Sen o śmierci

Są sny przyjemne i koszmary. Są sny prorocze. Są też sny tajemnicze, które przenoszą nas w inny wymiar. Niektóre wydaja się być  magiczną chwilą zajrzenia na moment za kurtynę istnienia. Można powiedzieć, że czasem we śnie stajemy się na powrót duchem unoszącym się w oceanie stworzenia… Po obudzeniu zastanawiamy się, czy to tylko fantazja, reminiscencje z jakiegoś dawno oglądanego filmu, czy też nasz Anioł Stróż pozwolił nam zobaczyć prawdę. Taką prawdę, jakiej nigdy za życia nie poznamy… Oto jeden z takich trudnych do określenia snów, jaki opowiedziała mi moja klientka. Dajmy jej na imię Kasia.

W tym śnie Kasia zajmuje się codziennymi sprawami, siedzi przy stole, coś pisze. W pewnym momencie wstaje i nagle osuwa się na podłogę na oczach męża i córki. Przez moment widzi ich twarze pochylone nad sobą. Zaraz potem jest w innym miejscu – leży w czymś miękkim, czuje się dziwnie, a nawet … nie czuje w ogóle swojego ciała. Próbuje się podnieść, jest trudno, jednak po chwili ma wrażenie, że siedzi. Siedzi na czymś w rodzaju chmury, która unosi się kilkanaście metrów nad powierzchnią rzeki. Rzeki, płynącej w miasteczku, gdzie spędziła dzieciństwo. Dokoła rosną piękne lasy, kawałek dalej jest miasteczko. Kasia ma jednak świadomość, że to wszystko jest bez znaczenia, ponieważ… nie czuje ciała, chociaż pozornie ono gdzieś jest. Kilka metrów przed nią wisi druga chmurka. Na niej siedzi ubrany na brązowo człowiek. Patrzy na Kasię i uśmiecha się.

– Dziwnie się czujesz? Nie martw się, to przejdzie.

– Ale ja nie wiem, jak się ruszać, nie mam władzy w rękach, w ciele, w nogach… – odpowiada Kasia

– Skup się i pomyśl, co chcesz zrobić. Nauczysz się. Dasz radę – odpowiada człowiek przyjaźnie – zobacz, ja też musiałem się tego nauczyć.

Kasia za chwilę rzeczywiście spokojnie sie porusza, odwraca na wszystkie strony i co ważniejsze: odzyskuje poczucie bezpieczeństwa w tej nowej dla niej sytuacji. Po chwili przypomina sobie, że ma dom i córkę i że jeszcze niedawno nie siedziała na jakiejś chmurze, tylko była w domu…

Niemal w tej samej chwili jest w swoim domu. Widzi córkę, która strasznie płacze i woła: „Mamusiu, dlaczego umarłaś! Ja cię potrzebuję, tak  strasznie potrzebuję! Mamusiu, nie zostawiaj mnie!”

Staje obok córki i próbuje ją przytulić.

– Jestem tutaj Kochanie. Wszystko będzie dobrze. – powtarza i próbuje pogłaskać córkę po włosach. Jednak córka jej nie słyszy, nie widzi, nie reaguje. Szlocha jeszcze głośniej. Kasia cierpi, czuje niemal fizycznie, jak pęka jej serce na widok tak ogromnej rozpaczy ukochanego dziecka. Tak bardzo chciałaby jej powiedzieć, że wszystko jest dobrze, że przecież jej jest dobrze i jest tutaj, wszystko widzi, słyszy. Potworna bezradność i bezsilność! Kasia po długiej chwili i wielu nieudanych próbach rezygnuje z nawiązania z córką kontaktu. Zaczyna rozumieć, że to niemożliwe.

Zaczyna też nazywać swój stan po imieniu: śmierć. „Umarłam” – myśli Kasia – byłam na jakiejś chmurze, teraz jestem w domu i patrzę na rozpacz własnego dziecka. To nie do wytrzymania!” Kasia wychodzi z domu i idzie przed siebie. Jest jej ciężko, kiedy uświadamia sobie, że nie może w żaden sposób pomóc swoim bliskim i przekazać im wiadomości. Rozpacz córki jest dla niej bardzo bolesna…

Podchodzi do niej jakaś kobieta w kwiecistej sukience. Uśmiecha się i bierze Kasię pod rękę. Kasia czuje, że to jej dobra znajoma, chociaż nie pamięta ani jej twarzy, ani imienia. Idą razem chodnikiem, a potem skręcają na łąkę pełną kwiatów.

– Moja córka mnie nie słyszy, a tak bardzo rozpacza – skarży się Kasia

– Nic na to nie poradzisz. Ona sama musi przez to przejść. To jej życie i jej próba.

– To straszne, że jesteśmy tak odcięci od naszych najbliższych.

– Tak. Moi mnie też nie widzieli i nie słyszeli. Trudno się z tym pogodzić, ale nie mamy wyjścia.

– To co mogę zrobić?

– Teraz? – znajoma uśmiecha się pogodnie – teraz warto pójść zobaczyć, kto przyjdzie na twój pogrzeb i jak będzie wyglądał.

– A to już ? – dziwi się Kasia.

– Teraz, za moment. Tu czas płynie inaczej.

– To chodźmy – decyduje Kasia

 

Tu kończy się sen. Moja klientka nie zobaczyła we śnie swojego pogrzebu, ale obudziła się wystraszona i zszokowana… Odebrała to jak przekaz, proroctwo, zapowiedź  swojej śmierci. Przede wszystkim odbyła trudną rozmowę z córką i prosiła ją, żeby w razie czego… nie płakała, nie cierpiała. Rozmawiając ze mną powtórzyła wielokrotnie, że nie zdawała sobie nawet sprawy, że nie jest jeszcze gotowa na odejście. Ponieważ parę lat wcześniej przeszła dość poważna operację, w związku z którą porządkowała swoje sprawy, wydawało jej się, że jest gotowa na śmierć na tyle, na ile gotowy może być każdy człowiek. Tymczasem rozpacz córki, którą zobaczyła we śnie, sprawiła, że uświadomiła sobie inne aspekty tego faktu.

Moja klientka żyje do dzisiaj, chociaż minęło juz kilka lat od tego snu. Natomiast w ciągu tego czasu przeżyła śmierć paru innych ważnych dla niej osób. Czy sen był zapowiedzią tych doświadczeń? Nie wiem. Być może był swoistym przygotowaniem na doświadczanie śmierci bliskich. Postrzegam go też jako informację niezwykle istotną dla mojej klientki i dotykającą jej osobistych spraw, więzów rodzinnych, a także gotowości na nieuniknione. Przyznaję też, że ten sen wydał mi się niesamowicie realny, jakby w istocie pokazywał nam, co naprawdę dzieje się z nami po śmierci.

Przekaz ogólny, który mógłby zainteresować tym snem inne osoby, jest dla mnie związany z rozpaczą po śmierci bliskich nam ludzi. Wielu nauczycieli duchowych powtarza, że nie wolno tego robić. Od wieków wierzymy, że płacz, szlochanie, rozpaczanie „zatrzymuje” przy ziemi osoby, które powinny i chcą odejść do Światła. Ten sen zdaje się to potwierdzać. Samo przejście nie było dla Kasi cierpieniem. Jedyne cierpienie jakiego zaznaje w swoim śnie jest związane z zachowaniem szlochającej po jej śmierci córki. A przecież odejście jest częścią życia. Spotyka nas wszystkich bez wyjątku. Jest zatem czymś naturalnym – jak noc po dniu, jak zima po jesieni… Warto nauczyć się to akceptować, bo pogodzenie się z przemijaniem jest istotnym aspektem rozwoju duchowego każdego człowieka. Moim zdaniem zmarli przed odejściem nie oczekują od nas łez – chcą widzieć nas pogodnych i pogodzonych z faktem ich śmierci. Wtedy mogą spokojnie podążać dalej… I w tym aspekcie sen ten jest przesłaniem nie dla umierających, ale dla tych, którzy tu zostają i żegnają swoich bliskich…

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 640
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu