Świątecznie

Dzisiaj na zwyczajnych zakupach wypatrzyłam ustawioną w mojej galerii wielką choinkę. Jest tutaj co roku i za każdym razem cieszy mnie jakbym nadal była małą dziewczynką. Podobnie cieszy mnie jarmark świąteczny w rynku wrocławskim. I to wszystko, co związane ze świętami. Cały ten kolorowy, migoczący fajerwerk dekoracji. Tak zwyczajnie podoba mi się feeria barw, tęczowe światełka i dzwonki, a także wszystkie inne dekoracje. Być może przeznaczone są głównie dla dzieci, ale moje wewnętrzne dziecko cieszy się tym ogromnie każdej zimy.

Mam prawo cieszyć się tym, czym chcę, nie ma zatem potrzeby, aby tłumaczyć się, co mnie uszczęśliwia w tym „około świątecznym” czasie. Ale chcę pokazać kilka ciekawych wątków – niejako przy okazji. Bo zawsze pod spodem naszych emocji jest jakiś wzorzec, jakaś życiowa podkładka. Wiele osób nie lubi świąt i często zastanawiam się, jak można nie lubić rzeczy pięknych, dobrych i radosnych. I chociaż każdy ma prawo odbierać temat po swojemu, to zdecydowanie lepiej jest cieszyć się, niż odwracać ze wstrętem i krytykować. Jeśli coś nas odpycha, to może warto zadać sobie pytanie: „co we mnie wymaga uzdrowienia?”.

Ja też nie wszystko kocham, ale jest niewiele rzeczy, których naprawdę nie lubię i które mogą wywoływać u mnie negatywne emocje. Po pierwsze – ludzka bezduszność, kiedy ktoś może pomóc, ale nie pomaga, bo cudze cierpienie daje mu poczucie przewagi. Przykładem może być lekarz, który w dni wolne od pracy odmawia wypisania recepty on-line na lek dobrany przez innego lekarza. Po drugie – bezinteresowne okrucieństwo, kiedy poniża się inną osobę tylko dlatego, że można ją publicznie wyśmiać i pokazać swoją władzę.

A z innych rzeczy – nie lubię zimy, lodu i mrozu. Kocham za to ciepłe dni i wspólne z mężem wędrówki po Polsce, spacery po lesie, pływanie w jeziorze, podziwianie rozległych widoków z górskich szczytów. Zwiedzamy kraj do późnej jesieni, dopóki tylko temperatura na to pozwala. Kiedy przychodzi zima, trochę wewnątrz gasnę i niecierpliwie wypatruję wiosny i słońca. Prawdę mówiąc powinnam przeprowadzić się do jakiegoś ciepłego kraju, ale wiem też, że polubienie zimy to jedno z moich zadań na to wcielenie.

Święta właśnie pomagają mi polubić zimę. Zanim mróz rozpanoszy się na dobre obrzydzając każde wyjście z ciepłego domu, wszędzie wokół zapalają się kolorowe światełka i migocząc rozjaśniają duszę. Wnoszą nadzieję na to, że pomimo chłodu i lodu może być kolorowo i radośnie. Zanurzam się w ten magiczny świat, oddaję prowadzenie wewnętrznemu dziecku i oglądam w sklepie wielkie pluszowe misie. Albo zabawki na choinkę i świąteczne dekoracje. Urzeka mnie ten świat, odwraca uwagę od zimna.

Ale święta nie są dla mnie tylko lekarstwem na mróz. Są też jednym z najpiękniejszych wspomnień. Miałam dobre dzieciństwo. Miałam dobrą, kochającą rodzinę. Święta są dla mnie symbolem bliskości, ciepła, cudownych zapachów które unosiły się nad stołem. A przy tym stole zawsze mnóstwo radości i śmiechu, wzajemnego przytulania się i obdarowywania prezentami. Te prezenty zawsze starannie wybierane i niezwykłe – taka nasza rodzinna tradycja, pisałam o tym. W każdym razie, ilekroć poczuję zapach świerkowych lub jodłowych gałązek, moje serce rozpływa się w błogości.

Święta i choinka są pewnym ważnym symbolem. Nie tylko religijnym, nie o tym chcę pisać. Są symbolem kochającej rodziny. W prostym teście rysunkowym choinka obnaży większość domowych problemów: przemoc, zdradę, porzucenie, wykorzystanie. Rozumiem więc, że jeśli ktoś akurat w święta doświadczył czegoś traumatycznego, to każda choinkowa błyskotka może budzić trudne emocje. Być może zamiast niechęci do świąt, warto zająć się sobą, swoim wewnętrznym dzieckiem albo dorosłym i zwyczajnie uzdrowić takie doświadczenie? Może warto wybaczyć? Choćby po to, by móc z innymi cieszyć się, kiedy powietrze aż wibruje od radości. Ból nie przeminie wraz ze świętami. Będzie dotykał swoim zimnym palcem także w środku lata. Właśnie dlatego uzdrawiamy w sobie takie rzeczy.

Niektórzy krytykują wszechobecną komercję i wydawanie ogromnych ilości pieniędzy, poprzez nakręcanie tematu we wszystkich mediach. To tylko pretekst – uważam, że mówią tak ludzie, którzy wypełnieni są goryczą. Na przykład dlatego, że – jak wspomniałam wyżej – przeżyli w święta jakiś dramat. Albo są samotni. Albo mają wyrzuty sumienia, bo pokłócili się z rodziną. Albo zwyczajnie zazdroszczą bogatszym, że kupują całe worki prezentów i pięknych ubrań. Albo nie umieją pogodzić się z tym, że nie stać ich na to wszystko, co chcieliby mieć.

Świadomość prosperująca nikomu nie zazdrości. A migoczące w sklepach światełka i reklamy do niczego nie zmuszają. Każdy wydaje tyle, ile chce lub może. Zdrowej osobie to nie przeszkadza, że ktoś ma więcej i na więcej może sobie pozwolić. Zawsze lubiłam święta, nawet w czasach, kiedy byłam bardzo biedna. Tak – byłam biedna i niewiele stawiałam na stole. A pod choinką były drobiazgi po 5 zł. Cieszyłam się klimatem, dźwiękiem świątecznej muzyki i szukałam dla moich dzieci najpiękniejszych chociaż tanich rzeczy. Przy stole śmialiśmy się, tuliliśmy i cieszyliśmy oglądaniem filmów, jakie raczyła pokazać telewizja. Tak – żyłam w czasach, kiedy mieliśmy do wyboru dwa lub trzy programy w TV. I było cudownie.

Wielokrotnie mówiłam i pisałam, że wolność wyboru i bycie sobą, to także poukładanie relacji z rodziną. Jaki sens ma spotkanie przy wigilijnym stole z trzema pokoleniami i piątką szwagrów, kiedy nie cierpi się niektórych z tych ludzi? Po co to? Przede wszystkim warto wybaczyć i polubić – da się, zapewniam. Właśnie dlatego tyle się mówi o pojednaniu w święta, aby ten czas był przyjemny dla każdego. Ale są też osoby, z którymi nigdy nie jest przyjemnie. Nawet, kiedy wybaczymy, nawet kiedy rozumiemy i tolerujemy. Tacy ludzie po prostu są. Im liczniejsza rodzina, tym większe prawdopodobieństwo, że jedna osoba zepsuje cały nastrój, bo na przykład się upije albo będzie nagabywać w nieprzyjazny sposób.

Odkąd mam własną rodzinę, wigilię spędzam z mężem i córkami. Bo tak zdecydowałam. Potem bywaliśmy też u rodziców i u teściów. Różne towarzystwo mieliśmy obok siebie. Zawsze jednak dobrane odpowiednio. Nie siadam w tym magicznym czasie do stołu z ludźmi, którzy mnie nie szanują i nie lubią. Nigdy z takimi nie siadam. Nie potrzebuję tego. Chcę zachować w sercu tę błogość, która rodzi się wraz z pierwszym świątecznym dzwoneczkiem i pierwszą zobaczoną w jakimś sklepie choinką. Nie ma w tym żadnej niechęci do nikogo. W sumie nie mam w rodzinie nikogo takiego, z kim nie mogłabym do tego stołu usiąść. Ale chcę być z tymi, których kocham. A ci, których nie kocham, nie zabiegają o moje towarzystwo i wszystko układa się idealnie.

Ostatnio dostaję sporo zaproszeń na święta w różne miejsca. Dostaję też reklamy-propozycje od pięknych luksusowych hoteli, w których bywamy z mężem latem. Kuszące to. Nie tylko dlatego, że na miejscu basen i sauna albo grota solna, nie tylko dlatego, że rozmaite rozrywki, których nie ma w domu. Przede wszystkim jak każda kobieta lubię, kiedy nie muszę sama gotować, kiedy ktoś poda mi pod nosek smaczne jedzenie. A bywamy tylko tam, gdzie naprawdę pysznie gotują, bo mamy już swoje sprawdzone miejsca. Ale finalnie – chcę być w święta z moimi ukochanymi córkami i wnukiem. Bez nich święta nie byłyby takie same. I wierzę, że to też pokazuje moje priorytety. To moi bliscy, ich miłość, dobroć, poczucie humoru sprawiają, że ten czas jest taki cudowny.

Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie – wcale nie złośliwe, lecz wynikające z wielu lat obserwacji. Są ludzie, którzy krytykują wszystko to, co radosne, co cieszy ludzi. Dlatego co roku widzimy w sieci pogardliwie wypowiedzi i niewybredne żarty o Walentynkach, o Halloween, o Bożym Narodzeniu, o Dniu Kobiet czy Dniu Matki. To komercyjne, to fałszywe, tamto komunistyczne, tamto diabelskie, to niepotrzebne, a tu – „kochać trzeba codziennie, a nie tylko w lutym”. Nie trzeba być psychologiem, by zobaczyć w tym gorycz niespełnionego człowieka, który jest samotny albo pokłócił się z rodziną. Albo jest skąpy i nie chce wydawać na gwiazdkowe prezenty. Albo ma swoje traumy. Dla mnie taki człowiek to zwyczajny „Smerf Maruda”, którego misją jest obrzydzanie innym życia. Tylko od nas zależy, czy mu uwierzymy, czy pójdziemy szukać jeszcze więcej radości. To nasze życie, mamy prawo cieszyć się tym, co inni krytykują.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 640
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu