Dzisiaj temat, który obserwuję od dawna dzięki społecznościowym portalom – pozorne kochanie. Iluzja, na którą wielu się nabiera, co zresztą chyba też niczemu nie przeszkadza. Nie jestem poszukiwaczem prawd uniwersalnych, bo takie chyba nie istnieją. Nikogo też nie chcę osądzać i jak zwykle fascynuje mnie samo zjawisko, które może być pułapką na drodze wzrastania. Ale też każdy jest dokładnie tam, gdzie powinien być, nic mi zatem do czyjegoś rozwoju. Natomiast miłości uczę i stąd ten artykuł.
Są ludzie, którzy wylewnie okazują „miłość” innym osobom albo zwierzętom. Często budzą w nas pozytywne uczucia, bo przyjmujemy to za dobrą monetę. Bywa to wzmacniane i potwierdzane różnymi pełnymi troski zachowaniami. Na przykład pani, która zbiera i dokarmia bezdomne koty. Kupując im karmę wydaje ostatni swój grosz. Zwykle wspiera też podobne akcje dokarmiania, sterylizacji i poszukiwania domków dla piesków lub kotków. Wszystko to jest oczywiście dobre i może być działaniem prawdziwie kochającej osoby. Może.
Jednak nie ma w tym miłości, jeśli ta sama osoba permanentnie złorzeczy ludziom i powtarza, jak bardzo ich nienawidzi. Wielu obruszy się na mnie, bo wielu lubi tak powierzchownie „kochać wybranych”, np. zwierzęta. Czują się tacy dobrzy i szlachetni, kiedy pomagają kotkom, pieskom i konikom. A jeśli do tego są wegetarianami, to w głębi duszy uważają się za osoby niemal oświecone, bo przecież „nie jedzą zwierząt”. To też jest dobre działanie, ale nie ma nic wspólnego z miłością, jeśli wiąże się z pogardą i nienawiścią do tych, którzy mięso jedzą.
Miłość nie jest kokardką przyczepianą do kapelusza, która pozwala na trzymanie w dłoni rewolweru. Nie współistnieje z nienawiścią i pogardą do kogokolwiek. Miłość to stan, a nie emocja. Jeśli wchodzimy w pole serca i w stan miłości, to jednakowym uczuciem obdarzamy Wszystko Co Jest i akceptujemy każde życie. Człowiek, który znęca się nad zwierzętami i osoba, która krzywdzi innych, jest dla nas takim samym Istnieniem, jak pozostali ludzie. Nie musimy rzucać się na szyję rzeźnikowi czy złodziejowi. Wystarczy, że pozwolimy sobie na zrozumienie i akceptację. Wystarczy, że nie będziemy o takich osobach myśleć z pogardą czy nienawiścią. Możemy o nich przecież nie myśleć w ogóle.
Rzecz jasna mamy prawo do emocji. Mamy prawo rozzłościć się, kiedy znajdziemy psa przywiązanego do drzewa na pewną śmierć czy ratujemy zagłodzonego konia. Jednak kiedy emocje opadną, skupmy się na tym, by te zwierzęta obdarzyć dobrem, wyleczyć, nakarmić. Możemy wyciągając wnioski z lekcji, przeprowadzić jakieś działania, aby zapobiec takim zdarzeniom. Uświadamiać. Wychowywać. A nawet łapać winowajców i karać ich zgodnie z przepisami. To wszystko też jest właściwe, dopóki nasze pole energetyczne jest wolne od nienawiści. Bo lepiej jest czynić Dobro niż potępiać zło. Nie wracajmy już myślami do tych, którzy bezlitośnie skrzywdzili to zwierzę, bo za każdym razem rozdrapujemy energetyczne rany u zwierzęcia.
Nawiasem mówiąc – zwierzęta domowe schodzą na Ziemię, by uczyć nas miłości. Nie tylko widzą naszą aurę, ale też czują nasze emocje. Zdarza się, że i dobrego miłośnika zwierząt pies capnie zębami, kiedy ten człowiek jest akurat wypełniony złością, bo pokłócił się z kimś i nakręca w sobie agresję. Zwierzęta to lustra. Pokazują nam, ile mamy w sobie chaosu, zamieszania, agresji, okrucieństwa, a ile miłości i spokoju. A teraz wyobraźcie sobie, co czuje uratowany przez nas pies, kiedy my w kółko przeklinamy jego poprzedniego właściciela, który go porzucił?
Czasem tak trudno oswoić skrzywdzone zwierzę… Ludzie myślą, że to trauma, a to częściej reakcja na złość w nas, która dla zwierzęcia jest identyczna jak złość tego, który je bił lub wiązał. Warto uświadomić sobie, że nie ma prawie żadnej różnicy energetycznej między człowiekiem, który bezlitośnie kopie psa i przywiązuje do drzewa, a tym, który go odwiązuje i z zaciśniętymi zębami przeklina innych, wykrzykując za co by ich powiesił i gdzie. I chociaż czyny są diametralnie różne, tak jak skazanie na śmierć różni się od uratowania, to energetyka ta sama. Co za różnica, czy ranimy zwierzę, czy ranimy człowieka? A przecież niektórzy wegetarianie i obrońcy zwierząt bez wahania zabijaliby pewnych ludzi, gdyby nie system prawno-penitencjarny…
Nie wszyscy oczywiście. Jest na Ziemi mnóstwo prawdziwie kochających ludzi. Mnie tylko niepomiernie zdumiewa, kiedy ktoś mówi: „tak bardzo kocham psy (konie, koty, zwierzęta) i tak bardzo nienawidzę ludzi”. To nie miłość. To tylko przywiązanie do wybranego gatunku. Miłość to stan, który wypełnia nasze pole energetyczne i obejmuje wszystko wokół nas. I wszystkich bez wyjątku. Mamy prawo oburzać się na okrucieństwo, możemy mu przeciwdziałać i ratować ofiary, ale nie musimy przy tym nikogo nienawidzić.
Możemy też bardziej lubić konie niż koty albo bardziej psy niż krowy, ale człowiek pełen miłości, który uwielbia psy, nie skrzywdzi kota, jeża czy krowy. Nie skrzywdzi też drugiego człowieka. Miłość jest stanem i poziomem wibracji. Kiedy kochamy bezwarunkowo stajemy się jednością ze Wszystkim Co Jest. Miłość bezwarunkowa nie wybiera na zasadzie: „kocham tylko psy, reszta jest be” albo „szanuję tylko tych, co nie jedzą mięsa”. Miłość bezwarunkowa mówi: „nie zjadam innych czujących istot, a kiedy tamci ludzie pokochają siebie i świat, też przestaną zjadać, to kwestia czasu, do którego mają prawo”.
Dalaj Lama napisał kiedyś: „Miłość i współczucie są często niestety tylko przywiązaniem. Wypływa ono z przekonania, że coś jest nasze lub jest dobre dla nas. To właśnie jest przywiązanie. Kiedy nastawienie danej osoby do nas zmienia się, natychmiast znika poczucie bliskości z nią. Prawdziwe współczucie rozwija pragnienie przynoszenia jej szczęścia i radości niezależnie od jej reakcji i uczuć, które do nas żywi„. To właśnie te pozory, którym czasem ulegamy.
Odczuwamy ciepłe uczucia do dzieci, rodziców, kota i psa, ale nie znosimy sąsiada albo rządu, albo ludzi, którzy myślą inaczej. Wydaje nam się, że kochamy, kiedy przeżywamy uniesienie w kontakcie z bliskimi. To pozory. W polskim języku nie ma odpowiedniego rozróżnienia, to wszystko nazywamy „miłością”: uczucie matki do dziecka, chłopaka do dziewczyny, właścicielki do kotka. A to po prostu przywiązanie do tego, co nasze i dobre dla nas. Staje się miłością bezwarunkową, jeśli rozszerzamy uczucie do syna czy córki na całą resztę świata. Ale jeśli to, co nie spełnia naszych oczekiwań budzi pogardę i agresję, to do miłości bezwarunkowej nam bardzo daleko.
I na koniec przypomnę, że miłość bezwarunkowa to stan, w którym wybaczenie i odpuszczenie jest czymś oczywistym. Odbierając na poziomie serca widzimy lekcje, które płyną z okrutnych działań i nie osądzamy posłańców. Wybaczenie nie jest zarezerwowane dla miłych ludzi, z którymi się pokłóciliśmy o drobiazg. Jest dla tych wszystkich, którzy czynią zło – krzywdząc, przywiązując psa do drzewa czy głodząc. Ktoś kto kocha naprawdę potrafi zrozumieć, że ktoś inny jeszcze nie odrobił swojej lekcji miłości. Tak po prostu bywa na Ziemi. I tylko my możemy to wszystko uzdrowić, kiedy nauczymy się naprawdę kochać.