Racja

Bardzo często spotykam się z sytuacją, w której ktoś koniecznie chce mieć rację. I nie odpuści za żadne skarby, bo racja to dla niego rzecz święta. Zjawisko tak powszechne i dziwaczne, że doczekało się przysłów i anegdot. A nawet charakterystycznych komediowych scen, które po wielu latach powtarzamy z rozbawieniem: „sąd sądem, a racja musi być po naszej stronie”. Takie śmieszne przerysowanie obnaża całą absurdalność uporu i zamknięcia na to wszystko, co można zyskać otwierając zasklepiony umysł. A przecież po drugiej stronie naszych przekonań leży cały wszechświat ogromnych możliwości. W tym często o wiele bardziej korzystnych niż to, co trzymamy w zaciśniętej pięści.

Zacięta obrona swojej racji zwykle mnie śmieszy, ponieważ upór u człowieka sprawia, że natychmiast widzę malutką dziewczynkę czy chłopczyka na poziomie piaskownicy. Nikt dojrzały się nie upiera, przecież idąc na kompromis można swoje przekonania zachować, nie są czymś do odebrania. W elastycznym podejściu chodzi tylko o dopuszczenie innej możliwości. O uchylenie drzwi i sprawdzenie, czy to, co jest za nimi, nie jest przypadkiem lepsze i milsze niż to, czego kurczowo się trzymamy.

Dorosły człowiek powinien wiedzieć, że postęp to zmiana. Gdyby wszyscy byli tak uparci, to nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach i polowali na mamuty. Prawdziwy rozwój polega na przyjęciu możliwości, że to co wiemy, nie jest wszystkim, że może być coś więcej. Koło wynaleziono tylko dlatego, że ktoś odpuścił uparte przekonanie, że przemieszczać możemy się wyłącznie z pomocą nóg. Otworzył się na inną możliwość i zadał kwantowe pytanie: „jak może być jeszcze lepiej?”

Przesadne bronienie swojej racji jest też pułapką, która osadza człowieka w świadomości ubóstwa. Niewiele się o tym mówi, a przecież pozytywne myślenie, będące esencją Prawa Przyciągania wymaga zmiany poglądów. Kiedy zaczynamy świadomie pracować z budowaniem dobrobytu, powinniśmy otworzyć się na coś, czego wcześniej nie chcieliśmy widzieć i akceptować. W miejsce zamartwiania się o jutro wprowadzamy wiarę z szczęśliwy los. W miejsce braku – poczucie obfitości. W miejsce przekonania o pechu – planowanie pomyślnych wydarzeń. W pewien sposób prosperująca świadomość wymaga na samym początku odrzucenia starych wzorców i powiedzenia sobie wyraźnie: „nie miałem racji – wszechświat jest dobry, a człowiek może być naprawdę szczęśliwy”.

Warto w tym miejscu dokładnie przyjrzeć się swoim przekonaniom i odnaleźć te wszystkie, które nam nie służą, aby je zmienić na korzystne wzorce. Problem jednak w tym, że w głębi duszy możemy nie dawać na to przyzwolenia. Możemy kurczowo trzymać się przestarzałego poglądu, że nie można być bogatym bez ciężkiej pracy albo że pozytywne myślenie nie działa. Czasem odkrywamy, że tkwimy w takim właśnie impasie – z jednej strony pozytywne afirmacje, a z drugiej brak wiary, że to cokolwiek da. Efekt – do przewidzenia. Nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Aby stać się Świadomością Prosperującą trzeba zrezygnować z uporu i nauczyć się otwierać na inne poglądy, stworzone – wymyślone przez innych ludzi. Trzeba też czasem umieć zadać sobie pytanie: „a co jeśli nie mam racji?”. Są ludzie, którzy wszystko robią w taki sposób, by udowodnić całemu światu, że to oni się nie mylą. Wyobraźmy sobie przez chwilę takiego człowieka. Jest smutny, nieszczęśliwy i uważa, że życie jest złe, a Ziemia to padół łez. Zapraszamy go na szkolenie, uczymy metod, robimy z nim ćwiczenia i wspierany naszą silną energią wychodzi od nas pełen wiary w to, że teraz będzie lepiej. Jednak ta wiara jest na wierzchu, a pod spodem wibruje aktywny wzorzec: „to wszystko bzdury, świat jest okropny”. Jest to wzorzec pierwotny, silniejszy od nowych ćwiczeń i sprawi, że taki człowiek będzie nieświadomie wszystko robił w taki sposób, by móc nam udowodnić, że nie mamy racji. I że to on ma rację. Będzie swoim przekonaniem przyciągał zdarzenia potwierdzające jego wersję. Wszystko po to, by powiedzieć: „ha, miałem rację”. Taka maleńka satysfakcja opłacona wygórowaną ceną smutnego życia.

W ten sposób taki człowiek zamyka się na szczęście. Aby doświadczać cudów, trzeba się na nie otworzyć, czyli zbudować w sobie przekonanie, że cuda istnieją. Jeśli z góry zakładamy, że to bzdura, to jak możemy je wykreować? No, nie możemy. Dlatego jakąkolwiek pracę nad sobą warto zacząć od przekonania, że nie ma jednej prawdy, a na świecie istnieją rzeczy i zasady, o których nam się nawet nie śniło. Trzeba z ciekawością otworzyć drzwi i patrzeć, co fascynującego można za nimi zobaczyć. Trzeba przyjąć, że możemy nie mieć o czymś pojęcia i że do końca życia możemy się uczyć. A ta nauka nikomu ujmy nie przyniesie.

To, co absolutnie nas może zablokować, to trzymanie się jednej prawdy, jednej racji. To jak chodzenie po ruchliwej ulicy z zawiązanymi oczami. To jak przyjmowanie, że Ziemia jest płaska i brak zgody na zmianę poglądu. Warto też pamiętać, że syndrom „niewiernego Tomasza” nie służy naszemu rozwojowi. Nie można przyjmować, że istnieje tylko to, co możemy zobaczyć i że uwierzymy dopiero wtedy, jak się coś stanie. Tak się bowiem składa, że Prawo Przyciągania działa odwrotnie – materializuje to, co widzimy wewnętrznym okiem, to w co wierzymy. Jesteśmy Stwórcami, którzy mogą wymyślać nowe światy i stratą energii jest czekanie, aż coś się samo wymyśli i stanie.

Na koniec jeszcze jedna informacja. Nie należy nikogo do swoich poglądów nawracać – często o tym mówię. Przede wszystkim dlatego, że zasada wolności, w tym wolności przemyśleń, jest niezbywalnym prawem każdego człowieka. Jeśli chcemy, by nam przysługiwała niezależność myślenia, musimy zaakceptować odmienne zdanie u innych. Poza tym przekonywanie kogoś do tego, w co my wierzymy, jest ogromną stratą energii. Również dlatego, że każda próba wywierania nacisku mentalnego jest dysharmonią. Taką samą jak każda inna przemoc. A dysharmonia to zawsze ogromna utrata energii i szkodliwe wzorce. Możemy tylko dyskutować i pokazywać sobie wzajemnie różne aspekty tego, co uważamy za wartościowe.

Osoba, która wchodzi w silne emocje gniewu czy nawet agresji, kiedy ktoś ma inne zdanie, to człowiek o niskim poczuciu wartości. To ktoś, kto swoją moc postrzega wyłącznie poprzez pryzmat bycia nieomylnym. Bywa, że inne poglądy przyjmuje jako brak szacunku do siebie. To absurdalne, ale spotkałam się z sytuacją, w której szacunek był dla pewnej osoby równoważny z przytakiwaniem jej niezależnie od wszystkiego. A to tak nie działa. Mamy prawo do swoich przekonań i możemy z sympatią traktować ludzi, którzy myślą w pewnych kwestiach zupełnie inaczej.

To jeden z tych tematów, w którym jestem jedynie obserwatorem. Co prawda mam swoje poglądy osadzone dość mocno i umiem ich asertywnie bronić, ale nie miewam problemu, by pójść na kompromis. Nie oceniam też ludzi, nawet wtedy, kiedy porażają mnie ich szokujące poglądy. To zawsze ich wybór i ich życie – cokolwiek mówią, w cokolwiek wierzą. W dzieciństwie uczono mnie, że mądrzejszy zawsze ustępuje. To bardzo korzystny program, który dziś procentuje, obdarzając mnie dużą dozą tolerancji. Mam też drugi ciekawy wzorzec, którego mocno się trzymam: chcę być szczęśliwa, a to, czy mam rację, jest zawsze na drugim miejscu.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 640
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu