Równowaga

Równowagę warto tworzyć we wszystkim, także w kochaniu, ponieważ tylko wtedy uzyskamy w swoim związku najpiękniejszy efekt. Oczywiście jest też coś, co spontanicznie buduje harmonię. To miłość bezwarunkowa, czyli kochanie człowieka takim jakim jest, bez oczekiwań. To jednak na chwilę obecną tylko teoria, którą być może któregoś dnia wykorzystamy dla dobra swojego i innych, kiedy nauczymy się tak właśnie odczuwać. Musimy jeszcze mocno podnieść swoje wibracje. Niewiele osób to potrafi.

Ba, większość nawet nie rozumie, co to oznacza. Wydawałoby się to niemożliwe, a jednak… Nie tak dawno przeczytałam na FB pełną szlachetnego uniesienia wypowiedź pewnej pani, która zadeklarowała, że „kocha miłością bezwarunkową wszystkich życzliwych i uprzejmych mężczyzn.” Innymi słowy: kocha za życzliwość i uprzejmość. Miłość bezwarunkowa tymczasem, jak sama nazwa wskazuje, to kochanie tak po prostu. Bez wyjątku. Bez wytłumaczenia i nawet bez uzasadnienia.

W tradycyjnym rozumieniu miłości równowagę osiągniemy wówczas, kiedy nie będziemy kochać „za bardzo”. Ten złoty środek przejawia się oczywistym zaangażowaniem, sympatią, wsparciem i cieszeniem się bliskością wybranej osoby. Ale z umiejętnością stawiania nieprzekraczalnych granic, dotyczących zachowania partnera. Oznacza to, że bez fochów wybaczamy drobne pomyłki, natomiast nie pozwalamy sobie na brak szacunku czy zwykłej uwagi.

Wiele kobiet cierpi dlatego, że nadmiernie przywiązują się do partnera, wchodząc w energetykę bluszczu, czyli w stan: „bez ciebie nic nie znaczę, bez ciebie umrę”. Często bywa to podświadome i taka osoba na zewnątrz żartuje sobie z lekkością, zapewniając, że może być z kim zechce. Jednak w głębi duszy dominuje strach przed porzuceniem. Ten właśnie strach jest podstawowym wzorcem, który układa całą więź w negatywny sposób. Podświadomy wzorzec: „tylko mnie nie zostawiaj samej” prowokuje dużo trudnych sytuacji, w których wszystko popycha taką parę do rozstania. To może być np. zdrada albo rękoczyny. Skrzywdzona kobieta wie doskonale, że powinna odejść, ale samotności boi się bardziej niż życia z takim trudnym partnerem. W efekcie wybacza i zostaje.

Samo wybaczenie jest oczywiście rzeczą ze wszech miar słuszną, bo wybaczamy przecież dla siebie. Niemniej na pewne zachowania nie może być w nas zgody. Trzeba umieć pokazać drzwi komuś, kto nas źle traktuje. To bardzo charakterystyczne – kiedy partner wie, że jest bezkarny, bo kobieta kochając „za bardzo” boi się z nim rozstać, wykorzystuje to i realizuje jej ukryty wzorzec o prostym schemacie: ”bij mnie i poniżaj, tylko bądź ze mną”. Nikomu to nie służy. Właśnie dlatego musimy umieć stawiać granice i uwalniać się od toksycznych związków.

Pomaga w tym asertywność, czyli przeciwstawienie się krzywdzeniu i wykorzystywaniu. Zapominamy o ciepłych uczuciach i pokazujemy damskiemu bokserowi drzwi. Bez litości i bez mrugnięcia okiem. To ważne, by umieć postawić siebie i swoje prawdziwe dobro na pierwszym miejscu. Czasem lęk jest tak silny, że wahamy się przed radykalnym podjęciem decyzji. Jednak warto dostrzec, że samotność bywa mniejszym złem niż siniaki i połamane żebra.

Oczywiście celowo pokazuję skrajną sytuację, aby temat był klarowny dla każdego. W gruncie rzeczy wiem, że o wiele częściej problemy są mniej dramatyczne. Czasem po prostu mamy dosyć braku uwagi, czy oglądania się za innymi. Czujemy się niekochane. Wówczas także warto zapytać siebie: co jest dla mnie ważne? Albo: co ważniejsze – byle jaki facet obok i ciągłe przykrości, czy samotność i święty spokój? A dodać warto, że samotność wcale nie musi być wieczna. Odejście od niemiłego partnera jest często zrobieniem miejsca na nowy związek.

Asertywność jest w pełni zależna od wysokiego poczucia wartości. To ono daje nam siłę, aby uwierzyć w siebie i zrozumieć, że w pełni zasługujemy na miłość i szacunek. To ono też sprawia, że takie właśnie zachowania przyciągamy. Pisałam wielokrotnie o tym, że wszechświat działa na zasadzie lustra i odzwierciedla to, co mamy w sobie. Jeśli kocham i szanuję siebie, wówczas jestem kochana i szanowana przez partnera. Dlatego też podnoszenie samooceny jest zazwyczaj najlepszą receptą na poprawę jakości związku. I co oczywiste: szacunek dla siebie automatycznie wyklucza zgodę na złe traktowanie.

Równowaga w związku to także harmonia pomiędzy dawaniem i braniem, czyli umiejętność proszenia o to, czego chcemy i potrzebujemy. Najczęściej spotykanym błędem jest tworzenie pragnień i czekanie, aż partner sam się domyśli i je spełni. Fakt, że w danym momencie jestem głodna i powiem o tym głośno, nie oznacza automatycznie, że partner pokłusuje do kuchni zrobić mi kanapki. Trzeba umieć wyartykułować swoja prośbę.

Drugi często spotykany błąd, to przyzwyczajanie do wygody. W pierwszej fazie związku z radością robimy wszystko, dogadzając partnerowi, aby kochał nas jeszcze mocniej, jak nikogo na świecie. Po kilku miesiącach, kiedy energia związku nieco spada, chciałybyśmy, aby to nam podano pachnące kanapki czy gorącą herbatę. Oczekujemy, jakby to było oczywiste, przecież tyle razy to my biegałyśmy do kuchni. I do głowy nam nie przyjdzie, że wyrobiłyśmy w partnerze nawyk brania i czekania na gotowe. Potem bardzo trudno taki zwyczaj zmienić i nauczyć go, że on także może podnieść się sprzed telewizora i coś dla nas przygotować.

Jednak warto. Ze wszech miar warto! Ponieważ tam, gdzie nie ma równowagi, nie ma tak naprawdę uczuć ani związku. Każdy lubi być potrzebny i doceniany, chciałby zatem mieć okazję do tego, by nie tylko być obsługiwanym, ale także móc coś dać od siebie. W dobrych, długoletnich związkach widać wyraźnie podział ról i obowiązków, które są wykonywane nie tylko ze spokojem, ale także z odrobiną dumy i odpowiedzialności.

Równowaga dotyczy obojga partnerów w takim samym stopniu. Nie ma reguły na to, kto może szybciej stać się dawcą, a kto biorcą. Wyżej opisałam sytuację, w której kobieta wchodzi w rolę dawcy, robiąc mężczyznę biorcą, ale często bywa na odwrót. Znam wielu mężów, którzy tak nadskakiwali swoim pięknym żonom ze strachu przed porzuceniem, że te faktycznie niemal wyłącznie biorą, rozwijając coraz bardziej postawę roszczeniową i nie umiejąc nic dać od siebie. Ani dawanie, ani branie nie jest cechą płci. Wymiana to wspólnie budowana jakość, w której poczucie bycia docenianym i potrzebnym wzajemnie wzmacnia bliskość.

Bogusława M. Andrzejewska
Bogusława M. Andrzejewska

Promotorka radości i pozytywnego myślenia, trenerka rozwoju osobistego i duchowa nauczycielka. Pisarka i publicystka, Redaktor Naczelna elektronicznego magazynu „Medium”. Autorka wielu poradników rozwoju. Astropsycholog i numerolog oraz konsultantka NAO. Prowadzi szkolenia na temat wiedzy duchowej i prosperity. Pracuje z Aniołami, robi odczyty w Kronikach Akaszy. Jest nauczycielką Reiki i miłośniczką kryształów, kotów oraz drzew. W wolnym czasie pisze wiersze.

Artykuły: 648
0
    0
    Twój koszyk
    Nie masz żadnych produktówPowrót do sklepu