Często opowiadam, jak bardzo nie lubię zimy. Bo rzeczywiście nie lubię ani zimy, ani śniegu – tak po prostu mam, chyba od urodzenia. Odkąd sięgam pamięcią, kocham zieleń drzew i ciepło słonecznych promieni, więc zima to dla mnie jak zesłanie w inny, przykry wymiar. Piszę Wam o tym nie po to, by narzekać na pory roku, ale by pokazać, że mamy prawo zwyczajnie czegoś nie lubić. Prosperująca świadomość to nie jest człowiek, który łyka wszystko jak pelikan i wszystkim się zachwyca. To by nie było wcale naturalne. Mamy prawo wybierać to, co nam się podoba i odwracać się od rzeczy, których nie chcemy w swojej rzeczywistości. Mamy nawet prawo nie lubić pewnych ludzi, a szczególnie ich niewłaściwego czy krzywdzącego innych zachowania.
W rozmaitych „duchowych” naukach spotykamy czasem nadęte teksty o tym, żeby wszystko i wszystkich kochać. Z jednej strony jest w tym mądre przesłanie, aby w ogóle nie wchodzić w energie pogardy, gniewu i obrzydzenia, bo to nam w żaden sposób nie służy. Aby umieć dostrzegać dobro i wypełniać się uzdrawiającą siłą miłości przy każdej okazji. Ale z drugiej strony nie oznacza to rzucania się na szyję fizycznym manifestacjom różnych nie zawsze pozytywnych istot, a jedynie dostrzeganie, że w każdym człowieku, w głębi jego istoty jest Światło, do którego możemy się odwoływać. Czasem takie odwołanie i prośba o zamanifestowanie się największego Dobra w człowieku działa cuda i źle postępująca osoba doznaje przebudzenia. A czasem nie. To zawsze wybór duszy. Rozumienie tego faktu i dawanie duszom prawa do samostanowienia ułatwia wybaczanie.
Dojrzały człowiek to nie ten, który usprawiedliwia największą podłość i namawia innych do kochania sadysty, tylko ten, który rozumie skąd biorą się życiowe lekcje, dokąd nas prowadzą i jak mądrze wykorzystać cierpienie dla własnego wzrastania. Znajdzie się w tym rozumieniu także miejsce na odrobinę wdzięczności dla tej duszy, która przyniosła lekcję. Znajdzie się dostrzeżenie w niej Światła, którym jest w swojej prawdziwej naturze. Ale nie ma w tym przymusu lubienia kogoś, z kim nam nie po drodze. Bo czym innym jest poczucie jedności z każdym na tej Ziemi i rozumienie, że zło jest tylko wyzwaniem, które ma nas inspirować. A czym innym fizyczne zmuszanie się do lubienia kogoś, kto akurat w tej inkarnacji wybrał sobie negatywną rolę.
Przypominam oczywiście, że trudne doświadczenia są kanwą, na której pojawia się osnowa naszej miłości do siebie i naszych najpiękniejszych jakości. Każdy „złoczyńca” który nas krzywdzi, przyczynia się do naszego wzrostu. Z tego punktu widzenia zasługuje na wdzięczność co najmniej. Ale w moim rozumieniu jest to wdzięczność i nawet miłość wobec duszy, która przyjęła na siebie skomplikowaną rolę. Daleka jestem natomiast od tego, by biec na przykład za zbrodniarzem i rzucać mu się na szyję z okrzykiem: „och, dzięki, nauczyłeś mnie wybaczania”. Mam prawo uznać w głębi siebie, że nie lubię takiego postępowania i takich osób. W ten sposób określam Kim W Istocie Jestem i dokonuję wyboru. Po to zeszłam tu na Ziemię, by uczyć się wybierania zgodnie z tym, co czuję.
I kolejna myśl – nie lubienie złodzieja, nie oznacza, że go w jakikolwiek sposób potępiam. Duchowy wzrost opiera się na nauce kochania i szanowania siebie, dawania sobie prawa do samostanowienia, dawania sobie wolności podejmowania decyzji. Kiedy się tego nauczę, zaczynam z miłością patrzeć na cały świat. Ale moja miłość przejawia się spokojną akceptacją drugiego człowieka i jego wyborów. Patrzę więc na zbrodniarza, złodzieja czy innego złoczyńcę rozumiejąc jego podróż w tym wcieleniu. Akceptując drogę, którą wybrał. Nie potępiam. Przyjmuję od niego lekcje, które mi przynosi. Natomiast nie muszę obdarzać go sympatią.
Dokonywanie wyboru jest określaniem siebie. Rozróżnianie jest nam niezbędne na tym świecie. Nie możemy wrzucać wszystkich ludzi i zjawisk do różowego woreczka z napisem „lovciam”. Owszem, możemy wszystko włożyć do szuflady z napisem: „akceptuję, daję wolność wyboru” – to zupełnie coś innego. Odczuwanie niechęci – bez głębokich negatywnych emocji – jest nam potrzebne, aby samemu wybierać, co jest dla nas i czego chcemy doświadczać. Kochanie złodzieja przyciągnie do nas więcej kradzieży. Kochanie idiotów – jeszcze więcej skomplikowanych relacji z ludźmi, którzy dużo krzyczą nic nie rozumiejąc.
Po to właśnie otrzymaliśmy dar rozróżniania, aby z wielkiego menu wszechświata wybierać to, co odbieramy jako pełne harmonii. Rozpoznajemy energie i zjawiska, by określać siebie i to, co z nami rezonuje. Oceniamy nie po to, by krytykować czy potępiać, ale by samemu wybierać to, co czujemy jako naszą energię. W ten sposób pokazujemy, na co jesteśmy gotowi. Ale też moim zdaniem pokazujemy naszym Przewodnikom i Opiekunom, ile w nas Światła. Im tego Światła więcej, tym mocniej odsuwamy się od mroku, tym częściej wybieramy jasność. Im częściej wybieramy jasność, tym bliżej nam do oświecenia.
Dojrzały człowiek daje sobie prawo wyboru tego, co lubi i tego, z czym nie chce mieć do czynienia. Zmienia to, co może zmienić na lepsze i akceptuje to, czego zmienić w żaden sposób nie można. Bo czy można zmienić kogoś innego? Nie można bez woli tamtej osoby. A czy można zatrzymać zimę? Nie można. Ale można ją zaakceptować i poradzić sobie z uczuciami niechęci. Bo to też ważna lekcja dla nas. Kiedy dostrzegamy w sobie niechęć do czegoś, nie możemy udawać, że ona nie istnieje i zmuszać siebie do krzywego uśmiechu. Ale możemy nauczyć się akceptować takie rzeczy i uwalniać siebie od negatywnych myśli.
Przede wszystkim obracamy wszystko w żart i skupiamy się na tym, co dobre. Bo dobra jest zawsze mnóstwo wokół nas. Sztuka pozytywnego myślenia to zauważanie całego piękna, które pojawia się w drobiazgach. W moim postrzeganiu świata wszędzie jest pełno pięknych i dobrych rzeczy. Ale też wszędzie jest pełno pięknych i dobrych ludzi, których aż chce się kochać! Im daję uwagę, a nie tym, którzy próbują ograbić świat z miłości, uroku, pozytywności, wdzięczności. I na koniec powtórzę moją ulubioną sentencję: „potęga dobra jest większa aniżeli moc zła”. Wierzę w to i wraz z moją wiarą, w tym wymiarze, w którym jestem, Dobro rośnie jak ciasto na drożdżach. Otulam się nim jak puchowa kołderką i nawet zima przestaje być straszna.