Niemal każdy z nas chce być piękny, sławny i bogaty. Rzucamy się na oślep w wyścig szczurów, by mieć więcej, by być bardziej popularnym, by okazać się lepszym od innych… i ze zdziwieniem budzimy się któregoś dnia w rozpaczy. Oto mamy mnóstwo pieniędzy, stanowisko, sławę… Ludzie nam wszystkiego zazdroszczą, a my jesteśmy samotni i nieszczęśliwi. Chociaż całe tłumy zabiegają o spotkanie właśnie z nami, czujemy się bardziej opuszczeni niż wtedy, kiedy w młodości z ostatnim groszem w portfelu jechaliśmy z przyjaciółmi, równie obdartymi jak my, autostopem po przygodę, śpiąc pod drzewem i zjadając byle co.
Rzadko bowiem zdajemy sobie sprawę, że te zewnętrzne rzeczy, których tak bardzo pragniemy, wcale nie dają nam spełnienia. Poczucie szczęścia nosimy w sobie, w głębi swojego serca. Nie potrzebujemy niczego – ani pieniędzy, ani ludzi, ani przedmiotów, ani nawet dobrego zdrowia – by je poczuć całym sobą. Szczęście wyrasta ze zrozumienia, że tylko bezwarunkowa miłość i radość mogą dać nam wszystko, co najpiękniejsze. Dlatego właśnie to małe dzieci, bawiące się w piaskownicy i umazane po uszy błotem potrafią być szczęśliwe, ponieważ ich życiem rządzi wesołość, przyjaźń i rozluźnienie.
Dorośli szukają szczęścia w zawodowych osiągnięciach. Pracują wiele godzin ponad siły, aby zdobyć awans i zarabiać więcej niż dotąd. To wszystko wymaga wysiłku. Starają się wytrwale robić więcej i więcej, wierząc, że za kolejnym zakrętem wyjdą na prostą. A potem, kiedy wreszcie mają chwilę urlopu, są tak ogromnie zmęczeni, że nie mają siły, aby cieszyć się tym, co za pieniądze mogą dostać. Zabierają swoją rodzinę na urlop w egzotyczne kraje i przesypiają ten czas, nie dostrzegając jak bardzo odsunęli się od bliskich, zaniedbali partnera lub partnerkę… Dołóżmy do tego choroby wynikające ze stresu i pracy w ciągłym napięciu. Życie rozsypuje się między palcami. Takich przykładów znajdziemy setki dookoła.
Pułapki odnajduję tutaj co najmniej dwie. Pierwsza to szukanie szczęścia na zewnątrz, przy czym cena, jaką płacimy jest doprawdy nie warta marnego zysku. Cóż nam po bogactwie, jeśli brakuje nam czasu, by te pieniądze wykorzystać? Cóż nam po luksusie, jeśli jesteśmy zbyt zmęczeni być zauważyć różnicę pomiędzy twardą pryczą a jedwabną pościelą? Cóż nam po awansie, jeśli nie czujemy się kochani i nie ma przy nas tej jedynej istoty, która akceptuje nas bezwarunkowo? A wreszcie: cóż nam po pozornym szczęściu, wynikającym z posiadania, jeśli nie ma przy nas kochających przyjaciół, z którymi możemy się nim dzielić?
Rozwiązaniem jest zrozumienie, że czasem lepiej mieć mniej, ale za to dysponować czasem na przytulenie żony, grę w piłkę z dziećmi, beztroskie wycieczki z dobrymi przyjaciółmi, dla których jesteśmy ważni my – a nie możliwość sponsorowania ich projektu… Trzeba mieć ten czas, by móc cieszyć się pięknem świata, błogo poleżeć latem na pachnącej trawie, poprzytulać się do drzew, pobawić z psem, wygłaskać kota, pospacerować po górach, popływać w morzu. Robić te wszystkie rzeczy, które budzą w nas zachwyt i rozkosz. Nie jesteśmy na Ziemi tylko po to, by pracować i pracować. Należy umieć stworzyć równowagę pomiędzy niezbędnym wysiłkiem, a zabawą, pomiędzy trudem, a odpoczynkiem, pomiędzy sprawami poważnymi, a radością.
Druga pułapka to złudzenie, że status społeczny lub zawartość portfela uleczy wewnętrzny ból, wynikający z braku miłości do samego siebie. To niestety nie zadziała. Jeśli nie zrozumiemy istoty naszego życia na Ziemi i nie nauczymy się kochać samych siebie, to nie pomogą żadne pieniądze i wielka sława. To najczęściej popełniany przez ludzi błąd. Kiedy kompleksy bardzo bolą, uciekamy w nabywanie gadżetów lub tytułów, które mają za zadanie sprawić, że poczujemy się lepsi.
Oto przykład: dziewczyna, która urodziła się jako efekt jednorazowej przygody lekkomyślnej mamy i nigdy nie poznała swojego ojca, będzie czuła się odrzucona, niekochana i beznadziejna. Aby to zmienić, zacznie uprawiać jakiś sport, licząc na to, że kolejne dyplomy i puchary uleczą jej wewnętrzny ból. Sprawią, że poczuje się wartościowa. Ale tak się nie stanie. To błąd. Setki medali olimpijskich nie zastąpią miłości ojca. Jedyne, co uzdrowi sytuację – to bezwarunkowa miłość i akceptacja dla samej siebie. To zrozumienie, że w nas są wszystkie uczucia, jakich potrzebujemy. Wystarczy zmienić myślenie i pokochać siebie taką, jaką się jest. Każdy zasługuje na miłość, każdy jest doskonały. Kiedy nasza przykładowa sportsmenka to odkryje i urzeczywistni, poczuje się szczęśliwa, niezależnie od osiągnięć zdobywanych na stadionie.
Oczywiście samo uprawianie sportu nie jest niczym złym, podobnie jak intensywna praca. Jednak najważniejsza jest intencja. Jeśli pływamy wyczynowo, bo kochamy wodę, to jest to najpiękniejsza przyczyna, jaką można sobie wyobrazić. Jeśli pracujemy wiele godzin, bo uwielbiamy to, co robimy, to tak należy postępować. Jeśli zajmujemy się przez wiele godzin tym, co powoduje, że wyrastają nam u ramion skrzydła, to właśnie po to jesteśmy tutaj na Ziemi. Cokolwiek robimy z miłością lub z miłości – prowadzi nas do spełnienia. Samo w sobie jest spełnieniem. I piszę to z własnego doświadczenia, ponieważ mam w życiu ten przywilej, że robię to, co kocham. Moja praca sprawia mi prawdziwą rozkosz, więc wykonuję ją dla własnej przyjemności. To daje poczucie szczęścia – uwierzcie.
Nie warto oszukiwać samego siebie i mówić: „biegam, bo lubię”, jeśli w istocie chcemy tylko coś komuś udowodnić. Nie warto kłamać: „kocham swoją pracę”, jeśli przeliczamy ją tylko na pieniądze, za które chcemy kupić samochód lepszy i ładniejszy niż ostatnio nabył sąsiad. Zacznijmy od uwierzenia w to, że nie jesteśmy gorsi od sąsiada tylko dlatego, że on jeździ lepszym autkiem. Zaakceptujmy siebie z mniej zasobnym portfelem, skromnymi wczasami w Ustce, małym mieszkaniem, niewielką pensją. To tylko drobiazgi, które można zmienić. Jednak warunkiem takiej zmiany jest pokochanie siebie, odnalezienie w sobie wspaniałej istoty, która zasługuje na szczęście.