“W zdrowym ciele zdrowy duch” – mówimy często. Zdarza się nam jednak zapomnieć, że bywa też odwrotnie: kiedy dusza jest radosna i szczęśliwa, ciało wydaje się zdrowsze i odporniejsze. Ciało i duch wydaja się być jednym mocno zależnym wzajemnie układem, tzw. jednością psychosomatyczną. Niektórzy z nas być może zauważyli też, że kiedy w ich życiu wszystko się układa, kiedy przez szereg dni są w radosnym nastroju, omijają ich wszelkie dolegliwości. Chociaż cała rodzina kicha, chociaż w pracy wszyscy narzekają na grypę, nas się nic nie ima, a układ odpornościowy przechodzi sam siebie. Tu można wyraźnie dostrzec dobroczynny wpływ pozytywnego nastawienia.
Oczywiście to działa i w druga stronę. Wielokrotnie doświadczamy sytuacji, w których przeżyty stres owocuje przeziębieniem, bólem głowy, skokami ciśnienia. Przyznając spontanicznie: „zdenerwowałam się i teraz źle się czuję”, zauważamy wpływ nastroju na fizyczny stan naszego organizmu. Od tych spostrzeżeń już tylko krok do najweselszej terapii świata, do metody leczenia śmiechem. Od greckiego słowa „gelos” – śmiech powstała naukowo brzmiąca nazwa gelotologia.
Platon powiedział: ,,Szaleństwem byłaby chęć leczenia tylko ciała bez leczenia ducha”. Dawno temu dowiedziono, że radosny, spontaniczny śmiech pomaga odreagować wszelakie stresy, konflikty, frustracje, wywierając dobroczynny wpływ na kondycję nie tylko fizyczną, ale także psychiczną.
Przez długie stulecia śmiech jako środek leczniczy był propagowany jedynie przez medycynę niekonwencjonalną. Jednym z ojców tej niezwykłej terapii był Norman Cousins z USA, który zachorował na bardzo bolesne zapalenie stawów kręgosłupa. Szansę przeżycia lekarze określili na 1:500. Cousins szukając ratunku, sam wymyślił dla siebie metodę leczenia: oglądał filmy komediowe, pielęgniarka czytała mu wesołe książki, odwiedzali go przyjaciele, których zadaniem było rozśmieszanie go i utrzymywanie w dobrym nastroju. W krótkim czasie Cousins zaobserwował u siebie znaczną poprawę stanu zdrowia – trapiące go bóle zmniejszyły się, po około dziesięciu minutach “serdecznego” śmiechu mógł zasypiać na co najmniej godzinę. Subiektywnie odczuwane objawy powrotu do zdrowia zostały bezdyskusyjnie potwierdzone przez wyniki badań laboratoryjnych. Norman Cousins wyzdrowiał.
Za największego “śmiechologa” uważa się Patch’a Adams’a , który od dziecka marzył, aby być klaunem lub lekarzem. Udało mu się połączyć oba te zawody. Wcielając się w postać klauna przychodził do przebywających w klinice dzieci i je rozbawiał, odwracając ich uwagę od choroby, bólu i samotności. Dzięki swoim niekonwencjonalnym metodom pracy przekonał kolegów lekarzy, ze śmiech i radość są bardzo potrzebne chorym ludziom, a dzieciom w szczególności. Dzięki zabawom, czarom, sztuczkom choć na chwilę zapominają o tym, gdzie się znajdują. A to z kolei pomaga im w powrocie do zdrowia. Patch Adams założył w Arlington (stan Virginia) pierwszy szpital, który jest tak zorganizowany, by poddani leczeniu uznanymi metodami pacjenci mieli jak najwięcej okazji do radości. W Warszawie w podobny sposób gelotologię propaguje Fundacja “Dr Clown”.
W naukowym (N. Bevin) podejściu do tematu wyróżniamy cztery stopnie śmiechu:
1º ,, tchnienie radości” – stwarza możliwość zachowania psychicznego odprężenia, może przejść w stan permanentny. Stanowi szczery wyraz głębokiego, duchowego, radosnego spokoju;
2º chichot – jest progiem do bezgłośnego śmiechu, gdy śmiech ten narasta, zmienia się mimika twarzy i dopiero wtedy można rejestrować wrażenia akustyczne;
3º śmiech z objawami akustycznymi – następuje bezstopniowe przejście od śmiechu cichego do głośnego – śmiech na całe gardło, któremu towarzyszą słabsze lub silniejsze konwulsyjne ruchy ciała, dobroczynnie wpływa na proces oddychania i poprawia krążenie krwi;
4º śmiech do łez – wrażenia akustyczne są mniej silne niż przy trzecim stopniu, ale przebiega z całą gamą ruchów kurczących się mięsni, które “masują” i poprawiają ukrwienie organów wewnętrznych.
Przy śmiechu leczniczym najważniejsze są stopnie jeden, trzy i cztery. Stopień pierwszy prowadzić może do stanu permanentnego, kiedy to człowiek staje się uśmiechnięty na co dzień, uśmiech towarzyszy mu w różnych sytuacjach życiowych. Stopień czwarty jest szczególny dla naszego zdrowia. Jedna minuta wstrząsającego śmiechu równoważy 45 minut rozluźniania się.
Oprócz poprawy nastroju , co jak już wiemy wpływa na zwiększenie wydajności systemu immunologicznego, śmiech działa także jak masaż tętnicy szyjnej, serca, śledziony, wątroby. Kiedy się śmiejemy pracuje przepona, mięśnie pleców i brzucha, a także mięśnie twarzy, mamy więc doskonała gimnastykę. Można też ten proces porównać do joggingu, ponieważ śmiejąc się, nabieramy w płuca dużo powietrza, jak przy bieganiu. Idąc dalej: śmiech działa jak kosmetyk, bo dotlenia organizm, dzięki czemu skóra staje się zaróżowiona i odżywiona. Przekonano się też, że osłabia wiele dolegliwości, łagodzi ból, ułatwia oddychanie.
Teoria wybitnego badacza śmiechu S. Feuerabendta głosi, iż w trakcie śmiechu do naszego krwiobiegu dostają się poprawiające właściwości krwi substancje, znacznego ożywienia działalności doznają gruczoły dokrewne, serce, wątroba, śledziona. Wzmagają się ruchy robaczkowe jelit, zmienia się charakterystyka naprężeń mięśni, a nade wszystko znacznej konsolidacji ulega psychiczne nastawienie śmiejącego się.
N. Bewin wykorzystuje i potwierdza powyższą teorię w swoich badaniach. Pisze on: ,,Śmiech pozytywnie wpływa na cały proces oddychania, to znaczy na wentylację, perfuzję (ukrwienie) i dyfuzję (wymianę gazów oddechowych). Poprzez to osiągamy zmniejszenie, a nawet całkowitą eliminację chronicznych syndromów stresowych, z których najpoważniejszym jest strach.”
Z psychologicznego punktu widzenia strach jest czynnikiem odpowiedzialnym za większość naszych negatywnych emocji. To strach powoduje, ze narasta w nas złość, zazdrość lub żal. Trwające nieprzerwanie stany smutku, żalu i lęku prowadzą do depresji. Znalezienie metody na całkowite zlikwidowanie strachu byłoby punktem przełomowym w uzdrawianiu trudnych emocji i wielu dolegliwości o psychosomatycznym podłożu. Tymczasem jednak znajdujemy śmiech i jego dobroczynne działanie.
Poprzez radość i zabawę wracamy do błogich czasów dzieciństwa. Odczuwanie bezpieczeństwa i rozluźnionego błogostanu kieruje nas w stronę zdrowia. To także kontakt z naszym wewnętrznym dzieckiem, który wpływa na wiele obszarów naszego życia. Rozluźnienie i spokojna pewność dzięki radości, to coś czego każdy z nas pragnie, bez względu na wiek i stan zdrowia. Śmiech wydaje się być najbardziej wymarzonym lekiem na wiele dolegliwości. Nie ma gorzkiego smaku, nic nie kosztuje i jest dostępny na zawołanie. Ponadto nie grozi nam żadnymi skutkami ubocznymi, możemy go stosować bez ograniczeń.
Warto tez zauważyć, ze śmiech ma ogromne dobroczynne działanie w zakresie relacji międzyludzkich. Już pierwszy miły uśmiech buduje pomiędzy ludźmi mosty sympatii. Każdy następny wzmacnia ów most. Najbardziej lubiane osoby to te, które często i chętnie się śmieją. Najmądrzejsze i najbardziej podziwiane postacie to te, które potrafią śmiać się z samych siebie. Ilekroć pojawi się konflikt najłatwiej go zażegnać obracając problem w żart. Nie każdy jednak wie, ze najskuteczniejszym sposobem rozproszenia agresji i gniewu jest rozśmieszenie przeciwnika. Jeśli to wydaje się komuś nieprawdopodobne, niech spróbuje jednocześnie śmiać się i ze złością na kogoś krzyczeć. To niemożliwe. Te dwie energie całkowicie się wykluczają. Zatem śmiech uzdrawia nie tylko naszą psychikę czy ciało, ale także nasze relacje. A wszystko jest całością, bo trudne relacje prowadza do negatywnych emocji i nieciekawych stanów psychicznych, a to z kolei prowokuje fizyczne niedomagania. Koło się zamyka i znowu znajdujemy się w pozycji osoby potrzebującej terapii.
Na koniec buddyjska opowieść.
Któregoś dnia uczniowie poprosili mistrza, aby im opowiedział, jak wyglądały kolejne etapy jego wędrówki ku oświeceniu.
– Na początku Budda poprowadził mnie za rękę w Kraj Działania i tam mieszkałem kilka lat. Potem Budda powrócił i zawiódł mnie do Krainy Smutku; żyłem tam, dopóki moje serce nie zostało oczyszczone z każdego nieumiarkowanego przywiązania. Właśnie wtedy znalazłem się w Ziemi Miłości, której płomienie pożarły, co tylko zostało we mnie z mojej jaźni. To prowadziło mnie do Kraju Ciszy, gdzie tajemnica życia i śmierci były zamknięte dla moich zdumionych oczu”.
– Czy to był koniec twoich poszukiwań? – zapytali.
– Nie – rzekł mistrz – Pewnego dnia Budda powiedział: ,,Dziś zabiorę cię do najgłębszego sanktuarium, do serca samego oświecenia. I zostałem poprowadzony do Krainy Śmiechu”.