Mam swoich naśladowców w sieci. To nic złego, to tylko oznacza, że jestem naprawdę świetna, jeśli ktoś zapożycza ode mnie większość tematów, pomysłów, form graficznych, a nawet tak prostych drobiazgów, jak sposób pozdrawiania. Wiedza, którą udostępniam jest dla wszystkich, zatem nie przeszkadza mi, że ktoś „ściąga” publikowane przeze mnie treści i podaje dalej na swojej stronie, lekko zmienione. I tak sprzedaję wodę na brzegu rzeki – przecież prosperita to sposób szczęśliwego życia w miłości i radości, to coś tak oczywistego, że nosimy to uśpione w każdej komórce swojego ciała. Nic tu nie jest moją własnością, poza prywatnymi zdjęciami.
Bardzo mnie w tym zjawisku ucieszyło, że moi naśladowcy także pilnie uczą się ode mnie. Na przykład: zamieniają niekorzystne słowo „obfitość” na dobrostan, dobrobyt i bogactwo – na co niedawno zwracałam uwagę w swoim artykule. Zmiana nazewnictwa nastąpiła oczywiście zaraz po tym, jak opublikowałam swój artykuł w sieci. A to znaczy, że osoby te pilnie czytają moją stronę i rozwijają się dzięki energii, która jest w każdym moim słowie. To ważne, ważniejsze niż szybkie zamieszczenie faviconki zaraz po tym, jak ten drobiazg graficzny pojawił się u mnie. Obrazek nie ma znaczenia, a właściwe nazewnictwo tak, ponieważ słowa mają moc. Cieszę się, że oprócz setek studentów i klientów, dla których jestem autorytetem, mam także ukrytych pilnych uczniów, którzy skrupulatnie czerpią ode mnie wiedzę w wielkiej tajemnicy. Jestem dumna tym bardziej, że to doradcy, prowadzący blogi o psychologicznej treści, a więc śmiało mogę powiedzieć: jestem nauczycielem dla nauczycieli i psychologiem dla psychologów. Jestem The Best !
Czasem tylko zastanawiam się, dlaczego ludzie nie działają w harmonii serca, lecz udają kogoś, kim nie są. Nie mam wątpliwości, że ktoś, kto podąża własną ścieżką nie musi powielać cudzych wzorców. W pewien sposób wszyscy się oczywiście uczymy – przede wszystkim przez własne doświadczenie, ale też przez książki, audycje, nagrania. Jednak to, co jest pieśnią naszej duszy, przychodzi z wnętrza. Kiedy piszę dla Was kolejny artykuł na swoją stronę, to dlatego, że on sam do mnie przychodzi. Spływają słowa i zdania, spływają argumenty. Krążą we mnie, kiedy zmywam naczynia i spaceruję. Uspokajają się dopiero wtedy, kiedy przeleję je na papier lub ekran komputera. W gruncie rzeczy są jednak tylko moje. Oczywiście – sama inspiracja może przyjść z zewnątrz – z wydarzenia, spotkania, przeczytanej książki. A nawet jak w tym wypadku: z przypadkowego trafienia na jeden z blogów. Potem jednak wszystko, co tworzę, jest już tylko moim przemyśleniem.
Często zadaję sobie pytanie, jaki jest sens podążania cudzymi ścieżkami? Harmonia serca to stan pełnego rozumienia własnej duszy i realizowania tego, co jest naprawdę ważne dla nas. Czujemy to w sobie. Nie musimy tego szukać na stronach innych ludzi. Odnajdujemy to w każdym swoim oddechu, wiedząc, że jesteśmy absolutnie unikalni i doskonali tacy, jacy jesteśmy. Idąc za głosem własnego serca, dostajemy w darze błogość szczęśliwego życia i poczucie spełnienia. Nic nam tego nie zastąpi i nie znajdziemy klucza do własnych drzwi w cudzej kieszeni.
Stale powtarzam, że każdy z nas powinien myśleć samodzielnie, a najlepszy drogowskaz znajdziemy we własnym wnętrzu. Kiedy słuchamy siebie, realizujemy plany własnej duszy. Aby przybliżyć ten temat, wprowadziłam nawet osobny rozdział dotyczący harmonii serca, bo uważam, że rozumienie tego pojęcia jest kluczowe dla naszego rozwoju. Tego właśnie dotyczy – autentyczności. Zaufania w to, że jest się doskonałym takim, jakim się jest i nie potrzeba dowartościowywać się kopiowanymi od innych określeniami i pomysłami. A może lepiej usiąść spokojnie i podążyć uwagą w sam środek własnego serca, by zapytać: co jest dla mnie najlepsze? Czym powinienem się zająć? W jakim obszarze będę twórcą, a nie odtwórcą?
Nie mam monopolu na całą wiedzę Wszechświata i czasem nie znam odpowiedzi na takie pytanie, jak sensowność naśladownictwa. Dostrzegałam tu tylko działanie przeciw sobie i samooszukiwanie. Taka dusza odchodzi z tego świata z długiem karmicznym, aby w kolejnym wcieleniu ponownie przymierzyć się do swojego prawdziwego celu. Kiedy jednak przemedytowałam swoje wątpliwości, pojawiła mi się informacja, że czasem celem życia jest właśnie naśladownictwo samo w sobie. Takie osoby spełniają tu na ziemi ważną misję – są kopiarką dla treści, które powinny dotrzeć do jak największej ilości osób. Dzięki temu, że podają dalej dobre myśli i pozytywne nauki, umożliwiają wzrastanie większej ilości osób. Czasem listonosz, który doręcza list jest równie ważny jak nadawca, który zawarł w liście całą swoją miłość.
Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni i współistniejemy w harmonii. Pozornie trudno dostrzec harmonię tam, gdzie obok twórcy wyrasta odtwórca. Jednak z duchowego punktu widzenia, oboje współpracują ze sobą, a ich role są równie ważne. Najciekawsza książka bez wydawcy i księgarni straci swoja wartość, bo nikt nie będzie wiedział o jej istnieniu. Podobnie z wartościową wiedzą – powinna być rozpowszechniana na wszelkie możliwe sposoby. Jest mi niezmiernie miło, że to moje słowa, pomysły i określenia są naśladowane.
To ważna lekcja, bo w dualnym i materialnym świecie bardzo mocno przywiązujemy się do podziału: to jest moje, a to twoje. Prawa autorskie spędzają ludziom sen z powiek. Tymczasem wszystko to, co robimy dla dobra innych, jest wspólne. Nigdy nie miałam problemu z poczuciem własności. Zdarzało mi się trafić w sieci na swoje teksty podpisane cudzym nazwiskiem lub wcale nie podpisane. Traktowałam je jako mój dar dla świata i cieszyłam się, że komuś się aż tak spodobały, że chciał je opublikować. Nie przeszkadza mi to, błogosławię każdego, kto z ciekawością przeczyta to, co mam do przekazania.