Dzisiaj temat, który dotyka nas wszystkich – rozstania. Każdy z nas pożegnał się z co najmniej kilkoma bliskimi osobami w swoim życiu. Jednak nie będę tutaj pisać o śmierci i żałobie, ponieważ chcę skupić się na sytuacji, kiedy ktoś dobrowolnie odsuwa się od nas i odchodzi z naszego życia. Wydaje mi się to trudniejsze, ponieważ pomimo tego, że śmierć swoją bezwzględną nieodwracalnością zabiera nam wszelką nadzieję, to rozumiemy też jej nieuchronność i poddajemy się regułom przemijania. Tymczasem, kiedy partner lub przyjaciel odsuwa się od nas nieoczekiwanie, to ból rozstania łączy się z wielkim pytaniem: „dlaczego?”. Należę do tych osób, które za wszelką cenę chcą rozumieć drugiego człowieka. Wszystkie wielkie znaki zapytania bardzo mi w życiu przeszkadzają.
Świat pulsuje w rytmie ciągłych zmian. Nasze doświadczenia także wymagają często rozmaitych bodźców. Każdy człowiek, który dotyka naszej strefy emocjonalnej jest ważnym nauczycielem. Jest lustrem tego wszystkiego, co w sobie nosimy. Możemy tego nie zauważać i dopiero działanie innej osoby wywołuje lawinę uczuć, które pozwalają wydobyć nieuświadomiony wzorzec na powierzchnię. Zatem oczywiście wszystkie rozstania i powroty wiążą się dla nas z ważnymi lekcjami. Najczęściej na plan pierwszy wysuwa się wówczas tolerancja i akceptacja tego, co nie jest spójne z naszym postrzeganiem świata.
W związkach osobistych rozstania są wbrew pozorom bardzo klarowne, nawet jeśli przynoszą ogromne cierpienie. Kiedy partner lub partnerka odchodzi, to najczęściej w jego/jej sercu wygasła miłość. Czasem pojawił się na horyzoncie ktoś inny. Zwykle jest to umowa dwóch dusz, które wymieniają się lekcjami, po czym idą dalej, aby szukać pokarmu dla swoich uczuć gdzieś indziej. Jeśli możemy potem zostać w przyjaźni, to świetnie. Ale nie zawsze jest to łatwe, ponieważ czasem rozstajemy się w wielkiej kłótni. Bywa, że nie jesteśmy zgodni w wielu kwestiach. Szybko dostrzegamy też, że tak po prostu nie możemy żyć razem pod jednym dachem, bo różnice są niebotyczne. Doświadczenie trudne, ale całkiem zrozumiałe.
Najbardziej skomplikowane wydają mi się zaskakujące rozstania w układach przyjacielskich i koleżeńskich. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jesteśmy z kimś blisko, ufamy tej osobie, traktujemy jak przyjaciela, a ten człowiek nieoczekiwanie znika z naszego życia. Tak po prostu odwraca się od nas, nie umiejąc powiedzieć, dlaczego przestał nas lubić. Jeśli nigdy nie powiedzieliśmy jemu ani o nim złego słowa, to podważa naszą wiarę w ludzi, w przyjaźń. Czasem narusza też nasze poczucie wartości. Kiedy ktoś, kto zawdzięcza nam tylko dobro, nagle odwraca się od nas, zadajemy sobie zaraz pytanie: cóż ja takiego złego robię? Co mam w sobie? Czy jestem złym człowiekiem? To ważne, by to zauważyć i zatrzymać lawinę tych pytań, ponieważ rzadko kiedy ponosimy winę za to, że ktoś się odwraca. Ludzie mają własne postrzeganie świata, które rzadko bywa adekwatne do rzeczywistości. Unikajmy szukania w sobie winy, to strata czasu.
Czasem przyciągamy takie doświadczenie obniżeniem samooceny, to prawda. Ale czasem jest to tylko energetyka. Próbując zrozumieć, dlaczego pojawiają się takie przykre sytuacje, można przyjrzeć się poziomom energii, które łatwo odczuwać. Kiedy pracujemy nad sobą i wzrastamy duchowo, zmienia się nasza energetyka. Zmienia się nasza wewnętrzna wibracja. Zaczynamy pulsować inaczej, dlatego też zmienia się nasze otoczenie. Jedni ludzie odchodzą, poznajemy innych. Wynika to z indywidualnego dostrojenia. Jeśli moja wibracja się zmieni, a mojego przyjaciela nie – to się rozstajemy, ponieważ energetycznie przestajemy rezonować ze sobą.
Dzieje się tak również wtedy, kiedy nadal bardzo się lubimy. Wiele lat temu przyjaźniłam się z pewnym małżeństwem. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Potem, kiedy oni kupili sobie nowy dom poza miastem, nasze spotkania stały się dużo rzadsze, ponieważ trudno mi było do nich dojechać. Dzisiaj już się nie widujemy, zmieniło się sporo i w zasadzie rozmawiamy tylko raz w roku składając sobie życzenia. Nikt się z nikim nie pokłócił. Tak po prostu się poukładało. Myślę, że każdy z Was ma również takich znajomych i takie doświadczenia. One najwyraźniej pokazują ten proces energetyczny. Bez żadnych sporów, traum i bolesnych wzorców.
Obrazowo można to pokazać jeszcze inaczej. Wyobraźmy sobie, że idziemy drogą w dużej grupie ludzi. Można powiedzieć, że nawet w tłumie takim, jak na ruchliwej ulicy dużego miasta. Jeśli przyspieszamy kroku, możemy znacznie wyprzedzić przyjaciela czy koleżankę, która idzie wolniej. Jeśli ta osoba zwolni jeszcze bardziej, by porozmawiać z kimś, kto stąpa sobie spacerkiem, całkiem straci nas z oczu. To tylko metafora, ale dobrze oddaje te ciągle rozstania i roszady towarzyskie, których doświadczamy.
Najczęściej bywa to związane z dużą różnicą częstotliwości. Kiedy przekracza ona określoną granicę, to pomimo najszczerszych chęci nie możemy się spotkać, bo zawsze nam coś innego wypada. Czasem zwyczajnie nie mamy ochoty widzieć się z jakąś koleżanką, chociaż nic nam złego nie zrobiła. Pojawiają się w nas uczucia straty czasu, znudzenia sprawami tamtej osoby lub jej sposobem bycia i spontanicznie rozluźniamy towarzyskie więzi, ponieważ wolimy zająć się czymś innym. Gdzieś z tyłu głowy pojawiają się wyrzuty sumienia, że „przecież trzeba się spotkać…” To najczęściej jednak zupełnie nam nie wychodzi.
Uważam, że mamy w sobie bardzo czuły kompas. Jeśli nie mamy ochoty spotkać się z kimś „na ploteczki”, to wcale nie oznacza, że jesteśmy źli, nietowarzyscy czy leniwi ani tym bardziej nie oznacza to, że tamta osoba jest nudna czy nieciekawa. Najzwyczajniej w świecie przestaliśmy ze sobą rezonować. Warto umieć uszanować siebie i to, co czujemy. Spotykanie się z kimś „na siłę” nie jest dobrym rozwiązaniem. Potwierdzeniem jest fakt, że są takie osoby, z którymi zawsze chcemy się spotkać, nawet w środku nocy. I nic nam w tym nie przeszkodzi. Wszechświat sprawnie rozstawia pionki na szachownicy, kiedy pozwalamy się prowadzić.
Podkreślę bardzo wyraźnie, że wibracje zmieniają się cały czas. Oznacza to, że osoba, dla której nie mieliśmy czasu, nagle przychodzi nam na myśl i zaczynamy za nią „tęsknić”. Sami organizujemy spotkanie. Nawiązując do metafory podążania w tłumie ludzi ulicą, mogę powiedzieć, że taka sytuacja oznacza, że albo tamta osoba przyspieszyła kroku albo my zwolniliśmy. Rzecz jasna może być też odwrotnie – przestaliśmy rezonować ze sobą, ponieważ to my zwolniliśmy, a tamta osoba przyspieszyła kroku. Staje się dla nas znowu interesująca, kiedy podniesiemy swoje wibracje i dogonimy tę osobę. Tak też być może – to jasne.
Ponieważ nie jest to kwestia oceniania kto jest lepszy i kto ma wyższe wibracje a kto niższe, zwróćmy też uwagę na prosty fakt, że różnice wibracji mogą w ogóle nie nawiązywać do poziomu rozwoju. To tak, jakby z danego punktu odchodziło promieniście piętnaście ścieżek w różnych kierunkach. Różnice wibracyjne to podążanie różnymi ścieżkami, które oczywiście umieszczone są na jednej płaszczyźnie. Jednak oddalają nas od siebie.
Na koniec dodam, że czasem jednak pojawiają się różnice w wibracji duchowej, które oddalają od nas drugiego człowieka. Myślę, że każdy zdaje sobie z tego sprawę, nawet jeśli nie chce nikogo oceniać czy krytykować. Zwykle są one widoczne gołym okiem i wówczas wiadomo, że to my „oślepiamy” swoim Światłem inna osobę. Widać to szczególnie wtedy, kiedy ta osoba pogrąża się w mroku, co wyczuje każda średnio wrażliwa osoba. A jeśli nawet nie wyczuje, to rozpozna po nieeleganckim zachowaniu. Myślę, że to ciekawy psychologiczny wyznacznik, dlatego dzielę się z Wami taką informacją.
Czym innym jest prozaiczny brak czasu u znajomego, który uśmiecha się szczerze i przytula nas do serca, kiedy przypadkiem wpadniemy na niego na ulicy. Widać wtedy wyraźnie, że chociaż podążamy różnymi wibracyjnymi ścieżkami, to są one jak różne trasy na szczyt: każda wspina się z innej strony, ale prawdopodobnie jesteśmy na tej samej wysokości. Chociaż metaforycznie podkreślę, że to cząstkowa informacja. Dwie osoby mogą być w odległości 1000 metrów od szczytu. Dla jednej to godzina prostej wspinaczki, a dla drugiej – kilka arcytrudnych nawisów do pokonania. Dnia może nie wystarczyć. Podobnie jest w życiu – każdy podąża drogą wybraną przez duszę i najlepszą na to wcielenie. Wychodzę z założenia, że nie warto się porównywać, ponieważ droga rozwoju każdej osoby jest unikalna.
Jeśli jednak u kogoś, kto niedawno jeszcze był Waszym przyjacielem, pojawia się jakiś foch, niczym przez Was nie zawiniony, jeśli jesteście oczerniani, oskarżani o coś, czego nie zrobiliście, a znajomy udaje że Was nie zna i przechodzi na drugą stronę ulicy – nie miejcie złudzeń, ta osoba została daleko w tyle za Wami. Analiza jest tu bardzo prosta – człowiek, który się rozwija, zawsze ma dla nas dobre słowo, nawet jeśli mu z nami nie po drodze. Człowiek na wysokim poziomie zawsze ma dla nas ciepły uśmiech, choć jego wibracje odciągają nas na całe mile. I nawet wtedy, kiedy zawinimy w czymś, łagodnie zwróci uwagę: „to i to mi się nie podoba”. Kiedy ktoś odrzuca Was bez wyjaśnienia i potem obmawia za plecami, to pomijając oczywisty brak kultury, podłość i fałsz, pokazuje też wyraźnie, że schodzi w mrok, bo tylko na najniższych poziomach duchowych dostępne są takie zachowania.
To jest o tyle istotne, że nie warto dawać takiej osobie uwagi, nie warto jej nawracać, tłumaczyć się, czy dopytywać: „czym ci zawiniłam?„. Ludzie czasem idą sobie w mrok, bo chcą go doświadczyć. Tak suwerennie wybrali i nikt ich nie zatrzyma. A Wasze Światło tylko im przeszkadza. Ich wewnętrzne demony czują się zagrożone Jasnością, którą Wy nadal jesteście. Nie po drodze Wam z nimi. Zostawcie ich z ich doświadczeniem i zapomnijcie o ich istnieniu.
Czasem ktoś mówi, że należy im pozwolić na jakieś wybory. Nie, Kochani Moi. Nie możecie takim ludziom na nic „pozwalać”, bo oni nie potrzebują Waszego pozwolenia. Podobnie jak słońce nie pyta Was o zgodę na to, by zajść wieczorem za horyzontem. „Pozwalanie” to iluzja, że nadal coś znaczymy w życiu tej osoby. Nic nie znaczymy, ponieważ wybrali inaczej i mają do tego pełne prawo. Moim zdaniem jedyne co można, to zapomnieć o nich, jakby nigdy nie istnieli. Na to wcielenie Wasza wspólna droga dobiegła końca.
Wspomnienia i pełne żalu rozmyślania naruszają energię, mogą prowokować te osoby do atakowania Was, do produkowania kolejnych oszczerstw. Warto im wybaczyć, jeśli czujemy żal. Ale miłość należy dać wyłącznie sobie. Jak najszybciej uzdrowić zranione serce i oczyścić cały ból doświadczenia. Zdecydowanie należy podnieść poczucie wartości. Można uwolnić się od poczucia winy i wybaczyć sobie, że zaprosiliśmy taką osobę do naszej materialnej rzeczywistości. Miłość bezwarunkowa uzdrawia wszystko, także serce naruszone ostrzem odrzucenia. Miłość bezwarunkowa do siebie uwolni także od wzorca niskiej samooceny, która przyciągnęła niesprawiedliwe oskarżenia. Warto otulić siebie takim uczuciem i zamknąć drzwi do przeszłości. Ponosimy odpowiedzialność wyłącznie za własne wybory, a nie za cudze wymyślone oskarżenia.