Rozumienie ezoteryki

Należę do osób, które od zawsze dzielą się tym, co posiadają. Także wiedzą. Moja strona jest dostępna za darmo. Elektroniczny magazyn Medium także zawsze był bezpłatny, a pisaliśmy w nim na wiele ciekawych tematów. Swoim klientom chętnie rozdaję gratisy w postaci książek i płyt z wykładami. Osoby korzystające z moich konsultacji dostają w cenie wykładu rozmaite materiały. Piszę o tym, by pokazać, że mam pełne prawo wypowiadać się na temat dzielenia się wiedzą. Uważam, że jestem bardziej Dawcą niż Biorcą i ciągle uczę się podciągnąć tę nierównowagę w stronę przyjmowania.

Nie tak dawno pewna osoba przywłaszczyła sobie przekaz innej osoby. Nie książkę. Nie artykuł. Nie obraz. Nic, co można zastrzec prawami autorskimi, lecz bardzo osobisty i głęboki przekaz, którego nie można opatentować. Coś, co można nazwać Pieśnią Duszy. Nie jest to moja sprawa i nie moja lekcja. Pominęłabym milczeniem – niech każdy sobie sam uzdrawia swoje wzorce. Ale osoba ta, aby usprawiedliwić tę kradzież, opublikowała pozornie bardzo ładny tekst o udostępnianiu wiedzy ezoterycznej. Pozornie. Wypowiedź ta wprowadza czytających w błąd, a stado bezmyślnych owiec podążyło z radosnym tupotem za tym tekstem. I zrobiło mi się bardzo smutno, że tak łatwo ludźmi manipulować. Chociaż Ziemia podnosi wibracje, to ludzie nadal nie umieją odczuwać energii na poziomie serca. A może po prostu im się nie chce.

Rzecz nie w dzieleniu się wiedzą w ogóle. W dobie internetu ten problem nie istnieje. Wystarczy chcieć i mieć jakąkolwiek przeglądarkę. I nie żyjemy w czasach faraonów. Dzisiaj nikt nikogo na zaćmienie słońca nie nabierze. Wiedza jest ogólnie dostępna. Za darmo. Mamy szkoły i setki kursów, także on-line. Kto chce, ten nie ruszając się z wygodnego fotela może nauczyć się wszystkiego.

Tekst tej osoby przekonuje, że wiedza mistyczna powinna być dostępna dla wszystkich, bo wszyscy są gotowi. Przecież poczują. Przecież mają świadomość. Przecież jeśli coś zobaczą, to znaczy że ich wibracje są odpowiednie. A to niestety tak nie działa. Piszę ten artykuł, aby zwrócić uwagę na rzecz niezmiernej wagi. Dzielenie się wiedzą ezoteryczną jest czymś zupełnie innym, niż nauka matematyki czy biologii. Czy ktoś jeszcze pamięta znaczenie słowa „ezoteryka”? Pochodzi od greckiego słowa „esotericos” – wewnętrzny i oznacza wiedzę hermetyczną. Powtórzę raz jeszcze dużymi literami: HERMETYCZNĄ. Zamkniętą jak Puszka Pandory dla bezpieczeństwa, a nie po to, by manipulować kimś.

Poznawanie niektórych elementów wiedzy hermetycznej, jest jak umiejętność korzystania z ognia. Jeśli ktoś pozna ogień, to pierwsze co zrobi, włoży weń palec. Podobnie z mistyczną wiedzą. Można nie tylko się poparzyć. W ciągu trzydziestu lat pracy z ezoteryką widziałam ludzi, którzy po samodzielnych zaawansowanych medytacjach trafili do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Mój dobry znajomy, który zdecydował, że nie chce nauczycieli i samodzielnie będzie się rozwijał – rzucił się z wieżowca. Wspaniały, roześmiany człowiek, w ciągu kilku miesięcy samodzielnych medytacji w miejscach mocy, zamienił się w opętaną istotę, która nie pozwoliła sobie pomóc. Nie miałam wtedy dzisiejszej wiedzy. Nie miałam też na niego wpływu. Ale zapamiętałam tę lekcję.

Dotykanie płaszczyzn z innych wymiarów jest niebezpieczne, uwierzcie.  Dlatego od lat uczą tej wiedzy osoby odpowiednio przygotowane. I bez nauczyciela nie warto ryzykować wchodzenia w niektóre obszary. Dlatego kiedy ktoś nawołuje do dzielenia się mistyczną wiedzą i próbuje powiedzieć, że wyłącznie dla władzy trzymamy pewne metody i praktyki duchowe dla siebie, to nie wie zupełnie o czym mówi. Jak długo ludzkość istnieje – zawsze byli duchowi nauczyciele. Wśród Druidów, wśród Kahunów, wśród buddystów – wszędzie, w każdym zakątku świata. I zawsze trzymano w ukryciu pewną mistyczną wiedzę, bo gdyby ją oddano nieprzygotowanym do tego ludziom, spłonęliby. To mądrość i miłość powoduje, że matka nie daje dwulatkowi do rąk zapalonej świecy.

Nawet wiedza psychologiczna może zadać mnóstwo bólu. Ucząc grafologii czy metod NAO kładę bardzo duży nacisk na etykę pracy. A jednak trafił mi się raz student, który zdobyte na zajęciach informacje wykorzystywał, aby manipulować kobietą. Ponieważ nie chciała z nim być, zastraszał ją opowiadając niestworzone historie rzekomo wyczytane w jej charakterze pisma. Doprowadził ją do rozpaczy. To potwierdza, że wiedza w niewłaściwych rękach może być niebezpieczna. Jak zatem można twierdzić, że miłość każe się wszystkim dzielić? Chlebem – tak. Tabliczką mnożenia – tak. Ale nie wiedzą psychologiczną czy ezoteryczną!

W krytykowanym tekście autorka wspomina o paleniu na stosach – podobno za to, że czarownice były buntowniczkami, które chciały, by wiedza mistyczna dostępna była dla każdego. A przecież jest wręcz przeciwnie! Wiedzące palono za to, że posiadając wiedzę hermetyczną, nie chciały jej powszechnie udostępniać. Szkoliły następczynie, ale nie pospólstwo. Wiedziały to, czego inni im zazdrościli. Palono je głównie przez zawiść i strach. Czyli dokładnie z tego powodu, z którego ta osoba napisała ów tekst. Nie mam wątpliwości, że kieruje nią zawiść… I dziwi mnie, że nikt nie dostrzega niespójności w jej słowach i argumentach wywleczonych z sufitu.

Wiem i rozumiem, że wśród tych, co mianują siebie nauczycielami duchowymi jest wielu oszołomów, naciągaczy i oszustów. Jest tak w każdym zawodzie. Właśnie dlatego warto rozwijać moc serca, aby umieć odróżnić ziarno od plew. I powiem to, co zawsze powtarzam – jeśli ja mogę zobaczyć w „śliczniutkim” tekście błoto, to każdy może. Można zadać pytanie kwantowe. Można powierzyć się Wyższej energii i poprosić o przekaz. Jeśli spojrzycie z poziomu Pola Serca – to zobaczycie tylko prawdę.

Wiem, że będę nudna, ale znając analizę wypowiedzi z łatwością umiem rozszyfrować taki manipulacyjny tekst i rozpoznać, co leży u podstaw takiej zawiści. Jak zwykle niskie poczucie wartości. Tylko człowiek zakompleksiony nie uznaje autorytetów. Każdy psycholog to Wam potwierdzi, że prawdziwa dojrzałość pojawia się wtedy, kiedy doceniamy mających więcej jakiejś wiedzy. Każdy z nas jest w czymś dobry. Bycie autorytetem w jakiejś dziedzinie nie oznacza zadzierania nosa i byciem guru wszechświata. Oznacza tylko gotowość, by kogoś swojego fachu nauczyć.

Ktoś, kto nie umie z pokorą poprosić o wiedzę, ale mówi: „oddaj te nauki, należą mi się, bo wszystko jest wspólne”, ma samoocenę na poziomie podłogi. Chce pozować na mesjasza, który zjadł wszystkie rozumy i dorabia do tego filozofię, za którą idą tłumy. Bo któż nie przyklaśnie, kiedy mu się powie: “Zasługujemy, jesteśmy mądrzy i gotowi, oni nas okłamują i traktują jak kogoś gorszego od siebie”? A kto pamięta legendę O Ewie i jabłku z Drzewa Dobra i Zła? Takie legendy powstały właśnie po to, by pokazywać ponadczasowe, uniwersalne informacje. Metafora jest tu oczywista – Ewa to zakompleksiona babka, która daje się skusić wężowi, bo… nikt nie będzie jej mówił, że czegoś jej nie wolno. Nikt nie będzie jej odbierał mistycznej wiedzy, skoro ona wie lepiej niż Bóg, że jest gotowa. Jaki jest efekt? Raj zamienia się w padół łez.

I ta opowieść uczy, aby zaufać tym, którzy chcą nas uczyć i prowadzić. Powierzać siebie, a nie buntować się na oślep. Najpierw wzrastać, a wiedza przyjdzie sama. Nie wyrywajmy przed czasem czegoś, do czego gotowi nie jesteśmy. Role też są tu jednoznaczne. Komu wolicie zaufać: Bogu (Najwyższemu Źródłu, Aniołowi Stróżowi, Archaniołom…) czy wężowi? Autorka krytykowanego tekstu jest jak wąż, który namawia do buntu i reklamuje ów bunt, jako wyrwanie się z jarzma tych, którzy wiedzą więcej. Jeśli nałożyć ten tekst na legendę o raju, to wszystkie klocki wskakują na swoje miejsce.

Przeraża mnie, jak bardzo niska samoocena sprowadza ludzi z właściwej ścieżki. Wystarczy, że diabeł szepnie do ucha: “on ci nie chce dać tej wiedzy, bo myśli, że jest kimś lepszym, wywyższa się. Nie pozwól, pokaż mu, że jesteś mądrzejszy!” – i stado lemingów szturmuje. Na próżno im tłumaczyć, że to dla ich bezpieczeństwa… Trochę mnie przeraża stan ludzkiej inteligencji, która całkowicie znika, kiedy w grę wchodzą kompleksy. Dlatego nauczyciele duchowi mówią, by zapomnieć o ego. Kiedy rozpatrujemy zjawisko z poziomu serca jesteśmy wolni od zawiści i z podziwem patrzymy na różnych nauczycieli. Ja tak mam Kochani Moi – z szacunkiem i wdzięcznością uczę się od innych i wcale nie czuję się od nich gorsza. Dlatego zawiść jest mi całkiem obca.

Człowiek chciwy i leniwy, który sam niczego nie osiągnął, krzyczy jeszcze: „wszystko jest wspólne! Oddajcie nam swoje księgi i sekrety! Oddajcie nam owoce swoich medytacji i ćwiczeń. Wszyscy jesteśmy Jednością, więc Wasze odkrycia są naszymi i jestem gotowa”. Paradoksem jest tutaj fakt, że to wszystko rzeczywiście jest wspólne. Tak, wspólne. Jeśli ja wymedytuję coś ważnego, to nawet jeśli będę milczeć, moje doświadczenie przejdzie Polem Serca do wszystkich ludzi. Kto będzie naprawdę gotowy energetycznie, odbierze moje odkrycie, jak telegram. Wszechświat jest idealnie skonstruowany – to gotowość jest bramą do mistycznej wiedzy. Osoba, która na siłę domaga się dzielenia ezoteryką, wyważa naturalne bramy i bez wewnętrznej gotowości wyciąga chciwe dłonie po coś, do czego nie dorosła. To obróci się przeciwko niej, bo zasad wszechświata łamać nie należy. Nie podążajcie za takimi ludźmi – taka moja rada. Ale jak zawsze – nikogo nie przekonuję – możecie robić wszystko, cokolwiek chcecie.

W tekście, który uznałam za niewłaściwy i niebezpieczny, znalazły się jeszcze odwołania do Atlantydy, z którą mam głęboki kontakt od lat. Jest wśród nas wiele dusz z tego mistycznego kontynentu. I nie mam wątpliwości, że ci z Was, którzy odnaleźli więź ze swoim starożytnym rodowodem, zgodzą się ze mną. Otóż zupełnie odwrotnie niż w krytykowanym przeze mnie tekście – na Atlantydzie eksperymentowano z dostępnością wiedzy. W każdym domu był kryształ, coś na kształt dzisiejszego komputera z dostępem do sieci. Nie wchodząc w szczegóły, bo to byłaby długa historia, powiem tylko, że upadek Atlantydy nastąpił w wyniku niewłaściwego wykorzystania zaawansowanej wiedzy przez istoty zupełnie do tego nie przygotowane.

Dlatego zawsze będę przed tym przestrzegać i odcinać się od ludzi, którzy próbują zniweczyć wysiłki wielu pięknych energii i zniszczyć Ziemię, zawłaszczając sobie to, do czego nie dorośli i ciągnąc za sobą stado naiwnych owiec. Mogę milczeć, ponieważ ta sprawa mnie nie dotyka. Jest poza mną. Ale czasem milczenie, kiedy ktoś propaguje zło jest współuczestniczeniem w zbrodni. A wątki rozwoju duchowego są mi szczególnie bliskie, ponieważ od lat usuwam ludziom zawadzające kamienie z drogi wewnętrznego wzrastania. Ten tekst, o którym tu opowiadam tak krytycznie, jest kamieniem, o który potknęło się już ponad sto osób. Tyle istnień ludzkich bezmyślnie zgodziło się z jego treścią i postawiło pod nim “lajka”. Smutne.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 584
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu