Nasza seksualność to nie tylko cudowne doświadczanie bliskości, ale – jak pokazuje życie – także ogromne pole wszelkich nadużyć i manipulacji. Być może dlatego, że dopóki jesteśmy młodzi i zdrowi, kochamy seks, czerpiąc z niego mnóstwo rozkoszy. Wiedzą o tym Ci, którzy chcą wykorzystać nasze pragnienia. Pozornie dla swojej korzyści. Czasem owa manipulacja obraca się przeciwko nim – tak działa harmonia Wszechświata. Ale nie zmienia to faktu, że warto umieć dostrzec manipulacje i umknąć przed nimi w podskokach.
W tym miejscu przypominają mi się legendy o wypijającym ludzką energię sukkubie – seksownej demonicznej kobiecie, która wabi mężczyzn swoim roznegliżowanym ciałem, aby pożywić się ich siłą życiową. Mówi ona zmysłowym szeptem do swojej ofiary: „znam twoje pragnienia, wiem, czego pożądasz najbardziej”… Jak w każdej legendzie, tak i tutaj znajdziemy ziarno prawdy. Ów magiczny sukkub to bardzo często zakompleksiona kobieta, która żeruje na mężczyźnie. To wbrew pozorom bardzo często spotykany model działania.
Oczywiście mężczyźni też manipulują kobietami seksualnie, ale ze względu na jakość naszej kulturowej tradycji, robią to o wiele rzadziej. Zachodem rządzi ciągle patriarchalne podejście do spraw seksu – w tym obszarze mężczyźnie wolno więcej i bardziej otwarcie, dlatego też nie ma w nich potrzeby, by cokolwiek wymuszać. Ponadto kobieca biologia bywa tu cichym wspólnikiem pokrętnych zachowań, bo wiele kobiet potrafi długo obejść się bez seksu. Przynajmniej tak im się wydaje.
Najczęściej spotykany model to gra w stałym związku – gra polegająca na: „jeśli zrobisz…, to dostaniesz”. Standardem jest, że warunki stawia kobieta. Dla mężczyzny seks bywa na tyle ważny, że jest w stanie wiele poświęcić, by dostać to, czego pragnie. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że to mężczyzna powie: „jeśli zrobisz to i to, to wieczorem się pokochamy”. Być może się mylę, ale odpowiedzią byłoby ironiczne parsknięcie i wzruszenie ramion.
Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że wygrywa tu kobieta. Manipulacja i szantaż to ślepa uliczka. Kiedy on wykona to „coś”, a ona w nagrodę udostępni mu swoje ciało, to zbliżenie będzie miało smak popiołu… Zero romantyzmu, zero, ciepła, zero zaufania. On będzie się zastanawiał, czy warto być wykorzystywanym i gdzie jest granica, której nie zechce przekroczyć. Ona – jeśli posiada sumienie – będzie miała poczucie winy, które zepsuje miłosne spotkanie we dwoje. Jeśli sumienia nie ma, to i tak będzie czuła niezadowolenie, ponieważ akt seksualny nie wyniknął z naturalnej potrzeby – jest jedynie zapłatą za wykonaną przez męża usługę. Nie widzę tu miejsca na bodaj ślad uczucia. Fakt odkrycia przez kobietę, że posiada ona coś, na czym zależy jej partnerowi, mógłby prowadzić do bliskości, intymności i większego zaangażowania. Jeśli jednak ktoś decyduje się szantażować drugą osobę, wówczas – moim zdaniem – nie ma tu mowy o miłości.
Jest jeszcze inny rodzaj manipulacji. Dotyka on osób, które nie są ze sobą na stałe. Czasem kobietom wydaje się, że jedyne, co mają do zaoferowania, to ciało. Poznają kogoś, i natychmiast idą z nim do łóżka, aby udowodnić, jakie są seksowne i kobiece. Chcą zapunktować w czyichś oczach i skłonić w ten sposób do stałego związku. O tak – nie piszę tu o singielkach, które świadomie wybierają przypadkowy seks, lecz o tych, które poszukują partnera na stałe. Znam historię pewnej pani, która zabierała poznanego na dyskotece mężczyznę na noc do wynajmowanego przez siebie mieszkania tylko po to, by rano po upojnej nocy zapytać go: „ożenisz się ze mną?” Zamiast pracować nad bliskością i budować więzi, najłatwiej przecież zdjąć majtki.
To kolejna ślepa uliczka. Mężczyźni nie ufają kobietom, które oddają im się na pierwszej randce. Nie na tyle, by tworzyć z nimi rodzinę. Można stworzyć w ten sposób sympatyczny układ bez zobowiązań, jeśli dopasujemy się seksualnie i jeśli ktoś lubi takie relacje. Jednak miłość i bliskość wymaga nieco czasu i tego, co najprościej nazywamy wzajemnym poznaniem siebie. Wspomniana przez mnie wyżej pani, szukająca męża na dyskotekach, ma dzisiaj czworo dzieci, każde z innym panem. Nigdy nie wyszła za mąż. Jest samotna i przeszła właśnie poważną operację ginekologiczną. Kłania się tutaj psychosomatyka – od razu zobaczymy, gdzie jest największy psychologiczny problem. Nikomu nie życzę takiego losu i takiego błędnego podejścia do tematu.
Istnieje także inny rodzaj manipulacji. Jest to seks uprawiany z premedytacją, wyłącznie w tym celu, aby zajść w ciążę – w tajemnicy przed partnerem oczywiście i wbrew jego woli. Wszystko po to, by zmusić go ową ciążą do ślubu. Jak dalekie jest to od miłości, intymności, bliskości, tłumaczyć nie muszę. Wydaje mi się, że tego typu oszustwo dyskwalifikuje kobietę, jako kobietę i człowieka zarazem. Gdybym była mężczyzną, wyżej ceniłabym partnerkę, która ukradłaby mi z portfela 1000 zł, niż taką, która „wrabia” mnie w niechciane dziecko, niszcząc życie moje i zapewne tego dziecka.
A idąc tym tokiem myślenia – przysięgam: nie chciałabym urodzić się jako efekt manipulacji niedojrzałej mamusi. Każdy z nas ma prawo, by przyjść na świat jako upragniony owoc prawdziwej miłości. Niechby nawet nieplanowany – ale słodki efekt bliskości. Wpadka między dwojgiem ludzi, którzy naprawdę się kochają, nigdy nie będzie tragedią, a maleństwo będzie uwielbiane. Natomiast oszustwo typu: „zajdę w ciążę, może mnie zechce” – jest atakiem przede wszystkim na dziecko, bo to ono będzie całe swoje życie dźwigać ten ból. Mężczyzna może po prostu powiedzieć: „mówiłem wyraźnie, że nie chcę i ojcem nie będę”, co sprowadzi ojcostwo wyłącznie do obowiązkowo zasądzonych alimentów. I wtedy wszyscy są przegrani: odrzucona kobieta, oszukany mężczyzna, który przez dwadzieścia najbliższych lat płaci haracz za wątpliwej jakości seks i wreszcie najbardziej skrzywdzone – nikomu niepotrzebne dziecko.
Obrażą się na mnie zapewne wszystkie panie, ale staję tutaj po stronie mężczyzny. Nie można zmuszać się do kochania dziecka, choć dziecko niczemu winne nie jest. Manipulantka na to właśnie liczy: „może i nie chce, ale jak już urodzę, to będzie musiał się zająć i mną i synkiem, przecież musi, inaczej nie wypada”. Otóż – nic nie musi. Im mocniej mężczyźni odetną się od takich kobiet, tym szybciej inne przestaną naśladować tego typu toksyczne zachowania. To tylko moje zdanie. Być może ktoś woli poświęcić siebie dla dobra dziecka, ma prawo. Niech tylko pamięta, że poświęca też setki innych mężczyzn i dzieci, ponieważ to popyt kształtuje podaż. Dopóki manipulacje odnoszą efekt – będą stosowane. Nie oduczymy ludzi podłości, mówiąc im, że postępują niewłaściwie – i tak nam nie uwierzą, żyjąc w swoim chorym świecie złudzeń. Jedynym znanym mi sposobem na manipulację jest nie uleganie jej, bez względu na koszty.
Związek to MY, a nie „ja i ty”. Oznacza to respektowania prawa do wolności partnera. Decyzje tak ważne, jak posiadanie dziecka należy podejmować wspólnie. Jeśli mój partner dziecka nie chce i mówi o tym wyraźnie, to nie mam prawa zmuszać go do tego. Jeśli macierzyństwo jest dla mnie bardzo ważne, to zawsze mogę zmienić partnera na takiego, który z radością powita na świecie gromadkę potomstwa. Tylko taką decyzję wolno mi podjąć. Wszelkie kombinacje, aby postawić na swoim, świadczą nie tylko o niedojrzałości kobiety, ale przede wszystkim o jej okrucieństwie. Okrucieństwie wobec własnego dziecka, które powołuje na świat wiedząc, że dawca nasienia dziecka nie chce. To jak tłuc swoje dziecko młotkiem po głowie i oczekiwać, że będzie się z tego cieszyło. Uczuć macierzyńskich także tutaj nie dostrzegam.
Bywały takie czasy, gdy to mężczyzna traktował kobietę, jako narzędzie do przedłużenia rodu. Żenił się głównie po to, aby żona dała mu potomka, najlepiej męskiego. Często mówimy o tym ze zgorszeniem i pogardą, wskazując postacie takie, jak choćby Henryk VIII Tudor, który nie wahał się zgładzić bezpłodnej partnerki. To nie jedyna historyczna sytuacja, w której zauważamy szowinizm i potępiamy traktowanie kobiety wyłącznie jak rzeczy potrzebnej do osiągnięcia celu. Czy opisane przez mnie wyżej zachowanie jest w czymś lepsze bodaj o jeden gest?
Podsumowując, warto by podkreślić, że wykorzystywanie seksu do osiągnięcia swojego materialnego celu jest przedmiotowym traktowaniem partnera. Nie ma nic wspólnego z uczuciem. Nie zbudujemy bliskości na cierpieniu drugiego człowieka. A przyjdzie czas, że dojrzejemy i zrozumiemy, co jest najważniejsze. Będziemy wtedy szukać miłości, zaufania, intymności, bezpieczeństwa – tych wszystkich wartości, których odmówiliśmy komuś, dla kogo byliśmy ważni. Pilnujmy swojej szansy na bycie szczęśliwymi, umiejąc odróżnić ciepło, serdeczności i miłość od kupczenia własnym ciałem. Miłość jest często na wyciagnięcie ręki, tylko nie umiemy jej zauważyć i potraktować z szacunkiem tak, aby przyniosła nam szczęście.