Stale przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Prawdę mówiąc wena rzadko mnie opuszcza, więc ciągle piszę coś nowego, obejmując nowe tematy i zagadnienia. Staram się pokazywać problem z każdej strony, dając Czytelnikowi przestrzeń do samodzielnych przemyśleń. I właśnie dzisiaj ponownie uświadomiłam sobie, że nic nie jest jednoznaczne i nikt nie ma monopolu na słuszność. Nie ma nawet jednej prawdy, ponieważ w obszarze psychologii wszystko jest względne. Każdy z nas może odczuwać inne emocje w związku z tą samą sytuacją, a przecież one nie są złudzeniem.
Kiedy poruszamy się w obrębie ludzkich odczuć i przekonań, wszystko jest prawdą. Nawet wtedy, kiedy każdy ma inne zdanie. Ot, choćby popularny temat zdrady małżeńskiej. Stereotyp głosi jednoznacznie: wiarołomca zły i precz z nim. Nawet beletrystyka powiela nudne schematy, nie dając ludziom innego wyboru. I tutaj wychodzę poza stereotypy i piszę obyczajowe powieści o tym, czego ludzie nie widzą. O odmiennych od standardu decyzjach, które prowadzą do szczęścia i spełnienia. O odwadze wybrania tego, co społecznie określone jako głupie i naiwne. O indywidualności i działaniu zgodnie z sercem, a nie zgodnie ze społecznym nakazem.
Albowiem w istocie nic nie jest złe ani dobre. Czy ktoś, kto oszukuje partnerkę i chociaż uczucia dawno w nim wygasły tkwi przy niej dla świętego spokoju jest lepszy od kogoś, kto odchodzi, bo gdzie indziej znalazł miłość? A jeśli ktoś w tajemnicy zdradza, to może wcale nie z lęku? Może nie jest tchórzem i kłamcą jak chcą wszyscy dookoła? Może nie umie zranić i szuka sposobu, by samemu być szczęśliwym, ale nie zadawać niepotrzebnego bólu. Nie każdy bowiem wychodzi z założenia, że najgorsza prawda jest lepsza od słodkiego kłamstwa. Niektórzy wiele by oddali, by nigdy nie poznać prawdy.
Nie wierzę w stereotypy. Uważam, że wymyślili je moraliści, aby mieć kontrolę nad innymi i móc osądzać człowieka. A to jak wiemy jest iluzorycznym lekarstwem na kompleksy. („Może i jestem wredny i głupi, ale nie zdradzam żony, jestem więc dużo wyżej na piedestale, niż ci wszyscy inteligentni pięknisie”). Nie należy dzielić ludzi na złych i dobrych. W swojej psychologicznej praktyce spotykam argumenty o jakich nie śniło się filozofom. Ludzie wierzą w to, co czują i szukają najlepszych dla siebie rozwiązań. Mają do tego prawo. A społeczeństwo ocenia według własnych kryteriów.
Moja praktyka pokazuje, że małżeństwa, które umiały przejść zwycięsko przez zdradę, tworzą potem najpiękniejsze związki. Tak jakby doświadczenie tego koszmaru pozwoliło ludziom zrozumieć, ile troski i miłości wymaga intymna relacja i że nic nie przychodzi samo z siebie, wszystko wymaga starań. To też potrzeba zmiany wewnętrznych wzorców i rozwinięcie prosperującej świadomości. A to procentuje szczęściem, do którego nie będą mieć dostępu ci, którzy nie przeszli przez ogień. To tak działa, chociaż oczywiście każdy związek jest inny i inaczej działa w nim swoista dynamika. Trudno mierzyć wszystkich jedna miarką.
Znam co najmniej kilka takich przypadków, które zachwycają mnie dojrzałością i pięknie realizowaną mocą mądrości, dzięki temu, że partnerzy wspólnie przeszli przez piekło. Miłość u tych ludzi jest zabarwiona jakościami, których trudno szukać u innych pozornie zgodnych par. Zatem ktoś, kto dopuścił się zdrady, nie jest wcale złym człowiekiem i potrafi pięknie kochać. Obserwuję też, że ci, którzy najgłośniej krzyczeli: „rozwiedź się, to drań, drań!” już dawno rozbili w pył swoje własne związki i bezskutecznie szukają miłości. Ktoś, kto nie umie wybaczać i dać kolejnej szansy, nigdy nie będzie szczęśliwy, bo nigdy sam takiej szansy nie dostanie. Świat to lustro – nie odbije tego, co nie istnieje.
Inny przykład stereotypu: ucz się, ucz, to potęgi klucz. Być może kiedyś to działało, dzisiaj wykształcenie nie daje ani szacunku ani nawet ekonomicznego zabezpieczenia. Poza wyjątkami – takimi jak np. lekarze czy informatycy – ludzie, którzy ukończyli studia wcale nie mają łatwego życia. Obserwuję też osoby, które nie mają nawet matury, a świetnie sobie radzą – prowadzą dochodowy biznes, kochają, zakładają rodziny i są po prostu szczęśliwe. Nic nowego pod słońcem. Od lat powtarzam, że to poczucie wartości i wiara w siebie oraz pasja prowadzą nas do spełnienia i sukcesu. A w społeczeństwie schemat wykształcenia niech sobie tkwi.
Nie mam nic przeciwko nauce i nie próbuję jej zdyskredytować. Uważam tylko, że jesteśmy bardzo różni i mamy rozmaite talenty. Jeśli ktoś ma pasję ogrodniczą, to oczywiście może ukończyć odpowiednie szkoły i kursy, ale i tak najwięcej skorzysta dzięki praktyce uprawiania roślin. Jeśli ktoś z zamiłowaniem aranżuje i wykańcza łazienki, to niekoniecznie musi mieć studia inżynierskie. Warto docenić swój profesjonalizm nawet wtedy, kiedy nie mamy ścian zawieszonych dyplomami.
Do tego zresztą zmierzam w tym artykule – do wiary w siebie. Do tego, by nie popadać w stereotypy, by im nie wierzyć i więcej: by im nie zawierzać swojej wartości. Często popełnianym błędem jest poddawanie się cudzym poglądom, tym powszechnie znanym. Powtarzane przy piwie nagle stają się wyznacznikiem naszego życia. Aby poczuć się spełnionym, próbujemy dosięgnąć jakiegoś dziwnego celu, który nijak ma się do nas i naszych zdolności. Każdy z nas jest indywidualnością, warto o tym pamiętać.
Jest takie żartobliwe powiedzonko, że prawdziwy mężczyzna powinien spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo. Niektórzy nawet w to wierzą. Tymczasem biologia już dawno udowodniła, że silni i bardzo męscy mężczyźni płodzą córki. To kwestia oczywiście plemników. Te z żeńskim chromosomem są silne i wytrwałe, u zdrowych i męskich mężczyzn jest ich więcej. Uświadomił mnie w tym pewien mądry profesor, ginekolog, ojciec dwóch pięknych córek. Z radością kupiłam to przekonanie i jest mi z nim dobrze. To tylko program. A ten mi akurat odpowiada. Warto wybierać takie przekonania, które nam służą.
A co by było, gdybym ogłosiła, że każda prawdziwa kobieta powinna doświadczyć wielokrotnego orgazmu, co najmniej raz się rozwieść i namalować obraz? Absurdalne, prawda? A przecież gdybym to odpowiednio często powtarzała i publikowała stale w sieci, to ktoś by się zatrzymał i zapytał siebie: „a może to prawda? A czemu ja nie spróbuję?”. O ile wielokrotny orgazm jest cudnym doznaniem, wartym spróbowania, o tyle rozwód już nie. Ale tak powstają stereotypy. Dzisiaj dzięki globalizacji nawet szybciej niż kiedyś. A my łykamy je jak bocian żaby. Nie warto.
Warto natomiast każdego dnia zadać sobie takie pytania: co mnie uszczęśliwia? Co mogę fajnego zrobić dzisiaj dla siebie? A co dobrego mogę dać innym? Jak sprawić, żeby to był cudny dzień? Co wybrałaby dzisiaj miłość? Za co jestem wdzięczna? Co kocham? Co podziwiam w sobie? Za co kocham swojego męża? Co mnie zachwyca? Odpowiedzi na te pytania budują prosperującą świadomość i sprawiają, że nasze życie staje się wyjątkowe.