Kiedy wydarzy się coś, czego sobie nie życzymy, większość ludzi natychmiast szuka winnych zaistniałej sytuacji. Ba, czasem nawet nic nie musi się wydarzyć, wystarczy moment krytyki. Pamiętam sprzed lat sytuację, kiedy znajome małżeństwo spóźniło się na umówione spotkanie. Ktoś rzucił z odrobiną złośliwości do męża: „Ty to zawsze musisz przyjść po czasie”. Mąż natychmiast zripostował: „Bo żona mnie nie obudziła” i oskarżycielsko wskazał na nią palcem. Kuriosum tego zdarzenia wyraźnie przedstawia, jak absurdalne jest szukanie winnych.
Zacznę małymi krokami, tłumacząc, że to my i tylko my ponosimy odpowiedzialność za to, co się wydarza. Nawet jeśli spóźniamy się, bo nieoczekiwanie złapaliśmy gumę w drodze do celu, to przecież nie ulega wątpliwości, że sami to wykreowaliśmy. Nie ma innych winnych i nie będą nimi ani producenci opon ani drogowcy. Przyczyną spóźnienia jest coś, co nosimy w sobie, jakiś wzorzec, który sprawia, że czas funkcjonuje zupełnie inaczej niż powinien. To może być nawet lęk przed tym właśnie spotkaniem albo wewnętrzny opór przed sprawą, która miała być na spotkaniu załatwiana.
Charakterystyczną cechą osób obwiniających innych jest oczywiście niskie poczucie wartości. Człowiek, który się się spóźnia, zapomina o czymś, źle coś zrobi – boi się negatywnej oceny. A krytyka boli wyłącznie tych, którzy mają niską samoocenę. Ludzie o wysokim poziomie samoakceptacji wzruszają ramionami na zarzuty i mówią: „to twój problem, ja jestem ok”. Albo bez uniżenia ze spokojem przepraszają, że nie udało się tak, jak wszyscy oczekiwali. Kiedy ktoś boi się krytyki, to podobnie jak w podanym na początku przykładzie, szuka kogoś, na kogo będzie mógł zepchnąć tę krytykę – ” to ona jest winna, nie ja”.
Jednak istotą rzeczy jest fakt, że nie ma też żadnej winy. Uważam, że to słowo jest odpowiednikiem jakiejś psychologicznej iluzji, którą wymyśliliśmy, aby uwolnić się od odpowiedzialności. Jest to bowiem niesłychanie wygodne, kiedy nie musimy nad sobą pracować, zmieniać się, uzdrawiać rozmaitych problemów. Możemy uznać, że nie mamy wpływu na rzeczywistość, a winą jakiejś skomplikowanej sytuacji jest druga osoba, rząd, koniunktura, pech albo całkiem coś innego. Jednak w gruncie rzeczy nie jest nam to do niczego potrzebne. Jeśli nie ma winy, wszystko pozostaje w harmonii i nie musimy się usprawiedliwiać.
Najtrudniejsze i zarazem najgorsze jest obwinianie samego siebie. Poczucie winy jest naszym wrogiem. Wzmacnia kompleksy i poczucie bycia złą osobą. Jest też energetycznym sabotażystą, ponieważ zgodnie z Prawem Przyciągania kreuje w naszym życiu same przykrości. Działa tutaj coś więcej niż poczucie nie zasługiwania na dobro. Pojawia się wręcz przekonanie o konieczności bycia ukaranym. Jeśli jest wina, jeśli jest niechlubny czyn, muszą zostać poniesione konsekwencje.
Bardzo pomocne jest uświadomienie sobie własnej niewinności i absurdu karania samych siebie. Jeśli popełnimy błąd, to jest to nasze doświadczenie. Zazwyczaj w ślad za pomyłką pojawia się jakaś trudność, będąca konsekwencją tego, co zrobiliśmy. Podobnie jak w przypadku małego dziecka, które ucząc się chodzenia, przewraca się i rozbija kolano. Po co zatem dodatkowa kara? Nikt z nas nie ośmieliłby się nawet pomyśleć o tym, by ukarać dziecko, które się przewraca.
To jedna z największych pułapek, jakie zastawia na nas nasza cywilizacja. Nie życie i nie przeznaczenie, tylko stereotypy, w których funkcjonujemy. Rodzimy się niewinni i tacy powinniśmy pozostać, tymczasem od dziecka wbija się nam do głowy, co jest złe, brzydkie lub niewłaściwe. Dualizm jest sztucznym postrzeganiem świata przez ludzi, którzy zostali oddzieleni od Najwyższego Źródła. Moim zdaniem nic nie jest złe ani niewłaściwe, o ile nie czyni krzywdy innej czującej istocie.
Zrozumienie, że wina nie istnieje, nie jest filozoficznym rozkminianiem. Jest zrobieniem kolejnego kroku na ścieżce wewnętrznego wzrastania. Jest uznaniem, że wszystko jest w harmonii. Jeśli ktoś „się spóźnia”, pamiętajmy, że wszyscy są we właściwym miejscu i czasie. Jeśli o czymś zapomnimy, to znaczy najczęściej, że tak miało być. Jeśli coś zrobimy inaczej, niż ktoś oczekiwał, to taka lekcja była nam właśnie potrzebna. Wina jest odpowiedzią na negatywną ocenę – coś jest „nie tak”, zatem dlaczego? Jeśli przyjmiemy, że wszystko jest „tak”, to nie ma potrzeby szukać winnych. Na tym polega prawdziwa lekcja akceptacji.
Temat harmonii jest trudny do pojęcia. Jeśli ktoś, kogo kochamy ciężko choruje, to nie ma w nas otwartości na to, by uznać, że to harmonijne zdarzenie. Szukamy winnych: lekarze, sąsiedzi, odżywianie, pogoda, ktoś nie zamknął okna i zrobił przeciąg… A w ostateczności nawet okrutny Bóg, który zesłał choróbsko. A przecież choroba jest psychosomatyczną odpowiedzią na dysonans w człowieku. Na jego nie uzdrowione urazy, lęki, i stłumione emocje. Nie szukajmy winy i winnych. Poszukajmy przyczyny! W przypadku choroby jest ona dosyć łatwa do odkrycia. Polecam poczytanie książek Louisy Hay na temat psychosomatyki. To z reguły się sprawdza.
Kiedy mamy do czynienia z niesympatyczną teściową, wystarczy spojrzeć na nią z boku, obiektywnie. Jest tylko zaborczą matką, która rywalizuje z synową o ukochanego synka. Czasem przejawia przerost matczynej miłości, czasem jest niesprawiedliwa i okrutna. Ale taka jej natura. Jak można mieć pretensję, że ktoś ma wredną naturę? To jakby mieć pretensję, że człowiek jest, jaki jest. Ktoś ma rude włosy, ktoś jest bardzo wysoki, a ktoś inny jest po prostu wredny. To nie jest wina, to jakość. Możemy tego człowieka z taką jakością omijać z daleka. Możemy pracować nad sobą i podnosić poczucie wartości, aby nie doświadczać manifestacji tego, czego sobie nie życzymy. Obwinianie natomiast nie przyniesie żadnych wymiernych efektów, poza złudzeniem satysfakcji, że… „to ona jest ta zła, a nie ja”. A przecież doskonale wiemy, jacy jesteśmy. Czy trzeba kogoś innego obwiniać, aby podkreślić swoje zalety? No chyba nie.
Inny przykład: zatrudniamy w swoim sklepie człowieka, który kradnie wszystkie pieniądze i ucieka. Dostrzeganie harmonii nie polega na tym, że odpuszczamy i nie szukamy złodzieja. Warto próbować odzyskać to, co należy do nas. Jednak wydarzenie takie jest spójne z czymś, co nosimy w sobie. To może być jakiś lęk przed stratą, jakaś karmiczna lekcja, jakiś wzorzec przyciągania do siebie kary. Ważne, by w tym momencie nie szukać winnych, lecz przyczyny. Zwykle taki wzorzec daje się bez większego trudu uzdrowić i lekcja więcej nie wraca. Szukanie winnych odwraca uwagę od sensu wydarzenia. Złapanie złodzieja i odzyskanie pieniędzy, nie uzdrowi wzorca. Jest wielce prawdopodobne, że ukradnie je ktoś inny lub stracimy je w wyniku nietrafionej inwestycji.
Niedawno przypomniałam sobie sytuację, w której ktoś mnie okłamał i utrzymywał w nieprawdzie przez dłuższy czas. Podjęłam wówczas określone decyzje, kierując się tym kłamstwem. Nie mam jednak do tej osoby żalu, bo wiem, że gdybym wówczas znała prawdę, moje decyzje byłyby całkiem inne. Byłabym dzisiaj w innym miejscu. Nie wiem, czy lepszym, bo jestem dzisiaj szczęśliwa, więc wcale nie chcę zmieniać przeszłości i rujnować drogi, która doprowadziła mnie do TU I TERAZ. Wierzę, że to kłamstwo było moim zapakowanym prezentem, dzięki któremu osiągnęłam to, co mam. Oto harmonia. Oto akceptacja bez obwiniania. Wszystko jest takie, jakie powinno być.