Stałość w uczuciach nie jest nam dana jak dar z nieba wraz z ogromną miłością po grób w pakiecie. Jest jakością, którą należy umiejętnie wypracować. To coś, czego na pewno warto się nauczyć, aby czerpać radość ze związku. Dlaczego? Ponieważ to właśnie dbanie o związek, czyli dążenie do trwałości jest tym, co nazywamy szczęśliwą relacją. W tych starych dobrych małżeństwach, w których mąż i żona czule trzymają się za ręce i z ciepłem patrzą sobie w oczy otoczone siateczką zmarszczek, oboje nauczyli się dbania o uczucia. Uwierzcie mi – warto.
Z jakiegoś powodu ludziom się wydaje, że jakość związku zależy od rodzaju partnera. Jeśli dobrze trafimy to mamy cudowne życie, a jeśli niedobrze, to trzeba się rozwieść. Co ciekawe – często podkreślamy, że to nie od nas zależy, tylko właśnie od tej drugiej osoby, przecież zawsze to ona jest winna, bo nie spełnia naszych oczekiwań. A przecież małżeństwo nie polega na tym, że wiążemy się z kimś miłym i przystojnym po to, aby nam dogadzał i cierpliwie dbał każdego dnia o nasze szczęście. Niestety, to z gruntu błędne założenie.
Obecnie ludzie nie rozumieją, że zanim coś wyrzucimy na śmietnik, warto spróbować to naprawić. Takie mamy czasy, że naprawa często kosztuje więcej niż kupno nowego modelu. A niektóre rzeczy – jak np. sprzęt komputerowy – są robione w taki sposób, aby szybko stawały się przestarzałe i aby ludzie co dwa lata wymieniali je na nowe. Tak się robi biznes. I niestety przenosi się ten schemat na relacje. Jeśli w związku zaczynają się trudności, występujemy o rozwód i wymieniamy partnera/partnerkę na nowy model. Łatwość przeprowadzenia rozwodu i specyficzne normy społeczne sprzyjają takiemu działaniu. Niestety nowy model zazwyczaj też się nie sprawdza i wiele osób zapętla się w krótkich nie dających satysfakcji związkach, wmawiając sobie: „ja to nie mam szczęście w miłości”.
Czasem ludzie sami mniej lub bardziej nieświadomie prowokują rozpad związku, kiedy wszystko właśnie zaczyna się w nim układać. Nagle stwierdzają, że skoro jest stabilizacja i spokój, to wieje nudą i czas odejść. Takiemu działaniu sprzyja też moda na zmiany. Nowy partner jest czasem jak nowa fryzura – można się nim pochwalić. Dla niektórych osób to wręcz powód do dumy i dowartościowania siebie: „zobaczcie, mam powodzenie, zmieniam facetów jak rękawiczki”. Ale nie ma wątpliwości, że w ślad za tym idzie pustka w sercu, smutek, poczucie samotności i niespełnienia. Bo każdy z nas mniej lub bardziej pragnie miłości i ciepłego, silnego ramienia, na którym może się oprzeć.
Obserwujemy, że rozstawanie się przychodzi ludziom z ogromną łatwością. Pozbywają się partnera, jak zepsutej zabawki, licząc na to, że w pierwszym sklepie za rogiem kupią sobie nową. Ale to tak niestety nie działa. Roszczeniowość i oczekiwanie, że gdzieś tam czeka na nas ktoś, kto będzie spełniał nasze zachcianki i podnosił zakompleksione poczucie wartości, nigdy nie zostanie zaspokojone. Związek to bardzo ważny w życiu element naszego rozwoju i bardzo wnikliwy nauczyciel, który pokazuje to wszystko, co koniecznie wymaga uzdrowienia. Jeśli nie chcemy się rozwijać i pozbywamy niewygodnego nauczyciela (partnera), wówczas na jego miejsce przyjdzie kolejny z silniejszą rózgą w dłoni. Będzie wymagał jeszcze więcej.
Dlatego też powielamy trudne doświadczenia i w kolejnych związkach doświadczamy coraz większych trudności tak długo, dopóki nie podejmiemy wreszcie niezbędnego procesu uzdrawiania. Bo każda taka trudność jest właśnie po to, aby pokazać nam, że coś w nas wymaga naprawienia. I warto tutaj pamiętać, że takie naprawianie dotyka obojga w relacji. Wszechświat jest lustrem, jeśli więc zmieniam coś w sobie na lepsze, to zmienia się także odbicie na zewnątrz mnie. Jeśli na przykład nauczę się kochać siebie, to spontanicznie dostanę więcej miłości od partnera. To tak działa – sprawdzone! Chociaż czasem dzieje się i tak, że kiedy pokocham mocno siebie, to znika niesympatyczny partner, a na jego miejsce pojawia się ktoś wrażliwy i kochający. Tak czy owak – kiedy obdarzam miłością siebie, przyciągam też miłość od drugiego człowieka. To niesłychanie proste i spójne.
Bywają też związki toksyczne, w których nie ma mowy o tym, by partner tak po prostu bez terapii przestał pić i bić, ale nawet wtedy – a właściwie bardzo szczególnie wtedy – warto podnosić poczucie wartości. Każdy atak na nas, każde uderzenie, poniżenie, oszustwo, zdrada jest odpowiedzią na kompleksy i poczucie bycia gorszym. Na poczucie bycia kimś, kto nie zasługuje na kochanie. Kimś, komu należą się baty. Wszystko jest w nas, w naszej podświadomości. Także obraz naszej intymnej relacji. Jeśli głęboko wierzymy, że jesteśmy źli i zasługujemy na karę, to tak się dzieje. Jeśli uważamy, że na miłość trzeba zasłużyć lub zapracować, to tak będzie wyglądało nasze małżeństwo.
Jednak nie chcę tutaj mówić o związkach toksycznych, tylko o tych zwykłych, przeciętnie spotykanych, które rozpadają się, bo nikt o nie nie dba, nikt ich nie pielęgnuje. O związkach, w których mamy stale pretensje o drobiazgi, bo zamiast skupiać się na tym, że mamy obok kogoś kochanego, to czepiamy się o nie zmyte naczynia czy brudne skarpety. Z takich małych rzeczy składa się życie i jeśli przez dłuższy czas zamiast przytulać się do siebie, obrzucamy się pretensjami, to nieuchronnie po pewnym czasie oboje mają dosyć. Bo jak nie mieć dosyć?
Kryzys, który nieuchronnie dotyka każdą relację, pojawia się po to, aby człowiek zadał sobie pytanie: „co mogę zmienić w sobie?”, a także: „co możemy wspólnie zmienić w naszym byciu razem?”. Najczęściej chodzi o podniesienie poczucia wartości i rozwinięcie szacunku czy miłości do samego siebie. Partner jest lustrem, które odzwierciedla nasze myśli o nas samych. Stale powtarzam, że jeśli kochamy siebie i jesteśmy sobie wierni, to jesteśmy traktowani z miłością i lojalnością Jeśli natomiast mamy kompleksy, to przyciągamy zdradę i odrzucenie. To ważne zdanie nie ma na celu wpakować nikogo w poczucie winy ani też usprawiedliwić wiarołomnego męża. Ono tylko pokazuje, jak naprawdę wygląda cały ten ważny proces.
Każdy kryzys ma nas też zachęcić do dialogu i szukania rozwiązań. Na tym właśnie polega życie we dwoje – na szukaniu wspólnej, dobrej dla obojga drogi. Co ciekawe, doświadczenie pokazuje, że ludzie, którzy zamiast się rozwieść, podeszli twórczo do tematu i ratowali swój związek, rozmawiając, pytając i szukając odpowiedzi, odnaleźli w nagrodę prawdziwą miłość i naprawdę szczęśliwą relację. Psychologowie podkreślają, że nawet tak trudne doświadczenie jak zdrada może stać się początkiem wspaniałego związku, ponieważ jest tylko sygnałem, że coś nie gra i nad czymś trzeba popracować. Czasem jednak ktoś się obraża, nadyma i ucieka – tak przecież najłatwiej i… zarazem najgorzej. Taka osoba zostaje z poczuciem odrzucenia, poniżeniem i złością, która nierzadko zamienia się w nowotwór.
O wiele zdrowiej i mądrzej porozmawiać, zrozumieć i wybaczyć. Okazuje się, że związki, które zwycięsko przejdą taki kryzys, zostając ze sobą na nowych zasadach, wygrywają piękne, pełne miłości relacje. Bo po kryzysie, jeśli go rozwiążemy i uzdrowimy siebie może być już tylko lepiej, lepiej i lepiej. Jak przejść przez kryzys? Prosto… Zachęcam do uzdrawiania relacji, które nas nie satysfakcjonują. Jest to możliwe i uczy nas prawdziwej bliskości. Warto zawalczyć o kogoś, kogo kochamy i stworzyć piękną, pełną miłości więź.