Najważniejszym prawem na Ziemi jest samostanowienie. Oznacza to, że wszyscy mamy wolną wolę i każdego dnia wybieramy to, co chcemy, co nam się w danym momencie podoba lub wydaje oczywiste. Jesteśmy tu po to, by podejmować nasze suwerenne decyzje i w ten sposób określać, Kim W Istocie Jesteśmy. Możemy poukładać swoje życie dokładnie tak, jak uznamy za najlepsze dla nas. Ale czy na pewno? Opowiem Wam historię Jasia i Małgosi.
Małgosia żyjąc w patriarchalnej kulturze miała bardzo nietypowych rodziców. Jej mama rządziła żelazną ręką, rozstawiała wszystkich po kątach, robiła karierę i zarabiała pieniądze. Tato był klasycznym pantoflarzem, z wiecznie spuszczoną głową, pokornie wykonującym polecenia swojej krzykliwej żony. Pracował, zarabiał, jednak pensja, którą przynosił, była dużo niższa niż zarobki jego dynamicznej partnerki.
Małgosi ten układ się nie podobał. Miała całkiem inne marzenia. Kiedy poznała silnego, męskiego Jasia, poczuła, że to właśnie jest idealny mąż dla niej. Jaś bowiem dorastał w domu, w którym dominował ojciec i ochoczo przejął ten model. Po ślubie z Małgosią wziął na siebie utrzymanie rodziny i powiedział: „Chciałbym, aby moja żona nie musiała pracować, ale zajmowała się domem i dziećmi”. Małgosia była w siódmym niebie. Oboje spełniali swoje marzenia, zgodnie ze swoim wyborem. Taka była ich wola.
Po pewnym czasie, kiedy ich dzieci były już w wieku szkolnym, Jaś zaczął mieć problemy w prowadzonym biznesie. Rozwijał firmę, zapożyczał się, wprowadzał pozytywne zmiany, pomimo tego ponosił klęskę za klęską. W domu zaczęło brakować pieniędzy. Małgosia niechętnie podjęła się wykonywania prostych usług w oparciu o hobbistyczny kurs, który skończyła w dobrych jeszcze czasach, kiedy mogła sobie na to pozwolić. Zaczęła zarabiać niewielkie kwoty. Ponieważ dzieci były już duże, miała czas na to, by rozwinąć te usługi i otworzyć działalność. Po paru latach, kiedy mąż całkiem splajtował, przejęła utrzymanie rodziny i wychodziło jej to bardzo dobrze. Do ich domu wrócił dostatek.
Kiedy zamienili się rolami, to mąż zaczął robić zakupy i przygotowywać posiłki. Co prawda pracował na pół etatu i przynosił do domu niewielką pensję, ale miał też dużo wolnego czasu. Małgosia pracowała intensywnie i zarabiała coraz więcej. Ale… z tęsknotą wspominała czasy, kiedy mogła piec ciasta i czytać książki. Nie tak miało wyglądać ich życie. Plany były całkiem inne. Dlaczego nie wyszło, skoro oboje dobrali się idealnie, by żyć zgodnie z marzeniami? Dlaczego mąż kręci się po kuchni, chociaż marzył o karierze, a ona musi pracować, chociaż wolałaby dbać o dom?
Być może ktoś pomyśli, że zwyciężył wzorzec dynamicznej matki, ale w takim przypadku powinien również dojść do głosu wzorzec patriarchalny u Jasia. A tak się nie stało. Odpowiedź można znaleźć w horoskopie karmicznym. Kiedy zobaczyłam ich astrologiczne mandale, wszystko stało się jasne. Nasza wolna wola jest determinowana planem duszy. Tak też było w przypadku Jasia i Małgosi.
Małgosia ma program robienia błyskotliwej kariery zawodowej. Program, który czasem w astrologii nazywamy karmą polityka, mesjasza lub lidera. Jej zadaniem było prowadzić innych, dlatego kiedy została menadżerem w firmie, zaczęła realizację planu swojej duszy. Gdyby siedziała w domu piekąc ciasta i czytając książki, nie odrobiłaby swoich lekcji, po które zeszła na Ziemię.
Jaś ma z kolei program rozwoju wewnętrznego, nauki, duchowości, pracy nad sobą i nad relacjami towarzyskimi. Potrzebuje dużo wolnego czasu, by móc go zrealizować. To właśnie on ma czytać książki i rozwijać się, robić rozmaite szkolenia dla siebie. Ma spotykać się z ludźmi, uczyć się rozumieć innych i tolerować odmienne poglądy. W jego horoskopie nie ma zarabiania pieniędzy ponad niezbędne minimum.
Patrząc nieco z boku, możemy powiedzieć, że ta nasza wolna wola niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, skoro musimy podporządkować się jakimś programom. Na pewno jest w tym sporo racji, stąd też tak wielu ludzi w wielu kulturach na całym świecie wierzy w „przeznaczenie”. Przez te wszystkie wieki człowiek obserwując żywot swój i innych zobaczył wyraźnie, że kiedy podporządkuje się jakiejś „wyższej sile”, to odzyskuje spokój i doświadcza dobrobytu. Rzadko natomiast naprawdę może robić to, co chce i cieszyć się szczęściem.
Rzecz w tym, że nasze „chcenie” często wcale nie jest dla nas dobre. Nie widzimy tego. Patrzymy z rozgoryczeniem, że coś nam nie wyszło, że wszechświat nie wspierał naszych ważnych dla nas projektów i dochodzimy do wniosku, że tu na Ziemi nie mamy nic do powiedzenia. Albo robimy to, co chce „jakaś siła”, albo cierpimy. Tymczasem ta siła, to nasza Dusza, czyli cząstka Boskości w nas. Ta cząstka ma nie tylko jakiś sobie wymyślony program, ale patrzy z wielowymiarowej perspektywy i wie lepiej.
Jesteśmy jak małe dzieci. Chcemy biegać w mroźny dzień bez ciepłej kurtki, bez czapki, bo to fajne. A rodzice napominają nas i siłą zakładają nam odpowiednie ubranie. Jeśli nie słuchamy rodziców, kończy się to grypą, anginą albo czymś gorszym i potem przez dwa tygodnie w ogóle nie można wychodzić na dwór i bawić się z innymi dziećmi. Jeśli zaufamy dorosłym, to jesteśmy zdrowi, a czapka wcale tak bardzo nie przeszkadza. Wybór oczywisty.
Dusza jest jak dorosły rodzic. Patrząc z wyższej perspektywy wie, co lepsze dla nas. Bywa przecież, że i my czasem na starość wzdychamy z żalem, że w latach szkolnych nie chcieliśmy się uczyć, uciekaliśmy z lekcji i z trudem dobrnęliśmy do matury. A potem, kiedy wiek obdarzy nas doświadczeniem i mądrością, widzimy, że to był błąd i zamiast ciekawego zawodu, zajmujemy się ciężką fizyczną pracą. Och, gdyby móc cofnąć czas…
Program duszy jest najlepszy dla nas. Zawsze. Oznacza to, że chociaż Małgosia tak bardzo chciała siedzieć w domu, byłaby wkrótce smutna i bardzo nieszczęśliwa. Życie stałoby się puste, kiedy dzieci wyprowadzą się na swoje. Niezrealizowane talenty wywołałyby poczucie winy i wstydu, że nie odważyła się ich wykorzystać. Prawdopodobnie w średnim wieku zachorowałaby na depresję i nic by jej nie cieszyło, poza rzadkimi wizytami wnuków.
Jaś także nie byłby szczęśliwy, nawet gdyby jego firma świetnie prosperowała. Być może kupiłby rodzinie piękny dom i dwa samochody, ale w głębi duszy czułby się sfrustrowany. W najgorszej opcji, dostałby zawału i młodo odszedł z tego świata. W lepszej – zmagałby się z przewlekłymi chorobami i zazdrościł wszystkim dookoła, że są szczęśliwi, a on nawet nie wie, co to znaczy, chociaż na wszystko może sobie pozwolić. W najlepszej – rozdałby wszystkie zarobione przez lata pieniądze ubogim i wyjechał do Indii nadrobić stracony czas. Możliwości jest wiele.
Dusza wie. My nie wiemy i często nawet nie rozumiemy. Jesteśmy jak maluchy, które napychają brzuszek cukierkami, nie podejrzewając, że potem przez wiele godzin mogą przez to chorować. Właśnie dlatego warto zaufać mądrości duszy, która prowadzi nas taką drogą, która jest najlepsza dla nas. Prędzej czy później to odkryjemy i zrozumiemy, że to co wydawało nam się klęską, jest w istocie przekierowaniem na właściwą ścieżkę życia, która finalnie przynosi nam poczucie spełnienia.
Jeśli chcemy żyć w harmonii i doświadczać szczęścia, możemy nauczyć się powierzania i proszenia o prowadzenie. Zwracamy się wtedy do własnej duszy, do swojego wnętrza, a nie do kogoś z zewnątrz. Możemy wówczas nauczyć się rozpoznawania głosu własnego serca i słuchania tego najlepszego dla nas wewnętrznego przewodnika. Bo któż wie lepiej, niż nasza dusza, co jest naprawdę dobre dla nas?