Zwyczajowa forma przepraszania jest obowiązkowo nauczanym zachowaniem. Już malutkie dzieci są stawiane pod ścianą i programowane tym magicznym słowem. Kwestia kultury, kwestia dobrego smaku, kwestia wreszcie bycia uczciwym człowiekiem wymaga znajomości niuansów przepraszania. Jest ono jednak tak wielowątkowe, że czuję potrzebę podzielenia się z Wami tym, co niesie w sobie prośba o wybaczenie. Myślę też, że wielu spośród Was czuje podobnie.
Zacznę od najważniejszego – od skruchy. Moim zdaniem to najistotniejsza część całego rytuału. Doświadczam tego osobiście. Jeśli ktoś, kto zranił mnie do głębi serca, szczerze powie: „nie chciałem tego”, ma wybaczone, jest rozgrzeszony. Może jestem dziwaczna, ale rozumiem, że czasem zdarzają się rzeczy i sytuacje, w których coś wymyka się spod kontroli, a celem nieciekawego działania wcale nie jest zranienie mnie, tylko jakiś korzystny interes czy inna sprawa. Nie jestem centrum wszechświata, nie wszystko kręci się wokół mojego dobrego samopoczucia, jeśli więc ktoś wybiera coś dobrego dla siebie, a ja przypadkiem obrywam – to po prostu rozumiem i wybaczam.
Jest w tym jeszcze jeden istotny dla mnie element. Jeśli ktoś działał egoistycznie albo w strasznych emocjach, ale po pewnym czasie wraca mu rozsądek i mówi: „nie chciałem cię zranić, ale dopiero dzisiaj rozumiem swój błąd” – to też mi wystarcza. Bo wszyscy uczymy się na błędach i każdy czasem upada na nos. Nie jestem wyjątkiem. Też szczerze przepraszałam, kiedy coś poszło nie tak, kiedy w emocjach podniosłam głos, a dopiero po wyjściu z emocjonalnego zamętu poczułam, że to zachowanie wcale nie było dobre.
Myślę, że nikt z inteligentnie myślących ludzi nie krzywdzi nikogo świadomie. Czasem to kwestia własnego interesu, który stawiamy ponad interesem obcej osoby. I trudno uogólniać, czy to niewłaściwe, bo czasem trzeba być asertywnym. Poświęcanie się dla innych też wcale nie jest dobre. Bywa różnie. Ale bywa tak, że czujemy się źle z dokonanym wyborem i chcemy przeprosić. I to uczucie jest tutaj kluczowe.
Kiedy nie ma skruchy, przeprosiny są bez wartości. Nie są mi potrzebne przeprosiny od kogoś, kto chciałby, abym przestała się dąsać. Nie miewam takich sytuacji, bo rzadko się dąsam, ale dostrzegam je wokół siebie. Czasem przeprasza się dla świętego spokoju. I powinnam tu napisać: mówi się słowo „przepraszam”. To nie to samo, co żal i skrucha. Człowiek, który wypowiada to magiczne słowo, aby wszyscy się odczepili, a w domu wróciła miła atmosfera, w istocie wcale nie przeprasza. Pokazuje, że chce swojego komfortu, chce spokoju, a to co zrobił, jego zdaniem jest całkiem w porządku. A przecież nie jest, jeśli powstał spór.
Jeśli ktoś nie rozumie, co zrobił źle i dlaczego czujemy się zranieni, to żadne słowa nie są potrzebne i żadne przeprosiny niczego nie zmienią. Dlatego mądre osoby w takiej sytuacji pytają: „za co przepraszasz?”. Czasem pada zdziwiona odpowiedź: „no… że późno wróciłem”. „Ależ nie, problem w tym, że mnie nie uprzedziłeś i przez trzy godziny obdzwaniałam wszystkie pogotowia. Naraziłeś mnie na stres. To było niewłaściwe, a nie godzina powrotu”. Rozumienie jest podstawą. Bez rozumienia przeprosiny nie mają sensu.
Przy okazji warto wspomnieć, że ludzie chcą przepraszać za to, jacy są. Zdominowani przez partnera lub partnerkę wchodzą w poczucie winy i próbują prosić o wybaczenie za jakąś swoją iluzoryczną ułomność. Dlatego warto wyraźnie nazywać swoje pretensje i mówić: „czuję złość i rozpacz, kiedy nie mam od ciebie wiadomości tak długo”. Różni się to od stwierdzenia: „jestem wściekła na ciebie, bo ciągle mnie ranisz”. Z tej drugiej wypowiedzi nic konstruktywnego nie wynika, poza brakiem równowagi i potrzebą wyżycia się na rozmówcy”.
A zwykle przedmiotem sporu jest zachowanie, a nie sam człowiek. Zachowanie podyktowane emocjami, egoizmem, roztargnieniem, słabością, chorobą… Zachowanie można kontrolować i domaganie się przeprosin jest w istocie przywoływaniem większej kontroli, aby następnym razem takiego błędu nie popełnić. Domaganie się przeprosin jest wyrazem oczekiwania konkretnego zachowania. To nie oznacza nigdy „bądź inny”, lecz zawsze „nie rób w ten sposób”. (Ewentualnie: „postępuj w ten sposób”). Czyli jak zawsze kluczowa jest nauka, zmienianie działania, zachowania, reagowania. A nie zmienianie nas ludzi na innych, niż jesteśmy. Uważam, że to ważne.
Jak łatwo się domyślić – ktoś, kto nie rozumie, za co ma przeprosić i co złego się stało, nie będzie się zmieniał. Nie widzi potrzeby i nawet nie pojmuje, co miałby przyswoić i jak. Będzie powielał to, czym zranił kogoś innego w nieskończoność. A przy okazji może rozwinąć w sobie przekonanie, że świat jest nieprzyjazny, a ludzie durni, bo ciągle robią awantury bez powodu, byle tylko jemu dokuczyć. Dlatego to takie ważne, by dążyć do jasnego wyrażania swoich pretensji i nazywać rzeczy po imieniu. Przeprosiny nie są gestem, są zgodą na zmianę zachowania.
Mówię tu o rzeczach pozornie oczywistych, ale często spotykam się z sytuacją w relacji, gdzie on mówi szczerze: „nie wiedziałem, że to ci sprawia przykrość, nigdy tego nie powiedziałaś”. Absurdalne? Wcale nie, kiedy uświadomimy sobie, że w złości człowiek wykrzykuje inwektywy przeciwko drugiemu, wcale nie nazywając tego, co jest sednem problemu. Oto przykład…
Para. On i ona po powrocie z towarzyskiego spotkania. Najpierw godzinne kobiece dąsy i rzucanie przedmiotami. Dopiero kiedy on chce ją przytulić, ona gwałtownie go odpycha i krzyczy:
– Nie dotykaj mnie. Jesteś podły!
Oczy jak pięciozłotówki.
– Dlaczego Kochanie? Co ci zrobiłem?
– Jak śmiesz pytać padalcu? Jesteś podły!
– Ale ja nie rozumiem…
– Nie udawaj, że nie wiesz! Zawsze mi to robisz, zawsze.
– Ale co ci robię?
– Nie zgrywaj niewiniątka. Jeśli jestem taka okropna, to po co ze mną jesteś?
– Ty? Okropna? Przecież cię kocham.
– Gdybyś mnie kochał, to byś mnie nie krzywdził.
– Ale co ja zrobiłem?
– To, co zawsze. Zraniłeś mnie. Ale nie pozwolę, nie pozwolę. Wynoś się!
Konia z rzędem temu, kto zgadł, o co pani miała pretensje. Koń zostanie przy mnie, bo możliwości sto tysięcy, w tym tak istotne rzeczy, jak zdrada, ale i drobiazgi nie warte uwagi, np. pochwalenie koleżanki, że ładnie wygląda lub zatrzymanie się dłużej na rozmowie z dawno nie widzianym kolegą, podczas gdy pani się nieco nudziła sama. Problemem jest totalna nieumiejętność komunikowania swoich potrzeb, z którą spotykam się częściej, niż bym chciała.
Jeśli naprawdę chcę, aby partner… np. nie rozmawiał z panią X, bo jej nie znoszę, to domagając się przeprosin powiem wprost: „nie życzę sobie, abyś w mojej obecności mówił tej osobie komplementy. Nie lubię jej, jestem zazdrosna i oczekuję, że będziesz lojalny wobec mnie i moich oczekiwań”. Mniej więcej tak. Można rzecz jasna innymi słowami. Mój partner może mnie wyśmiać, może odmówić, ale jeśli przeprosi i powie: „ok. rozumiem, nie będę”, to przeprosiny mają sens. I awantura ma sens. Jest konstruktywna. Prawdziwa kobieta umie zrobić awanturę z niczego, ale taką, która do czegoś sensownego prowadzi.
Czasem ktoś nie zgadza się z nami, więc chociaż nie chce zadawać nam cierpienia, nie przeprasza, bo nie chce też zmienić zachowania i z czegoś rezygnować. Na przykład pan mówi rozżalonej pani: „kocham ciebie, ale Zośkę też lubię i przyjaźnię się z nią od lat. Nie będę udawał, że jej nie znam. Chcę z nią rozmawiać, jak zawsze”. To moment, w którym trzeba podąć decyzję – zgodnie z tym, co się czuje. Można znaleźć kompromis, można przyjąć argument i zaufać partnerowi, a można się rozwieść. Wybór zawsze należy do wybierającego.
I na koniec jeszcze jedna opcja. W życiu bywa i tak, że ktoś doskonale wie, za co przeprasza, ale w kółko robi to samo wierząc, że przeprosiny wszystko zawsze załatwią. To też specyficzne zjawisko, które dewaluuje przeprosiny. Ale podkreślę bardzo wyraźnie, że nie ma w tym skruchy. Skrucha – jakże przestarzałe słowo – oznacza dyskomfort psychiczny spowodowany naszym własnym działaniem. Czując skruchę wiemy, że to niewłaściwy postępek i następnym razem wybierzemy inaczej. Człowiek, który w kółko broi jak Tygrysek z Kubusia Puchatka i w kółko przeprasza, zatrzymał się na etapie małego dziecka – pozbawionego odpowiedzialności i dojrzałości. Nie czując skruchy, nie ma też potrzeby rezygnowania ze swojego radosnego brojenia.
Ale uwaga, ponieważ to też wielka pułapka. Niektórzy uważają, że przeprosiny zawsze są tylko słowem i odrzucają je. Nawet wówczas, gdy towarzyszy im skrucha. Internet jest pełen bzdurnych memów typu: „stłucz szklankę, a potem powiedz jej 'przepraszam’. Sklei się?” Nie powielajcie ich, one są zaprzeczeniem sensu wybaczania w ogóle. Nie można Kochani Moi. Szlachetny człowiek przyjmuje przeprosiny, przyjmuje ich intencję. W ten sposób otwiera się się na Dobro płynące z wszechświata, ponieważ przeprosiny, szczególnie te szczere, są darem. Nie wynagrodzeniem nam krzywdy – to rzecz człowieka. Wszechświat przynosząc nam przeprosiny, proponuje nam harmonię i oczyszczenie energetyczne przestrzeni. Dlatego każdy mądry człowiek przyjmuje przeprosiny. I wybacza.
Szlachetny człowiek umie wybaczyć zawsze i każdemu. Także temu, który nie odczuwa skruchy. Dba w ten sposób o harmonię w sobie i czystość własnej energii – wiadomo. Bo przeprosiny nie zmuszają nas do przyjaźni czy współpracy z tym, który źle zachował się względem nas. Możemy iść każde swoją drogą. A ważne rozróżnienie dotyczące istnienia żalu i skruchy pokazuje tylko jedną rzecz: tam gdzie jest skrucha, tam są dobre rokowania. Można wybaczyć, zapomnieć i dać kolejną szansę. Tam gdzie przeprosiny są nieszczere, jest ważna informacja, że nie będzie tak, jak sobie życzymy. Cokolwiek to znaczy, bo przeprosiny mogą dotyczyć nie umytego talerza. Czy umiemy i chcemy żyć z tym nie umytym talerzem, zależy tylko od nas. Każda sytuacja jest przecież inna.