Duchowe nauki powtarzają często: mów tylko dobre słowa, przebywaj z dobrymi ludźmi, czytaj tylko dobre ksiązki. Jeśli pilnujemy, by czerpać wyłącznie z czystego źródła, pełnego Światła i miłości, wówczas otaczamy się najlepszą energią. Wzrastamy. Rozwijamy się wewnętrznie w najlepszy dla siebie sposób. Niektóre książki i strony są pisane właśnie po to, by wspierać człowieka. Działają jak wspaniałe pozytywne akumulatory.
Nie ukrywam, że staram się tak właśnie tworzyć. Pilnuję energii i nawet wtedy, kiedy wypowiadam się krytycznie, próbuję odnaleźć też w sobie dobro, miłość i zrozumienie, aby napełnić słowa dobrą energią. Tak też maluję obrazy. Tak też piszę poradniki, aby napełnić je mocą uzdrawiania. Ale dzisiaj nie o reklamie mojej twórczości. Dzisiaj kilka słów przestrogi z nadzieją, że być może ktoś zwróci na nie uwagę.
Wczoraj dostałam maila od mojej przyjaciółki – mądrej osoby o dobrym sercu, która od wielu lat interesuje się rozwojem i kiedyś prowadziła terapię dla innych ludzi. List rozpaczliwie smutny. List pełen bełkotliwych cytatów o bezsensie życia. Nie pierwszy taki list od niej. Co jakiś czas moja przyjaciółka rzuca się na wydawane w setkach egzemplarzy modne książki napisane przez autorów-frustratów i podważające całą radość życia. Potem dzieli się ze mną tym, co wyczytała i niemal zawsze konkluduje: „widzisz, ten zły świat jest pułapką, jesteśmy tylko skafandrami (niewolnikami, cieniami, ofiarami, przegranymi, sobowtórami pozbawionymi mocy….itp.). To całe prawo przyciągania to bzdury i manipulacje”.
Niezmiennie budzi to mój gniew. Nie na przyjaciółkę, tylko na moją własną bezsilność. Czasem też trochę na ludzi, którzy piszą takie straszne książki! Oczywiście nikt nikogo nie zmusza do czytania tego paskudztwa, ale to tak samo jak z paleniem papierosów. Nikt nikogo nie zmusza do palenia, jednak gdyby nie hodowano tytoniu i nie produkowano papierosów, problem by nie istniał, prawda? Oczywiście rozumiem, że żyjemy w świecie wyboru i obok piękna, staje brzydota. Obok życzliwych ludzi – cyniczni dranie. Obok dobrych, wartościowych książek – paskudne zżerające energię lektury. Wszystko po to, byśmy nauczyli się wybierać właściwie, pokazując Kim W Istocie jesteśmy. Rozumiem i gniew opada.
Moja przyjaciółka ma wolną wolę. Nie chce czytać o radości i miłości, woli szukać dla siebie potwierdzeń negatywnych. Ma smutne nieudane życie i nie chce tego zmienić. Z jakiegoś powodu nie chce i już. A ja nie mogę jej zmusić. W tym smutnym życiu próbuje samą siebie przekonać, że jest jej źle nie dlatego, że czegoś zaniedbała, nie zrobiła, nie zmieniła, tylko dlatego, że tak musi być. W kolejnych listach cytuje mi różnych autorów – takich, których ja nie czytam, bo ich książki mnie odrzucają. Mam ten dar, że czuję energię i nie czytam pozycji nawet najmodniejszej, kiedy wylewa się z niej szary dym. Czytam tylko to, z czego płynie Białe Światło. Moja przyjaciółka nie słucha mnie w tym względzie i czyta głównie to, co smutne, szare i złe. W takich lekturach znajduje potwierdzenie, że życie jest bez sensu. Że jej cierpienie jest winą obcych (złego boga, demonów, jaszczurów, obcych). Ostatnio napisała, że wszystko jest z góry przesądzone, na nic nie mamy wpływu, a wolna wola to iluzja. Zapewne daje jej to poczucie pewnej ulgi…
Z wielką satysfakcją cytuje mi fragmenty, które zaprzeczają Światłu, Dobru i Mocy. I nie robi tego z zazdrości czy braku szacunku do mnie. Nie czyta przecież mojej strony, podobnie jak inne moje przyjaciółki. Nigdy nie jesteśmy prorokiem dla najbliższych i ja nigdy nie będę dla niej autorytetem. Z pobłażliwym uśmiechem słucha, kiedy mówię jej o kolejnych uzdrowionych osobach, o nowych skutecznych metodach, o tym, że jestem szczęśliwa. Ożywia się dopiero wtedy, kiedy w moim życiu pojawia się jakiś kłopot. „O widzisz – mówi do mnie ze współczuciem – „życie jest złe, ludzie okropni… Och, pomyśl, jak by się z tego piekła wywinąć wreszcie”.
Czytane przez nią niewłaściwe lektury zasilają w niej to, co jej nie służy. Pomimo że zmienia poglądy i nie przywiązuje się do jednej hipotezy czy teorii spiskowej, to w gruncie rzeczy wymienia jeden smutek na inny i jednego frustrata na innego. Frustrat to autor, który nie odnalazł w życiu szczęścia. To ktoś, kto nie umie lub nie chce pracować nad sobą i uzdrawiać tego, co można uzdrowić, by być szczęśliwym. Wymyśla wówczas teorię, która uzasadnia jego porażkę i przerzuca odpowiedzialność na kogoś lub coś innego. To może być rząd, to może być mafia albo zły bóg, albo brak boga, albo kosmici… Takie wymyślanie dziwacznych hipotez to naturalny proces psychologiczny nazywany fachowo racjonalizacją.
W ten sposób powstają złe lektury. Bardzo złe! To okropne książki, które zabierają nam energię, pozbawiają siły, wysysają resztki radości. A na dodatek – co najbardziej przerażające – utwierdzają czytelnika w przekonaniu, że nic nie zależy od niego. Że jest tylko nieszczęśliwym liściem niesionym przez wiatr od cierpienia do cierpienia. I jedyne, o co powinien zabiegać, to szybka śmierć. Nie powinniśmy ich czytać pod żadnym pozorem! Są szkodliwe. Moja przyjaciółka jest – na własne życzenie oczywiście – ofiarą takich książek. I nie ona jedna. Ludzie łykają takie negatywne treści jak żabę, bo to uwalnia ich od odpowiedzialności za własne życie.
Opisuję to zjawisko, bo wiele osób postępuje tak samo. Widzę na portalach społecznościowych, jak moi znajomi chwalą się nowo zakupionym modnym tytułem, z którego wypływa szara maź złej energii. A przecież nie mogę pod takim zdjęciem napisać: „nie czytaj tego! To Ci zabierze radość życia, to zje Twoją energię”. Nie mogę i wszyscy wiemy dlaczego. Bo nikt mi nie uwierzy. „Jakim prawem oceniasz?” – zapytają – „Mnie się ta książka podoba”.
Moja przyjaciółka twierdzi, że mi wierzy i tłumaczy się, że chce czytać także książki o złej energii, bo chce wiedzieć, jak świat wygląda z drugiej strony. Zgrabny argument, który wszakże nie uwzględnia wpływu takiej lektury na nas. A ten wpływ jest i to niestety dość silny. Po to właśnie ze szczegółami opisałam tu konkretny przykład, by pokazać, co się dzieje, kiedy czytamy złe słowa, a spomiędzy kartek wypływa zła energia i owija nasze serca i umysły.
Ludzie bardzo chcą mieć rację. Przyznanie się, że kupuje się na ślepo, bo „koleżanka taką ma”, nie wchodzi w grę. To jak przyznanie się, że ktoś się nie zna. Nikt nie pozwoli sobie zwrócić uwagi na to, że kupił niewłaściwą książkę. „Przecież jest modna, przecież sprzedano tyle milionów egzemplarzy…” Jakby to był argument! Autor-frustrat może być zamożny i może wydać książkę w dużym nakładzie, a jej popularność potwierdza tylko, jak wiele jest na świecie nieszczęśliwych ludzi, u których „Prawo Przyciągania nie chce działać…” Czy fakt, że tysiące ludzi lubi chipsy i one stale się doskonale sprzedają oznacza, że chipsy są zdrowe? A czy popyt na alkohol jest dowodem wysokiej wartości tego produktu?
Powiedzmy sobie wprost – istnieją złe, bardzo szkodliwe książki, których czytanie działa na nas paskudnie. I podobnie, jak nie jemy trucizny czy nie wypijamy płynu do mycia naczyń, tak też nie powinniśmy czytać złych lektur. To nie jest tak, że wydawcy wydają tylko pozytywne rzeczy. Oni wydają to, co się dobrze sprzedaje. A przykład mojej przyjaciółki pokazuje, że smutni ludzie chętnie czytają smutne książki, by pogłębić swój stan i wejść w depresję. To im daje satysfakcję płynąca z tego, że mają rację. Mieć rację jest ważniejsze, niż być szczęśliwym – to niestety powszechne podejście. Dlatego negatywne ksiązki, negatywne filmy i negatywne obrazy sprzedają się równie dobrze – nie chcę myśleć, że lepiej – niż pozytywne.
Ponadto ludzie wybierają to, co harmonizuje z ich wibracją. Z ich aktualnym poziomem. Niedawno ktoś wstawił na FB pewien demoniczny koszmar, na widok którego przeszły mnie ciarki. I zdziwiłam się niezmiernie, że kilka znanych mi osób podlajkowało to i nawet napisało: „ładne”. Przyznaję, że rozdziawiłam ze zdziwienia buzię. Bo to tak, jakby na psią kupę powiedzieć: „ciasteczko”. Ale uświadomiłam sobie, że jeśli ktoś ma nisko energię, to w istocie zobaczy lukrowaną babeczkę w psich odchodach. Tak działa wszechświat. Nie jesteśmy ślepi, lecz nasz aktualny poziom określa to, z czym harmonizujemy.
Właśnie dlatego trzeba koniecznie dbać o podnoszenie energii, by harmonizować ze Światłem. By zawsze wybierać Światło, a nie ciemność. Także w lekturach. To takie trochę koło energetyczne. Jeśli mam wysoko energię, to wybieramy pozytywne rzeczy i bez wahania odrzucamy te, które są szkodliwe. A potem wzmacniamy Światło w sobie czytając piękną książkę czy oglądając piękny film lub obraz. Ale w drugą stronę dzieje się tak samo – niska energia powoduje wybieranie smutnej lektury, która dodatkowo obniża energię jeszcze bardziej… Taki to proces.
Napisałam tu wiele krytycznych słów. Tylko po to, byście nauczyli się odróżniać ziarno od plew. Bardzo łatwo zobaczyć, czy książka ma dobrą wibrację. Jeśli jest wspierająca, jeśli utwierdza Was w Mocy, jeśli przy czytaniu rośnie Wam energia, jeśli popiera miłość bezwarunkową i Dobro, jeśli zachęca do radości, piękna, cieszenia się życiem – to pochodzi ze Światła. Jeśli natomiast podważa miłość i radość, snuje wątki bezsensowności życia, bezradności i przedstawia nasze istnienie jako koszmar na padole łez – to warto jak najszybciej wrzucić ją do kominka. Papier dobrze się pali, a ciepło ognia będzie największą wartością takiej lektury.