W dzisiejszych czasach, kiedy z każdej strony bombarduje nas wiedza różnorodnych nauczycieli, jest nam niezwykle trudno usłyszeć swój wewnętrzny głos. A tylko ten głos jest w istocie najlepszy, ponieważ każdy z nas ma swoją prawdę zamkniętą w sercu. Rzadko umiemy ją usłyszeć. Wolimy biec za zewnętrznymi autorytetami i słuchać wskazówek innych ludzi. Tak jest po prostu wygodniej. Oczywiście nauczyciele są potrzebni, ale właśnie po to, aby odnaleźć samego siebie.
Moim zdaniem naszą prawdziwą istotą jest miłość bezwarunkowa. Dodam do tego szczyptę radości i górę akceptacji. Uważam, że pozytywne myślenie, szczery śmiech i ogromna dawka tolerancji wobec tych, którzy myślą inaczej niż my, prowadzą nas do prawdziwego celu naszej duszy – do Jedności z Najwyższym Źródłem. Prawdziwie duchowa ścieżka przejawia się spontaniczną dobrocią, ciepłem i radością. Czasem pobłażliwym uśmiechem w stosunku do tych, którzy z tej ścieżki dawno zeszli i dumnie nazywają samych siebie „duchowymi nauczycielami”. A przede wszystkim zrozumieniem wobec tych, którzy idą wolniej niż ja, są na samym początku i radośnie pokrzykują: „jestem już oświecony!”
Jestem Miłością i Światłem – to moja codzienna mantra. Moja harmonia polega na dostrzeganiu równowagi w pozytywnym podejściu do życia. To podejście – jak wszystkim moim Czytelnikom i Studentom wiadomo – opiera się na właściwym i rozsądnym traktowaniu życiowych trudności oraz na uzdrawianiu negatywnych wzorców. Nie jestem lukrowaną landrynką, umiem tupnąć nogą, zakląć i zganić tych, którzy postępują niezgodnie z zasadami duchowego rozwoju, a prowadzą innych jako nauczyciele. Nie atakuję nikogo, ale pokazuję swój punkt widzenia. Są i tacy, którzy obrazili się na mnie, kiedy w delikatny sposób pokazałam, że poniżanie i wyśmiewanie drugiego człowieka nie ma nic wspólnego z rozwojem duchowym, o jakim trąbią na forach. Jednak niezmiennie powtarzam, że to miłość wszystko uzdrawia, a tylko skupienie na tym, co dobre – do tego dobra nas prowadzi. Harmonią jest zatem bycie miłością, która czujnie, ale z uśmiechem dostrzega wszystko to, co wymaga uzdrowienia.
Uważam, że w błędzie są ci, którzy równowagę postrzegają jako stanie pośrodku pomiędzy dobrem i złem. Przysłowiowe: „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek” nie świadczy o harmonii, lecz o braku zdecydowania, o huśtaniu się na skrzyżowaniu dróg i niepewności, komu chcemy służyć. Jest w tym też niedostrzegane przez wielu niebezpieczeństwo zanurzenia się w swoich negatywach na stałe. Rzekomo po to, by je naprawić i uzdrowić, rzekomo z wielką pokorą – w istocie to sprytna pułapka, z której nie ma powrotu. Nieumiejętne babranie się w swoich „grzechach” skutkuje zejściem energii tak nisko, że ciemna strona mocy bez trudu zabiera nas na własność. Uwierzcie – trzeba umieć pracować z własnymi negatywami. Robi sie to w wysokich energiach i z miłością. Walenie się w piersi, krytykowanie siebie i sypanie głowy popiołem juz przerabialiśmy – z wiadomym skutkiem.
Dopóki nie osiągniemy oświecenia, jesteśmy tylko ludźmi na drodze. Ludźmi poszukującymi, błądzącymi i huśtającymi się w iluzji dualności. Negatywne zdarzenia i negatywne działania innych to lustra, w których możemy się przejrzeć i drogowskazy, które mówią: „zawróć, bo idziesz w niewłaściwą stronę”. Są nam potrzebne. Jak dojść do celu bez jednej bodaj wskazówki? To, co nazywamy ciemną stroną mocy, jest równie harmonijne jak wszystko inne. To też słupki milowe na drodze naszego rozwoju. Nie warto ich potępiać, warto zauważać i umieć zmienić bieg swojej drogi.
Od pewnego czasu trwa nagonka na styl życia oparty na pozytywnym myśleniu. Ciemna strona mocy, poprzez swoich wytrwałych pracowników szerzy wieści, że pozytywne myśli są „be” i należy nurzać się cierpliwie w negatywnych wytworach własnego „ego”, tarzać się w swoich problemach, złych myślach i strasznych cechach. Bo podobno nie ma nic gorszego, niż maski polegające na udawaniu, że jest się uduchowionym i świetlistym, kiedy w głębi naszej duszy nosimy żale, bóle i nienawiści. Otóż jest coś o wiele gorszego – skupianie się na własnych negatywach.
To z czym intensywnie pracujemy i medytujemy, to zasilamy. Dlatego też praca z uzdrawianiem negatywnej cechy nie polega na tarzaniu się w niej i waleniu pięścią we własne piersi, ale na uwolnieniu i wzmocnieniu jej pozytywnego przeciwieństwa. Jeśli ktoś nie umie pozbyć się z serca nienawiści, to nie może w kółko powtarzać: jestem grzeszny, bo nienawidzę. To jedynie wzmocni problem. Najlepszą drogą uzdrowienia jest zastąpienie nienawiści miłością, pokochanie najpierw siebie, a potem wybaczenie i sobie samemu i znienawidzonej osobie całej sprawy, wreszcie próba zaakceptowania tej lekcji i osoby. To proces, który trwa. Nikt jeszcze tego nie zrobił od ręki.
Na portalach społecznościowych setki osób wklejają piękne afirmacje i zasypują znajomych serduszkami. Nic w tym złego. Afirmują siebie i innych we właściwy sposób. Szukają miłości i dobra. Ze zdjęcia widać czasem, że taka osoba jest pełna bólu, żalu i złości. I co z tego? Jest w procesie, jest na początku drogi – właściwej drogi. Nie jest mądre wyśmiewanie takich osób i zarzucanie im, że noszą maski. Robi to tylko ciemna strona mocy, aby odzyskać utracone dusze. Ku mojemu zdziwieniu przytakują jej osoby, które wydawały mi się bardziej rozsądne… I uświadamiam sobie wtedy, że celem owej ciemnej strony nie jest zaszkodzenie tym, którzy wklejając uparcie serduszka, opowiedzieli się po określonej stronie i będą do niej dążyć choćby setki lat i wcieleń. Celem są ci, którzy boją się miłości i łapczywie przytakują „diabłu”, z wielką ulgą, że oto ktoś „tak mądrze mówi i też nie chce pozytywnego myślenia”.
„Diabeł” nie ma rogów i ogona. Diabeł to lęk przed Miłością i Dobrem. W niedualnym pojmowaniu świata nie jest niczym złym. Jest inną opcją istnienia – w bólu, zaprzeczeniu, wyrzeczeniu się Najwyższego Źródła, w oddzieleniu od niego. Jestem starą duszą, pamiętam doskonale bycie w Jedności ze Źródłem, dlatego wybieram Miłość, radość i Światło. Nie boję się kochać. Nie muszę też o nic walczyć, bo mam wszystko w sobie. To moja harmonia. Bycie w miłości i rozwiązywanie swoich lekcji poprzez miłość. Lubię serduszka, tęcze i Jednorożce, ponieważ są bliżej Światła niż jakiekolwiek i czyjekolwiek grzechy. Również moje własne. Uzdrawiam cierpliwie swoje wzorce, bo energia miłości ma to do siebie, że oczyszcza i odsłania. Żadna tęcza nie zasłoni mi oczu na to, co mam do przerobienia. Na takiej energii moje nie uzdrowione tematy zostaną wyrzucone na powierzchnię, żebym się z nimi zmierzyła. To oczywiste. Powtarzanie, że praca z pozytywnym myśleniem i miłością zasłania nam nasze prawdziwe wady, jest totalną ignorancją. Żadna inna energia nie jest tak „bezlitosna” w wywalaniu naszych negatywnych wzorców, jak miłość. Dlatego między innymi nazywamy ją bezwarunkową.
Ja także widzę tu i tam przesadne i nieszczere manifestacje kochania całego świata, ale nie przeszkadzają mi one. Taka osoba spowalnia nieco własną drogę – nam jednak nie zaszkodzi. Ponadto, jeśli ktoś wystarczająco długo będzie udawał, że wszystkich kocha, to w końcu przekona swoją podświadomość i naprawdę stanie się miłością. To potrwa, ale kiedyś zadziała. Kiedy chcemy, by afirmacja szybko stała się skuteczna, to łączymy ją z forma energetyczną, staramy się poczuć w sobie głęboko i stworzyć przekonanie. Ale przecież wszyscy też poddajemy się działaniu afirmacji, tych rzucanych z głowy przez całe nasze dzieciństwo. Bawiąc się, słyszymy za sobą, jak rodzice powtarzają zdania, których nawet nie rozumiemy. Jak to zatem się dzieje, że jako dorośli korzystamy z tych treści, jak z własnych przekonań? Kropla drąży skałę. Dlatego proszę wszystkich: rzucajcie we mnie serduszkami i wyznaniami miłości, rzucajcie we mnie tęczą i jednorożcami – im więcej, tym szybciej stanę się Jednością z Najwyższym Źródłem i urzeczywistnię swoje Tęczowe Ciało. To właśnie moja harmonia.
Niektórzy wszędzie widzą maski. Nie ma żadnych masek. Nigdzie. Kiedy kierujemy się harmonią serca, widzimy bezbłędnie serca innych, dostrzegamy w nich ból, lęk i wszystkie nieprzerobione lekcje. Moi znajomi mówią czasem, że przede mną nic się nie ukryje, że wystarczy mi spojrzeć na człowieka i wszystko o nim wiem. Prawda jest taka, że przed nikim nic się nie ukryje, bo każdy może to , co ja – umieć patrzeć sercem. Żadna to sztuka. Trzeba tylko chcieć, zamiast doszukiwać się u innych fałszu. Zgodnie z zasadą lustra, kto wszędzie widzi fałsz, ten sam coś skrzętnie ukrywa. Ja czuję wyraźnie, co to takiego i zobaczy to każdy, kto zechce. Jesteśmy Jednością Kochani Moi – w istocie maski i ukrywanie przed sobą czegokolwiek, to naprawdę wielkie złudzenie.
Pamiętajmy o tym, co ważne – wystarczy odrobina logiki, by wiedzieć, że tylko droga przez Dobro i Miłość jest właściwa. Nie służy temu zasilanie swoich słabości i wad. Im bardziej atakujemy i krytykujemy innych, tym mocniej szkodzimy samym sobie. Zgodnie z Prawem Przyciągania, na co zwracamy uwagę – to wzmacniamy. Nie jest ważne, czy wytykamy to palcem u innych czy u siebie – zawsze wpływamy na kształtowanie samego siebie. Człowiek, który wszędzie widzi fałsz, sam stanie się najbardziej fałszywy w okolicy. Ktoś, kto wyśmiewa głupców, wkrótce stanie się największym idiotą. Nie trzeba być specjalistą od duchowych ścieżek, by to wiedzieć. Wystarczy myśleć rozsądnie.
To moja harmonia, tak czuję swoje istnienie na poziomie serca. Nikogo nie zamierzam do swoich poglądów przekonywać, ani tym bardziej z nikim nie chcę polemizować. Kto w głębi swojego serca poczuje, że myśli tak samo, odnajdzie we mnie bratnią duszę. Kto chce myśleć inaczej, niech sobie myśli, ma do tego prawo. Nie jestem tu na Ziemi, by kogokolwiek pouczać i nawracać, ale by pokazywać swoją ponadczasową prawdę. Moja strona jest jak talerz kanapek – częstujcie się, jeśli chcecie, bo daję tu wszystko, co najlepsze. Jeśli komuś nie smakuje, niech idzie swoją drogą – z daleka omijając tęcze, serduszka i miłość.