Suwerenność

Jedną z najważniejszych zasad ludzkiego życia na Ziemi jest samostanowienie. Każdy ma prawo podążać własną drogą i wybierać to, co mu odpowiada, nawet jeśli obiektywnie patrząc szkodzi sobie i innym. Na tym polega suwerenność podejmowania decyzji, a tym samym rozwój. To bezsporne. I ogromnie trudne do przyjęcia dla wszystkich dookoła.

Wiem coś o tym. Mam silną nauczycielską tendencję pomagania innym i zwracania uwagi na szkodliwe działania. W głowie ciągle słyszę słowa Gibrana, by usuwać kamienie spod nóg tych, którzy idą za mną. Kilka razy oberwałam od swoich byłych uczniów, kiedy próbowałam ich przestrzec przed ścieżką wiodącą w bagna… To nauczyło mnie, by pozwalać innym na własne wybory. I wiem, że to niełatwe. A kiedy szkolę kolejnych nauczycieli duchowych, słyszę od nich to samo… Jak trudno patrzeć w milczeniu, kiedy ktoś na własne życzenie tonie w grząskiej mazi.

Ale czasem trzeba utonąć, by zrozumieć to, co dusza chce pokazać i udowodnić. Dusza prowadzi taką ścieżką, która została starannie wybrana dla przerobienia karmicznego programu. Rolą Duchowego Nauczyciela jest pokazywanie Światła i pozwalanie, by ktoś, kto nie jest na nie gotowy, kogo ono oślepia, odwracał głowę i wchodził w mrok. Rolą Duchowego Nauczyciela jest odpowiadanie na zadane pytania i pozwalanie, by jeden spośród wielu zrobił coś dokładnie odwrotnego. Rolą Duchowego Nauczyciela jest ignorowanie każdego, komu wydaje się, że wszystko już wie i podąża szlakiem, jaki sobie suwerennie wybrał i głośno krzyczy, że nie potrzebuje mapy.

Jeden z największych Mistrzów ludzkości opowiadał o wielkiej radości z odnalezionej owieczki, która wychodzi z mroku i wraca do Światła. Rzecz w tym, że nie wolno biec za nią i ciągnąć jej za ogon. Można jedynie podnieść wyżej latarnię, by oświetlić jej drogę. W istocie – człowiek to nie owca. Człowiek wie, czego chce i dokonuje wyboru. Ma do tego prawo. Przekonywanie go w jakikolwiek sposób jest naruszaniem jego suwerenności. Jest tym samym podważaniem naturalnej doskonałości człowieka, który sam wybiera sobie swój szlak.

Jak zatem bez żalu i buntu pozwalać innym na podążanie w mrok? Świadomość harmonii wszechświata pozwala zrozumieć, że nie ma złych dróg. A bagno bywa naturalną częścią czyjejś ścieżki. Bagno nie jest gorsze od ukwieconej łąki. Jest tylko inne. Dla łosia czy topika jest miejscem lepszym i piękniejszym niż suchy ląd. Kiedy to zrozumiemy, wyjedziemy poza stereotypowy dualizm i zobaczymy, że wszystko jest tym, czym jest. Ani mniej, ani więcej. Przestaniemy być małpą, która oczekuje od ryby, aby razem z nią wspinała się na drzewa. Każdy z nas jest indywidualnością. Są wśród nas orły i łosie, i koguty, i wielbłądy, i małże… I nawet pawie, które połykając truciznę, bez problemu ją trawią. Pozwólmy każdemu być sobą.

Dzisiaj chcę podzielić się z Wami swoim doświadczeniem i swoim zmaganiem z urzeczywistnieniem prawa do suwerenności. Bo dawałam to prawo wszystkim, poza Duchowymi Nauczycielami. Przejmując się ponad normę odpowiedzialnością za każde swoje słowo, oczekiwałam tego od innych Lightworkerów, wierząc w ich wielką misję prowadzenia ludzi do Światła. A to iluzja. Lightworker jest tylko człowiekiem. Może być bystry lub nie. Może też podążać za swoimi wzorcami prosto w bagno, bo nadrzędnym zadaniem na Ziemi jest praca nad samym sobą. Wszystko inne jest na drugim miejscu. I jeśli nie przejdziemy przez swoje bagno, to nie będziemy umieli go rozpoznać. Jakiż z nas będzie wówczas przewodnik? Wierzcie mi, niejeden raz wpakowałam się w życiu w bagno po same uszy… Czasem myślę, że moja praktyka jest moją największą mocą.

Kilka lat temu moją uwagę przyciągnęła pewna mroczna strona, która w zawoalowany sposób krytykuje Prawo Przyciągania, zasadę lustra i wszystko to, z czym z takim powodzeniem pracuję od lat. Zadałam sobie trud, by poczytać zamieszczone tam artykuły. Wszystkie były przepełnione bólem, potrzebą zemsty i zachętą do walki z tym, co prowadzi do prawdziwego uzdrowienia. Co ważne – nie wprost. Artykuły były konstruowane w sposób manipulujący czytelnikiem. Cóż – jestem nauczycielem metody Analizy Wypowiedzi, dla mnie wszystkie teksty były jednoznaczne. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że specyficzną mroczną energię dostrzegają tylko niektóre moje koleżanki. Te szczególnie wrażliwe o otwartych sercach albo te, które podobnie jak ja opanowały Analizę Wypowiedzi.

I tak oto “Mroczna Strona” stała się prawdziwym testerem rozwoju i wrażliwości moich znajomych. Niektóre z nich z prawdziwą fascynacją zamieszczały cytaty z owej strony, a kiedy prosiłam: “przeczytaj raz jeszcze, czy nie dostrzegasz, że ten tekst zaprzecza wszystkiemu, czego nauczasz?”, w odpowiedzi słyszałam: “nie, nic takiego tam nie widzę”. I w ten sposób sporo Lightworkerów okazało się Łosiami. Podkreślam jednak bardzo wyraźnie, że Łoś, jak każde inne zwierzę jest we właściwym miejscu i czasie. Ja też byłam Łosiem i szanuję to doświadczenie. Rzecz zatem nie w Łosiach, którymi każdy z nas bywa. Rzecz w dawaniu ludziom prawa do “nie widzenia” i “nie czucia”.

Bo dla mnie to był problem, kiedy cudna dziewczyna pracująca z uzdrawianiem i z Prawem Przyciągania, nie dostrzegała oczywistych energii. Nie umiałam zaakceptować, że ktoś tak kochany, może nie widzieć tego, co dla mnie było takie oczywiste. Jeśli oglądaliście serial o Merlinie, widzieliście na pewno odcinek, w którym odrażająca trollica wypija eliksir, a ten sprawia, że wszyscy dookoła widzą w niej piękną księżniczkę. Sam król Uther zakochuje się w uroczej panience i tylko Merlin widzi jej prawdziwe oblicze. A ona śmieje się do rozpuku, bo kiedy Czarodziej próbuje przekonać ludzi, z kim mają do czynienia, nikt mu nie wierzy. Wszyscy myślą, że Merlin oszalał.

Tak właśnie się czułam. Jak Merlin. Bezradna i boleśnie świadoma prawdy, której nikt nie widzi. Wszyscy dookoła mnie udostępniali cytaty z Mrocznej Strony, a ja tylko wyłączałam jedną znajomą po drugiej, by nie mieć kontaktu z energią, która mi się nie podobała. Do czasu, dopóki nie zrozumiałam, że energia Mrocznej Strony może być gorzkim lekarstwem dla kilku dusz. Bo zasada samostanowienia oznacza, że każdy ma prawo wybierać to, co mu się podoba. Jeśli pozwala się oszukiwać “trollicy”, to znaczy, że nie jest gotowy na bycie z prawdziwą księżniczką. Proste.

A mówiąc językiem prosperującej świadomości: ktoś kto naprawdę kocha siebie, nie jest oszukiwany. Kiedy kochamy siebie, patrzymy sercem i widzimy trolla pod maską pięknej kobiety. Ale widzimy też mrok i dokonujemy wyborów harmonijnych z miłością. Jeśli ktoś podąża za Łosiem w bagno, potrzebuje w nim zatonąć, by móc odbić się od dna i nauczyć tego, co daje Światło. Na pewno zgodzicie się ze mną, że ufne słuchanie nauczyciela nie jest tym samym, co własne doświadczenie. Dlatego właśnie bagno jest równie istotne i potrzebne jak wszystko inne. Mrok jest wielkim nauczycielem Miłości.

Suwerenność wyboru, o której Wam opowiadam, jest ważniejsza, niż mogłoby się wydawać. Nie wolno nam uszczęśliwiać nikogo na siłę. Ale w takim samym stopniu nie wolno przyspieszać niczyjego rozwoju. Jeśli weźmiemy zdolnego pierwszoklasistę i posadzimy na wykładzie dla studentów, zrobimy mu krzywdę. To strata jego czasu. Strata też wielu cudownych lat rozwoju i doświadczania, które byłyby dla niego niepowtarzalne i bezcenne. Próba pokazania koleżankom energii, których one nie są gotowe dostrzec, była z mojej strony tym samym – błędnym ruchem, jak podróż w czasie. Chciałam ograbić je z potrzebnego im wewnętrznego wzrastania, z ich własnych doświadczeń.

Przyznaję, że na początku w ogóle tego nie rozumiałam. Widziałam ślepo tylko to, że propagują “Mroczną Stronę”, która może być niebezpieczna także dla nich… Nic nie jest niebezpieczne. Wszystko jest w harmonii. Mroczne Strony są po to, by człowiek nauczył się wybierać między Światłem a mrokiem. Po prostu. Nie możemy ludziom zawiązywać oczu, by ich nie widzieli. Równie dobrze moglibyśmy o zmierzchu zamykać człowieka w rzęsiście oświetlonym pokoju, by nigdy nie zobaczył nocy. A przecież noc odkrywająca przed nami rozgwieżdżone niebo jest równie piękna jak słoneczny dzień. Kiedy oswoimy mrok, przestaje nas testować.

I jeszcze jedna ciekawostka w tym temacie. Podsunęłam tekst z “Mrocznej Strony” mojej dobrej znajomej, która naprawdę jest mądrą osobą. “Nie, ja tu nic złego nie czuję” powiedziała. Zwątpiłam w siebie. Doszłam do wniosku, że albo zwariowałam, albo mam jakiś wzorzec karmiczny z tematem, ale później odkryłam, czemu moja znajoma nic nie poczuła. Ponieważ ma program. Zabezpieczający program: “nie widzę zła, nie czuję zła, nie słyszę zła”. Podobnie jak trzy japońskie małpki. Zwracam na to uwagę, bo jeśli macie takie programy, to nigdy nie zobaczycie trolla i nawet nie potrzebujecie do tego eliksiru. Nie oceniam tego. Może to dobrze nie widzieć zła? Może to bezpiecznie? Może tak jest wygodnie? To suwerenny wybór człowieka.

Mi pomogły niezawodne jak zawsze Kroniki Akaszy. Któregoś dnia zapytałam w Kronikach, czy to przypadkiem nie jest jakiś mój karmiczny wzorzec do uzdrowienia, skoro tylko kilka osób czuje to samo, co ja, a reszta się zachwyca tekstami z tej strony? Bo przecież nie znam osobiście autorki “Mrocznej Strony”, nic mi złego nie uczyniła, a ilekroć czytam coś z jej tekstów, czuję mrok, a w tle pojawia się gniew, ból i rozdrażnienie. Dlaczego? I dowiedziałam się, że czuję jej emocje, a nie swoje. Dowiedziałam się, że moja interpretacja jest słuszna i mam sobie ufać. Zrozumiałam też, że moją lekcją jest dawanie innym prawa do tego, by podobał im się ten mrok. Mrok nie jest zły. Ma tu swoją ważną rolę do odegrania. Każdy jest we właściwym dla siebie miejscu i czasie.

Piszę Wam o tym, bo akceptacja siebie, tego co nas spotyka, jest ważnym czynnikiem rozwoju. Gdybym nie dowiedziała się, że moje odczucia są prawidłowe, do dzisiaj miotałabym się w poszukiwaniu na oślep wzorca, który sprawia, że drażni mnie jakaś strona, która poza mną niemal wszystkim się podoba. Jako istoty społeczne lubimy jak owce iść w stadzie, nie wychylać się ze swoją antypatią. Myślałabym zapewne, że jestem dziwadłem albo złą osobą, skoro dopatruję się mroku tam, gdzie inni radośnie hopsają… Rzecz w tym, by pozwolić hopsać, nie przestając wierzyć sobie i iść za własnym sercem. Bo suwerenność to nie tylko pozwalanie innym na ich wybory. To także ufanie sobie i korzystanie z tej suwerenności dla siebie, by trzymać się swoich odczuć nawet wtedy, kiedy wszyscy ludzie brną w jakąś przepaść. Niech brną. Najwyżej zostaniesz jedynym człowiekiem na świecie.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 583
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu