Żyjemy w czasie, w którym jedną z najważniejszych lekcji wydaje się być rozróżnianie. Wnikliwie obserwuję świat i ludzi, dopytuję w Kronikach Akaszy o to, czego nie rozumiem i odnajduję harmonię i spójność we wszystkim, co się wydarza na Ziemi. Od tego już tylko krok do akceptacji i pełnego pojmowania duchowego sensu tego, co rozciąga się przed naszymi oczami i tego, co się dzieje wokół nas. Nie ulega kwestii, że nasza planeta nie jest rajem, ale można na niej znaleźć zarówno Dobro jak i Światło czy Miłość. Nie odkryję niczego nowego przypominając, że schodzimy tutaj właśnie po to, by odkrywać w sobie swoją boską naturę i w sobie wzmacniać to wszystko, czego pragniemy doświadczyć. Nasz rozwój duchowy to przypominanie sobie swoich wewnętrznych mocy, tego wszystkiego, co jest dane każdemu, pod warunkiem, że zechce się na to otworzyć.
Kiedy pokochamy siebie, w naszej rzeczywistości zamanifestuje się miłość w tysiącu form – w sympatycznych przyjaciołach, wspaniałym kochanku, wdzięcznych dzieciach, wspierających rodzicach, wymarzonej pracy. Kiedy wypełnimy się dobrem, będziemy doświadczać tylko dobra od innych. Kiedy napełnimy się Światłem z Najwyższego Źródła, spod naszych dłoni wypływać będzie Światło. Nasycimy nim wszystko, cokolwiek zrobimy, powiemy i każda nasza twórczość pełna będzie Światła.
Kiedyś dziwiłam się, że ludzie nie odróżniają przerdzewiałej blaszki od złota, że zachwycają się niskimi, brzydkimi energiami. Uważałam nawet, że powinniśmy – my, którzy rozpoznajemy energie – pokazywać ludziom, jak jest w istocie. Myślałam, że to obowiązek każdego Lightworkera. Ale każdy jest we właściwym miejscu i czasie. Nikogo nie można wziąć za kołnierz i wyciągnąć z błotka. Pytałam o to mocno rozczarowana Mistrzów w Kronikach Akaszy i dowiedziałam się, że każdy jest w swoim wymiarze, a to powoduje różnice w postrzeganiu. Nie ma jednej prawdy dla wszystkich.
Przy okazji zrozumiałam, dlaczego niegdyś nawracano ludzi siłą, chociaż taka presja jest niegodna jakiejkolwiek drogi, nie tylko duchowej. Ale widać już wieki temu ludzie przekonali się, że nie maja na nikogo wpływu, że samostanowienie, jako nadrzędna wartość tutaj na Ziemi jest najmocniej pilnowana przez każdą duszę. Nikogo nie możemy niczego nauczyć, jeśli sam nie zgłosi się po nauki. Dopóki ktoś w błocie widzi złoto, to widzieć będzie nawet przez wiele wcieleń, aż nie przebudzi się w nim mądrość, by zaufać sercu i posłuchać swojego wewnętrznego Światła.
A niestety to Światło jest nagminnie tłumione. Ludzie zamiast słuchać serca, patrzą np. na ilość „lajków” w komentarzach i biegną za tym, co modne albo za tym, co rezonuje z niską energią ich osobistego cierpienia. Cierpienia, które przecież nikogo nie omija. Warto zatem pamiętać, że duchowych dróg warto szukać wtedy, kiedy mamy wysoko energię, wówczas bowiem dotykamy Pola Serca i pozwalamy prowadzić się naszemu wewnętrznemu Światłu. W cierpieniu najczęściej nie mamy do niego dostępu.
Każdy potrafi właściwie odróżnić Jasność od mroku, nie trzeba wcale być jasnowidzem. Wystarczy pilnować wysokiego poziomu energii, nauczyć się wchodzić w Pole Serca i łączyć ze wszystkim, co jest, a nade wszystko kochać siebie tak mocno, by zaufać temu, co z serca płynie. Na pewno wymaga to odrobiny praktyki. Praca z intuicją nie jest bardzo trudna, ale umysł lubi rządzić, a umysł zdominowany przez ego podąża w ślepe uliczki. Wystarczy garść kompleksów i już nieświadomie wybieramy to, co ma niskie wibracje. Przestajemy słuchać serca. A serce cechuje prostota i skromność.
To wszystko wydaje mi się takie oczywiste i zrozumiałe dla każdego. Dlaczego zatem ludzie brną na oślep w niskie energie? Dlaczego pozwalają sobą manipulować zakompleksionym „pseudo guru”? Dlaczego patrząc na paskudne zdjęcie, z którego wyraźnie wypływa szara maź, nie umieją poczuć choćby odrobiny obrzydzenia, która zachęca do utrzymania dystansu przed naciągaczem i złodziejem energii? Bo nie kochają siebie na tyle, by zaufać sercu. Płyną na energii umysłu, nad którą władzę ma sprytny krętacz.
Od lat stosowane są techniki prania mózgu. Przeciętny manipulant z łatwością nabiera na to setki ofiar. I nikt się na ich błędach nie chce uczyć. Obserwuję czasem „dyrdymały” wypisywane przez pseudo guru i boki zrywam ze śmiechu, tak mocno są naciągane. Dla mnie to kabaret z duchowości, to jest tak książkowo naiwne. A niektórzy moi znajomi wpadają w to bez wahania jak owady w lep na muchy. Niestety zawsze będą pomiędzy nami tacy specyficzni nauczyciele, którzy wymyślają straszne głupoty, aby tylko dowartościować samych siebie cudzym kosztem. Na tym jednak polega nauka rozróżniania. Człowiek ma to zauważyć i odwrócić się do takich osób plecami, ma pójść za sercem. Jeśli tego nie robi, to nie jest gotowy na przebudzenie. Proste.
A przy okazji – nie zapominam wcale o tym, że nie jestem żadną boginią i nie mam monopolu na jedyną rację. Co najmniej raz dziennie zadaję sobie pytanie: „A co, jeśli się mylę?” Weryfikuję więc i dopytuję w Kronikach Akaszy, dostaję stamtąd potwierdzenia, ale nadal tyle we mnie pokory, że nie ośmielam się przestać wątpić. Dopytuję znajomych, którzy mają głębszy wgląd i rozróżniają energie. Oni także weryfikują moje postrzeganie, a ich ocena energetyczna zgadza się z moim odbiorem. Jest to zatem zjawisko rzeczywiste, a nie tylko moja subiektywna ocena. Wielu z Was zapewne też to dostrzega.
Nie poświęcam jednak temu za dużo czasu – wybaczcie Kochani Moi. Kto nauczy się słuchać serca, nie potrzebuje moich podpowiedzi. A kto nie słucha, zwyczajnie mi nie uwierzy. Zatem nie chcę nadmiernie skupiać się na niskich wibracjach, bo to, czemu dajemy uwagę, przejmuje nas. Nie warto. W czasie nauki rozróżniania, część ludzkości po prostu zwyczajnie pójdzie za fałszywymi nauczycielami, bo takiej lekcji potrzebuje. To też jest harmonia. Niech każdy robi to, co uważa za słuszne. My mamy pilnować swojej własnej drogi. Po to tu jesteśmy. Jeśli inni wybierają inaczej, to ich prawo.
Ale jest coś, co jest dla mnie zawsze pewne i co Wam zawsze polecam: Światło i Miłość. Za tym warto podążać. Świadomie staję się jednością z wysokimi wibracjami i wiem, że to, co ma piękną energię, jest rozpoznawalne. To nie jest zewnętrzne lśnienie, tylko dotyk Boga w sercu. Zawsze wybieram, by iść za tym dotykiem, to moja pewna i pełna miłości ścieżka. Odczuwam wibracje od lat, nie mam z tym problemu i staram się tym odczuciem kierować. Wy też podążajcie za ciepłem w sercu, za boskim uśmiechem z Najwyższego Źródła. Nie wierzcie ludziom, tylko temu, co Was unosi w najpiękniejsze wymiary i wypełnia miłością po brzegi. Właśnie temu warto dawać swoją uwagę.