacają morze, które wygląda jak płynny kruszec. Być może to moje indywidualne połączenie z Atlantydą lub wspomnienie odległych wcieleń… Jednak ten właśnie obraz wyciska mi z oczu łzy wzruszenia i zachwyca bardziej niż słynne zachody słońca na wyspie. Każdy z nas ma takie miejsce, w którym może naładować swój wewnętrzny akumulator, by potem przywołując wspomnienie podnosić swoje wibracje.

Słuch przynosi nam równie cudowne doznania. Jednym z najpiękniejszych dźwięków, który natychmiast podnosi mi energię jest śpiew ptaków. A oprócz tego mamy jeszcze szmer strumyka lub morskich fal, mruczenie kota, stukot kropli deszczu, śpiewy delfinów i wielorybów oraz setki innych głosów natury. A wreszcie to, co działa najbardziej potężnie: muzyka, która może nas uzdrawiać. Znam ludzi, którzy nie wyobrażają sobie dnia bez muzyki i stale maja włączone radio lub chodzą ze słuchawkami w uszach. To, czego słuchają wpływa na nich i na ich ciało. Spotkałam i takie dźwięki, które niszczą i szkodzą. Jednak nie specjalizuję się w tej tematyce na tyle, by Wam to opisać. Bez wątpienia są różne rodzaje muzyki. Niektóre utwory nas wyciszają, inne ożywiają, inne poprawiają humor, a jeszcze inne po prostu drażnią i denerwują.

Na szczególną uwagę zasługują misy tybetańskie oraz dzwonki wietrzne, ale poza tym istnieje mnóstwo innych bezcennych dla zdrowia i podnoszenia wibracji instrumentów. Bardzo bliskie jest mi didgeridoo – czuję je w każdej komórce ciała – chociaż przyznaję nigdy nie próbowałam na tym grać, szanując zasadę Aborygenów, od których ten instrument się wywodzi. Wystarczy, że słucham. Polecam też słuchanie gry na handpanie, ale domyślam się, że nie każdemu musi się podobać.

Węch i smak kojarzy się głównie z dogadzaniem sobie jedzeniem. Jednak i w tej prostej przyjemności widzę piękną ścieżkę rozwoju. Jeśli przyjmiemy, że celem jest osiągnięcie harmonii, to pyszne potrawy uczą nas co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze zachwytu smakiem i zapachem, takiego zachwytu, który podnosi nam energię. Po drugie – uczą nas umiarkowania, tworzenia równowagi pomiędzy zaspokojeniem głodu a obżarstwem. Dodam też, że proste codzienne przyjemności są bardzo ciekawą ścieżką, pomagającą utrzymać poziom wibracji. Post, chociaż czasem dobroczynny dla zdrowia, niekoniecznie jest korzystny dla duchowego wzrastania. Wyrzeczenie i poświęcanie się nie jest moim zdaniem niczym właściwym. Chociaż może spełnić rolę jakiegoś wybranego świadomie wyzwania.

Węch i smak mogą uczyć nas wdzięczności za to, co jemy lub za to, co możemy powąchać. Zapachy ponadto także sublimują energię. Swego czasu intensywnie zajmowałam się aromaterapią i zdumiewał mnie bardzo wpływ tej metody na nasze postrzeganie świata, emocje i nawet stan fizyczny. Zapach róży łagodzi ucisk na sercu, a lawenda uśmierza ból głowy. Jaśmin rozwija łagodność, a Ylang Ylang zachęca do erotycznego doświadczenia. Zatem zapach działa na nas o wiele mocniej niż nam się wydaje i wcale nie ogranicza się tylko do jedzenia. Aromaterapia jest wykorzystywana podczas medytacji i podróży pozazmysłowych, chociaż… z użyciem zmysłu zapachu. Niezaprzeczalnie.

Dotyk także może nam przynieść zachwyt. Lubimy czasem sprawdzić palcami miękkość tkaniny, gładkość płatka róży czy jedwabistość choćby własnych włosów. Z całą pewnością nie jestem jedyną osobą, która w ten sposób wybiera ubrania: najpierw kolory, a potem dotykanie. Lubię też dotykać innych przedmiotów. A wreszcie także ludzi – przez przytulanie. Zamknięcie w ciepłym uścisku ramion to przecież uruchomienie tego właśnie zmysłu. Bardzo lubię i uważam, że popularne „misiaczki” nie są przereklamowane. Czasem mówią więcej niż słowa, aczkolwiek wiem i widzę, że nie każdy docenia tego typu rodzaj dotyku. Jesteśmy po prostu różni.

Zmysł ten jako pieszczota najważniejszy w erotyce, jest pięknym portalem do najwznioślejszych doznań. Seks może być prawdziwym misterium, jeśli połączymy go z uczuciem i uruchomimy w tym procesie wszystkie energetyczne centra. W moim doświadczeniu seks łączy wszystkie zmysły i przenosi nas na inne poziomy istnienia, jeśli pozwolimy sobie podnieść własną częstotliwość. Nie odkrywam tu niczego nowego. Hinduska tantra już dawno rozwinęła taką wiedzę. Jest wiele szkół, które pozwalają poprzez seks zbliżyć się do oświecenia. Podczas orgazmu wyzwalana jest niesamowita energia, która poprowadzona  świadomie zabarwia nas ogromną mocą. I nie zmieni tego faktu zjawisko nadużyć w tym obszarze.

Rzecz jasna są ludzie, którzy nadużywają nie tylko seksu, ale i pozostałych zmysłów, jednak każdy nadmiar i każde krzywe lustro wyrasta z ciemnej strony mocy, by coś ośmieszyć. A to nie zmienia faktu, że zmysły odgrywają ogromną rolę w naszym wewnętrznym wzrastaniu, ponieważ pozwalają nam odbierać świat i odnosić się do niego w swoim doświadczaniu.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 636
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu