Jednym z najważniejszych tematów na drodze ludzkiego rozwoju jest akceptacja siebie. Zastanówmy się i szczerze odpowiedzmy, czy kochamy siebie takimi, jakimi jesteśmy? Czy podoba nam się nasze ciało, wygląd, uśmiech, reakcje, czy też wstydzimy się i denerwujemy, kiedy ktoś dłużej patrzy na nas? Nikt z nas zapewne nie jest idealny… a zresztą: jak wygląda ideał? Jak mówi ideał? Jak śmieje się ideał? Jak reaguje? Czy zdajemy sobie sprawę, że każdy z nas ma wewnątrz własną różną od innych wizję ideału? Czy zatem jest jakiś wzorzec, do którego za wszelką cenę musimy się dopasować, czy też wolno nam być sobą dokładnie takim, jakim jesteśmy? Czy jest gdzieś ściśle określone, że mamy mieć takie i takie wymiary, mówić takim tembrem głosu, w taki konkretny sposób dobierać słowa, tak się poruszać?
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że obserwujemy zachód słońca w ciepły dzień nad morzem. Przyjrzyjmy się, jak złote promienie malują chmury w różne barwy. Zobaczmy, jak obłoki układają się w najdziwniejsze kształty. Czy kiedykolwiek, podobnie jak Dyzio Marzyciel, wyobrażaliśmy sobie, co przedstawiają? Ta chmura to głowa i pysk konia, tamta to zamek, jeszcze inna to lew w biegu… Przesuwający się przed nami kalejdoskop obłoków porusza fantazję i możemy tak godzinami obserwować coraz to inne postacie, wyłaniające się z kłębów chmur. Świetliste promienie zachodu także tworzą falbanki, miraże, aureole… Wracajmy jednak do tematu – mówimy o ideale. Zatem jakie są idealne chmury i idealne promienie? Jeśli jasno określimy, co podoba nam się najbardziej, zdecydujmy, że tak już będzie zawsze i że takie właśnie formy przybiorą chmury – raz jeden i na zawsze. Powiedzmy szczerze, po ilu godzinach poczujemy się rozczarowani i znudzeni brakiem zmian i ruchu na niebie?
Kobieta może wyobrazić sobie uroczyste przyjęcie, na którym wszystkie panie prezentują identyczne sukienki i jednakowe fryzury. Jednakowymi wystudiowanymi ruchami sięgają po kieliszki szampana, błyskając w świetle lamp identycznymi tipsami na końcach palców, ozdobionych takimi samymi złotymi pierścionkami. „Toż to freudowski koszmar!” – krzyknie niejedna z nas. Sięgając dalej, przypomnijmy sobie film pt. „Dzień Świstaka”, którego bohater utknął w pętli czasowej i każdego dnia budził się w tej samej dacie i przeżywał po kolei te same doświadczenia, spotykał tych samych ludzi. Podstawowym sensem bycia stało się dla niego maksymalne urozmaicenie i odwracanie wydarzeń. Ta głęboko mądra komedia pokazuje w istocie, jak większość z nas tkwi w bylejakości codziennych takich samych wydarzeń, podporządkowując się ustalonemu dawno rytmowi: budzik, prysznic, śniadanie, droga do pracy, praca, powrót do domu, obiad… Doskonale opanowane czynności, które można wykonywać z zamkniętymi oczami. Wielką sprawą staje się impreza imieninowa u koleżanki, która raz na miesiąc zmienia utarty rytuał codzienności. Jak niewielu z nas ma odwagę wyrwać się z takiego schematu i zmienić… choćby drogę do pracy…
A teraz zastanówmy się, czy piękno świata nie polega przede wszystkim na jego różnorodności? Czy największym urokiem ludzkości nie jest przypadkiem fakt, że każdy z nas jest inny, że różnie się ubieramy, zachowujemy, śmiejemy, mamy różne zainteresowania? A kiedy poznajemy nowego kumpla, nową koleżankę, nowego współpracownika, to czy nie jest największą w nim atrakcją – niewiadoma? Ciekawość, jak się zachowa, o czym powie, jak się uśmiecha i czy lubi taką samą kawę, jak my? Zapewne – choć czujemy się swojsko i pewnie wśród starych przyjaciół – wszyscy jednak lubimy poznawać nowych ludzi. Właśnie dlatego, że są … inni.
Przypominam też sobie wypowiedź jednej z moich mądrych nauczycielek, która na lekcji dotyczącej ideału człowieka, nie obawiała się uczciwie nas przestrzec: „Jeśli spotkacie kiedyś człowieka, który jest ideałem, uciekajcie od niego jak najdalej, bo to okropna postać i nikt z nią nie może wytrzymać!”. Paradoksem jest przy tym, że każdy z nas uparcie dąży, by osiągnąć idealny poziom… Dobrze, jeśli tylko w jednej dziedzinie, np. wiedzy, wykształcenia, czy wyglądu. Zatem precz z szablonami, a tym samym przecz z … ideałami! Niech każdy pozostanie sobą – dokładnie takim, jakim jest, bo tylko wtedy wnosi swój osobisty wkład do ludzkiego istnienia. Tylko wtedy przejawia swój indywidualizm wobec innych ludzi.
Zapewne każdy z nas ma sobie do zarzucenia, że coś zrobił nie tak, jak powinien, że nie był w porządku wobec innej osoby. Może też czujemy, że jesteśmy leniwi, złośliwi, nerwowi, impulsywni. Oczywiście, jeśli ktoś inny robi nam wymówki, będziemy się zasłaniać pracą, przemęczeniem, trudnymi warunkami domowymi, brakiem pieniędzy, niewyrozumiałym szefem… Sami ze sobą jednak stajemy się krytyczni i nietolerancyjni. Zauważyłam, że najtrudniej jest człowiekowi powiedzieć dobre słowo o sobie. Tak łatwo jest chwalić innych, a tak trudno docenić siebie. Jesteśmy przecież tacy ułomni, tacy nieudani…
Zastanówmy się uważnie i zobaczmy, że wcale nie jesteśmy kimś złym, tylko po prostu życie jest takie, jakie jest i czasem „siadają” nerwy, brakuje cierpliwości lub pracowitości. No cóż, to wszystko jest takie ludzkie i takie normalne. Zatem nie ma wśród nas za dużo ideałów, a my nie jesteś ani lepsi ani gorsi – jesteśmy po prostu ludźmi. Jeśli uświadomimy sobie tę prostą prawdę, to już tylko krok do prawdziwej akceptacji siebie.
Namówię jednak, aby pójść dalej, aby docenić siebie, ba – nawet pokochać! Jesteśmy wspaniałymi ludźmi, tylko jeszcze tego nie odkryliśmy, bo nasze otoczenie przywykło do tego, że wszystko i wszystkich wokół należy krytykować. Nie wiem kto i kiedy wymyślił, że jeśli człowieka pochwalimy, powiemy mu coś miłego, to on niechybnie „obrośnie w piórka” i odleci do ciepłych krajów. Nic bardziej błędnego! Mówienie człowiekowi miłych słów, docenianie go, to nie tylko motywacja i zachęta, ale też i puszczanie w obieg dobrej energii ciepła i życzliwości. Zastanówmy się, kogo wśród swoich znajomych lubimy najbardziej. Zamknijmy na chwilkę oczy i wyobraźmy sobie tę osobę blisko nas. Posłuchajmy, co mówi i jak to robi. Czy krytykuje kogoś, poniża, wyśmiewa? Czy też wspiera, chwali, pomaga nam dobrym słowem? Skąd w nas dla niej tyle życzliwości, czy nie w odpowiedzi na jej sympatyczne zachowanie? Pomyślmy też o tym, że w osobach które lubimy niewiele nas drażni, a kiedy ktoś raz zaszedł nam za skórę, to cokolwiek zrobi potem, mamy do tego krytyczny stosunek. Tak działają relacje… Wykorzystajmy tę wiedzę do polubienia siebie. Warto w tym celu popracować nad swoimi dobrymi stronami, bo przecież zalety to nasz największy kapitał, w oparciu o który znajdujemy dobrą pracę, uwodzimy naszego partnera, zyskujemy sukces i sławę.
Wielokrotnie w czasie psychologicznej konsultacji opartej na analizie osobowości klienta za pomocą technik alternatywnych, padały słowa: „cały czas mówi pani same dobre rzeczy, a jakie mam wady, proszę powiedzieć coś złego.” Ludzie przyzwyczajeni do stałej krytyki, do wszelkiego rodzaju werbalnych ataków ze strony innych, nie potrafią zaakceptować, że można w drugim człowieku widzieć tylko dobro. Smutne to, bo przecież w każdym z nas jest choćby mała iskierka światełka. Niejednokrotnie wystarczy ją rozdmuchać, aby zamieniła się w piękny ogrzewający płomień.
Nie oznacza to, że jesteśmy bez wad, oznacza tylko, że pozytywy są korzystniejszą energią do działania niż negatywy i to na pozytywach warto się skupiać. Po co na przykład leniowi powtarzać to, co słyszy codziennie od matki, żony czy szefa. On doskonale wie, że jest leniwy i jeśli dotąd nic z tym nie zrobił, to wątpliwe, że zmieni się, kiedy psycholog powtórzy: „jest pan leniwy”. Słuchanie ciągłej krytyki nie tylko nie podnosi na duchu, ale wręcz zniechęca. Niewykluczone, że taka osoba właśnie dlatego nie próbuje nic zmienić. Poza tym wysyłanie ciągle negatywnych sygnałów koduje w człowieku jego negatywne cechy. Jestem zdania, że jeśli całkiem uczciwemu człowiekowi będziemy codziennie powtarzać, że jest złodziejem, to po jakimś dłuższym lub krótszym czasie – mogą to być miesiące lub lata – osoba ta naprawdę może zacząć kraść. Będzie to dla niej zupełnie naturalne…
I wreszcie ostatni argument przemawiający za tym, aby skupiać się na swoich dobrych stronach. Każdy, kto kiedykolwiek zajmował się psychologią, marketingiem czy jakąkolwiek formą socjotechniki wie, że kiedy chcemy osiągnąć jakiś cel, ważne jest to, jakich słów używamy. Powszechnie stosowaną zasadą jest unikanie określeń o negatywnym wydźwięku. Zatem projektując choćby ulotkę reklamową dobieramy same pozytywne wyrażenia, proponujemy zdrowie, zadowolenie, odpoczynek, urodę, wygodę, funkcjonalność. Profesjonalizm reklamowy wyklucza (za wyjątkiem oczywiście produktów tak specyficznych jak np. lekarstwa) opisy tego, czego chcemy uniknąć, czyli chorób, przemęczenia, bólu. Badania rynku dowiodły, że na pozytywne określenia reagujemy chętniej. Wizja rozrywki, odpoczynku pod palmami, prowadzenia szczególnie atrakcyjnego samochodu bardziej przyciąga niż coś, co jest przede wszystkim antidotum na kłopoty. Skoro tak jest, dlaczego nie wykorzystać tej wiedzy dla własnej korzyści i nie punktować w sobie swoich dobrych stron, zapominając o wadach? Dlaczego nie skupiać się na swoich zaletach, rozwijając je jednocześnie dla siebie i naszych bliskich? Wzmacniamy przecież to wszystko, na czym zatrzymujemy myśli. Zatrzymujmy je zatem na tym, co najpiękniejsze w nasi wokół nas.