Hejt jest wszechobecny. Atakuje także wspaniałych duchowych nauczycieli, których słucham z prawdziwym zachwytem. Ale nie dziwi mnie to, bo hejt to mrok, więc zgodnie ze swoim zadaniem tu na Ziemi uderza w Światło. Im jaśniejsze Światło, tym bardziej kłuje ciemność w oczy. Odwieczna walka dobra ze złem, po stronie mroku reprezentowana przez zawiść, zazdrość, poczucie braku, żal do wszechświata, ostatecznie zostaje uformowana w pełen frustracji jadowity komentarz pod zdjęciem czy tekstem kogoś, kto lśni.
W ostatnich dniach kilka sympatycznych osób zauważyło u siebie taki atak i pomyślałam wówczas, że warto przyjrzeć się energetyce tego zjawiska, które w obecnych wibracjach bardzo się nasila. Można od razu dostrzec kilka ciekawych faktów. Pierwszy to oczywista przyczyna ataku. To zawsze problem atakującego. Jeśli to sobie uświadomimy, być może zdecydujemy się zignorować zaczepkę, rozumiejąc w pełni, że taka osoba i tak nie ustąpi. Od pewnego czasu nie reaguję na złośliwości, bo wiem, że to po prostu nie mój problem. Ktoś wylewa z siebie jad, ponieważ z czymś sobie nie radzi. To jego sprawa. Mnie to nie dotyczy, więc nie reaguję. Uważam, że to najbardziej rozsądne podejście.
Nie wszystko z nami rezonuje – to oczywiste. Jednak, kiedy trafiam na coś, co mi się nie podoba lub z czym się nie zgadzam, to omijam to i idę dalej. Nie zaczepiam, nie opluwam, nie poniżam. Nie wygłaszam przemądrzałych tyrad ośmieszających drugą osobę. Na tym polega dojrzałość. Na tym też polega tolerancja – na dawaniu innym ludziom prawa do własnych poglądów. Tolerancja to nie tylko piękne słówka, to przede wszystkim reagowanie zgodne z wolną wolą i suwerennym prawem do własnych decyzji. Każdego. Jeśli ktoś w swoim domu krytykuje to, co jest dla mnie święte, to ja do tego domu nie wchodzę. Ale nie staję też pod oknem i nie wyzywam człowieka od idiotów. Szanuję jego prawo do tego, co akurat chce mówić czy robić, chociaż wcale mi się to nie musi podobać. Idę swoją drogą i odwiedzam z miłością tych, z którymi mam wspólne zdanie. Proste, prawda?
Jesteśmy różni. Tolerancja to szacunek dla różnorodności. Każdy hejter jest księciem nietolerancji. Ale przede wszystkim jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. To frustracja zmusza człowieka do plucia jadem. Kiedy jesteśmy szczęśliwi, nie szukamy zaczepki. Omijamy z daleka wszystkich pieniaczy. Szukamy w życiu radości, przyjemności, zachwytu. Chcemy dzielić się z innymi tym, co piękne. Tylko niskie poczucie wartości powoduje, że człowiek poniża drugiego z zawiści i żalu. Cierpi, że mamy coś lub doświadczamy czegoś, do czego on nie ma dostępu.
To potężny kompleks bezwartościowości powoduje, że ktoś miota się tylko dlatego, że mamy inne przekonania niż on. Pamiętajcie o tym. Największym błędem jest moim zdaniem tłumaczenie komuś o niskiej samoocenie, w którym miejscu się myli. To jak wypowiedzenie wojny. Człowiek, który nie kocha siebie, nie zniesie zwracania mu uwagi. Nie zniesie. Znienawidzi każdego, kto nawet w najbardziej życzliwy sposób próbuje mu pokazać, że można widzieć temat inaczej. Najczęściej ze sztywnym uśmiechem będzie udawał, że rozumie prawo do odmiennych poglądów, ale jak tylko zamkną się drzwi za nami, wezwie całe piekło na pomoc, by nas zniszczyć. Wróg do końca życia. Naprawdę lepiej ugryźć się w język.
Druga rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, to nasza wewnętrzna reakcja. Hejter pokazuje nasze lekcje, najczęściej związane z podniesieniem poczucia wartości. Wiadomo – zasada lustra. Zatem tego typu doświadczenie zwykle zachęca nas do pracy nad sobą. Nie pokazuje się przecież bez powodu. Jednak na tym powinna skończyć się nasza reakcja na hejt. Uważam, że jego autorem zajmować się w żaden sposób nie warto. Żyje w swoim rozgoryczonym świecie, do którego nie mamy dostępu. Ale przede wszystkim jest w takim miejscu, które wybrała jego dusza. Zignorowanie człowieka i nie wchodzenie z nim w spór jest wyrazem naszego szacunku dla samych siebie, ale również szacunku dla tej drugiej duszy i jej wyborów.
Niektórzy mówią: „pomodlę się za niego, zrobię mu taki lub inny proces wybaczania”. To pułapka. Bo uczciwie mówiąc – jakie mamy prawo modlić się za hejtera? Człowiek, który mnie złośliwie atakuje, świadomie wybiera swoje działanie. Modlitwa, by „zrozumiał i się nawrócił” jest pokrętną próbą wmanipulowania Sił Wyższych w nasze oczekiwania. Modlimy się za tę osobę, by postawić na swoim, by było zgodnie z naszym pojmowaniem sytuacji. By tamten człowiek był takim, jak my chcemy go widzieć. Nie ma w tym akceptacji.
Niektórzy głośno mówią, że współczują takiej osobie. Zapewne – jak pisałam wcześniej – głębokie cierpienie leży u podstaw złośliwości i z tego punktu pojmowania rzeczywiście może nam być żal takiej osoby. To zrozumiałe. Jednak uważam, że współczucie czy modlitwa za kogoś, kto ma inne zdanie, jest podważeniem mądrości tamtej duszy. Ta osoba nie potrzebuje naszych modlitw i nawet ich nie chce. Nie jest właściwe działania z takiego poziomu, jak byśmy byli jedynymi prawymi na Ziemi, którzy muszą uzdrawiać resztę błądzących w ciemności ludzi. Zostawmy hejtera w jego świecie. To najwyższy poziom tolerancji i szacunku, jaki możemy okazać drugiej osobie.
Jeśli koniecznie chcemy się modlić, pomódlmy się za siebie lub za sytuację. Można na całą sprawę zrobić Reiki na poziomie drugiego stopnia albo oczyścić wszystko w Fioletowym Płomieniu. Pracujemy nad sytuacją, uzdrawiamy swoje lekcje, oczyszczamy siebie, uwalniamy swoje emocje. Człowieka ignorujemy. Bo człowiek, który przyniósł nam złe słowa, jest jak dostawca zepsutego towaru. Nie zajmujemy się dostawcą. Reklamacje można składać u producenta, a to jest zwykle nasza dusza lub któryś z naszych Duchowych Opiekunów albo nawet sam Stwórca. Tam można zapytać, jak naprawić to, co zepsute. Dostawca takiej wiedzy nie posiada.