Niektórzy twierdzą, że cierpienia uszlachetnia człowieka. To jeden z tych cudnie brzmiących frazesów, który w istocie jest wielkim kłamstwem. Żyjemy w świecie iluzji opartym na przeroście formy nad treścią. Ludzie lubią się zachwycać migoczącym w blasku słońca szkiełkiem, zupełnie nie dostrzegając na nim brudu i ostrych krawędzi, mogących poranić palce. W poszukiwaniu dowartościowania wygrzebują ze śmietnika przebrzmiałe teksty i owijają się nimi jak kolorowymi papierowymi wstążeczkami.
W istocie nic nie jest czarne ani białe. Nic nie jest złe ani dobre. Ale wszystko wpływa na istnienie i wywołuje określone konsekwencje. Mądrość polega na rozumieniu i dostrzeganiu tych konsekwencji. Nawet nóż nie jest dobry ani zły – w gniewnej ręce może zabić, w hojnej – pokroić chleb i nakarmić głodnych, w miłosiernej – przeciąć więzy i uwolnić spętanego człowieka. Wszystko jest względne.
Cierpienie dojrzałej duchowo osoby może przynieść jej dar wybaczenia, wzrost świadomości i odwagi, wiarę w siebie i asertywność. Jest szczęściem w nieszczęściu. Jest korzyścią mistyczną i niegwarantowaną przez nikogo. Zatem może, ale nie musi. A jeśli spojrzymy uczciwie na świat, zobaczymy, jak niewielu ludzi jest naprawdę przebudzonych. Większość to zwykli śmiertelnicy, dla których cierpienie nigdy nie będzie żadną korzyścią. Żadną.
Cierpienie to zło. Jest bardzo niebezpieczne. Po pierwsze – dlatego, że tworzy w umyśle ofiary negatywne wzorce bólu. To naturalne. Nie można mieć w sobie radosnych i pełnych nadziei myśli, kiedy jest się wypełnionym męką. Jednak przeżywanie cierpienia tworzy taką matrycę, która przyciąga do życia człowieka jeszcze więcej trudnych doświadczeń. Błędne koło bólu jest potem bardzo ciężko przerwać. Im dłużej człowiek zmaga się z koszmarem, tym trudniej mu w późniejszym czasie zmienić myślenie. Finalnie wpływa to na otoczenie i świat, obniżając wibracje.
Po drugie – cierpienie uruchamia negatywne emocje, które niszczą zdrowie człowieka. W istocie samo w sobie jest zbiorem takich odczuć, które uszkadzają tkanki prowadząc do przewlekłych, często nieuleczalnych chorób. Można powiedzieć zatem, że z cierpienia rodzi się kolejne cierpienie. Pod tym względem świat nigdy nie był sprawiedliwy. Osoba głęboko skrzywdzona pod wpływem negatywnych emocji takich jak gniew, żal, rozpacz, poczucie odrzucenia czy zazdrość zapada potem na rozmaite dolegliwości i cierpi ponownie. Nikt jej nie zbawi i nie wynagrodzi cierpienia. Karmiczny porządek wszechświata dokopie takiej osobie podwójnie za to, że ośmieliła się cierpieć.
Najprostszy przykład – dobry, uczciwy człowiek napadnięty, pobity i okradziony lub oszukany i poniżony przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela. Jeśli zanurzy się bez reszty w poczuciu niesprawiedliwości i cierpienie, to prędzej czy później zachoruje na coś, co psychosomatycznie będzie odpowiedzią na jego trudne emocje. Nie pomoże świadomość nieadekwatności wydarzeń. Każdy z Was zna takie przypadki – dlatego Ziemia tak często określana jest padołem łez.
Brzmi okrutnie? Przestanie, kiedy zrozumiemy, że cierpienie jest tylko nauczycielem, który prowadzi do wybaczenia temu, który nas skrzywdził. Czasem też sobie. Kiedy wybaczamy, cierpienie znika. Nie ma też wtedy kolejnych etapów bólu, takich jak chorowanie. To takie proste. Świat przestaje się jawić piekłem, kiedy rozumiemy prawdziwy sens istnienia na Ziemi. Każdy człowiek ma prawo wyboru. Jeśli nie oczekujemy od nikogo niczego, tylko skupiamy się na miłości do siebie, nie cierpimy.
Zdradzona i poniżona osoba może uszanować prawo innych ludzi do… zdradzania, poniżania, gnębienia, niszczenia i poszukać dla siebie innego miejsca z dala od nich. Ale też z dala od jakichkolwiek pretensji. Ludzie są jacy są. Realizują swoje ścieżki z różnych poziomów istnienia. Czasem doświadczają podłości, a czasem wyrządzają podłość. Mają prawo widzieć w nas krzywe odbicia swoich własnych demonów. A my mamy prawo odchodzić od nich jak najdalej, by znaleźć tych, którzy zobaczą w nas prawdziwe światło.
Cierpienie jest naszym wyborem. Najczęściej reagujemy nawykowo, spontanicznie. Kiedy zamiast miłości spotyka nas odrzucenie, a zamiast radości agresja – pozwalamy sobie zanurzyć się po szyję w rozpaczy lub gniewie. Tymczasem już po chwili możemy uwolnić wszystkie negatywne emocje i zamienić je na spokój. Wystarczy racjonalne podejście i zrozumienie całej iluzorycznej gry w materialnym wszechświecie. Wystarczy świadomość zabawy dusz i tych wszystkich dziwnych umów, które pozawierały przed zejściem w tę gęstość wibracji. Nie jest to łatwe, ale jest możliwe.
Widzę jeszcze trzeci powód, dla którego uważam cierpienie za złe i absolutnie nie sądzę, że kogokolwiek uszlachetnia. Człowiek, który jest wielokrotnie krzywdzony najczęściej szuka zemsty. Kiedy weźmie odwet, uruchamia lawinę negatywnych wydarzeń. Ból wywołuje kolejny ból. Zło kolejne zło. Jest taka stara bajka o diable, który odwiązał czyjegoś konia. Koń wbiegł na pole i stratował zboże, efekt ciężkiej pracy rolnika, który nie mogąc zatrzymać zwierzęcia, zastrzelił je. Właściciel konia ze złości zabił tego, który strzelił. A syn zabitego rolnika w odwecie zabił żonę właściciela konia oraz jego syna, który próbował bronić matkę…
Można ciągnąć tę opowieść w nieskończoność. Rzecz nie w tym, że stratowane zboże nie jest warte niczyjego życia – to tylko metafora. Sensem tej historii jest potrzeba odwetu, czyli wyrównania. Często nazywana także potrzebą zemsty, jest naturalnym ludzkim dążeniem do wyrównania rachunków pomiędzy dobrem a złem. To się nigdy nie przedawnia. Prehistoryczne „oko za oko” jest dzisiaj równie modne, jak przed tysiącami lat. Każde cierpienie uruchamia w ludziach taką potrzebę. Zasłaniają to honorem, godnością, miłością do ojczyzny, odwagą, asertywnością. Mówią, że nie pozwolą na siebie pluć… To wszystko zbędne tłumaczenia. Asertywność nie bywa zemstą. Godność nie bywa osądzaniem. Honor nie wymaga karania innej osoby za to, że źle postąpiła. Ale kto to rozumie? Tylko prawdziwie przebudzeni.
Wszystko, co wiąże się z agresywnym rozliczeniem, jest tylko atawistyczną potrzebą odwetu, niczym więcej. Zatrzymać to może tylko głęboka duchowa mądrość, która rozumie, że wszyscy jesteśmy jednym, a każde cierpienie jest wyłącznie prowokacją, która testuje nasz poziom wzrastania. Jeśli nie umiemy tego w sobie zobaczyć i pojąć, to rozpoczyna się reakcja łańcuchowa, która nierzadko sięga do kolejnych wcieleń, a w nich ludzie z niezrozumiałych dla samych siebie powodów czują nienawiść i gonią się nawzajem z mieczem, siekierą lub karabinem. Albo w inny sposób podkładają sobie świnię.
A wystarczy wybaczyć i nastaje pokój. Wystarczy zrozumieć, że największy ból jest iluzją materialnego świata, na którym jesteśmy tylko przejazdem. Dla każdego człowieka – dla każdego bez wyjątku – nadejdzie taki dzień, kiedy nie będą miały znaczenia żadne pieniądze, żadne spory, żadne pozycje w biznesie ani żadna żona czy mąż, żadna niewierność. Nadejdzie dzień, który unaoczni, że nawet żałoba jest iluzją, bo ci, których kochamy są zawsze przy nas, nawet kiedy ich ciało rozpadło się w proch. W tym dniu cała złość i cała potrzeba zemsty okażą się największą stratą czasu. I wtedy uwierzymy, że tylko miłość i pokój były warte życia.