Niedawno była u mnie moje znajoma, która wróciła z dalekiej podróży. Bardzo ją lubię. Ucieszyłam się i z radością opowiadałam nowinki z mojej rzeczywistości. Ona również dzieliła się wrażeniami z wycieczki, zauważając zarówno ładne widoki jak i negatywne zjawiska. Jak wszyscy.
Jednak ilekroć zaczynała opowiadać o czymś, co jej się nie podobało, przerywała mówiąc: “nie rozmawiajmy o tym, porozmawiajmy o czymś miłym”. Przytakiwałam jej spontanicznie, rozumiejąc, że nie chce sobie obniżać energii skupianiem się na czymś brzydkim. Moja znajoma często podkreśla, że nie lubi mówić o złych rzeczach, aby nie tworzyć negatywnej rzeczywistości i niepotrzebnie nie wchodzić w niekorzystne emocje. Bywa, że wywołuje tym opór u sąsiadów, którzy chcą sobie ponarzekać na rząd lub ceny, a moja znajoma nie zgadza się na takie rozmowy. Należy do osób, które “myślą pozytywnie i rozwijają się duchowo”.
Dopiero po jej wyjściu uświadomiłam sobie błąd, który często popełniamy w pracy z pozytywnym myśleniem. Kto zajmuje się tym aspektem wewnętrznego rozwoju, nie marudzi, nie narzeka, nie krytykuje – to oczywiste. Jednak prosperująca świadomość nie polega na tym, że omijamy trudne tematy, ani też na tym, że z głębokim westchnieniem zamiatamy je pod dywan. W istocie nasze postrzeganie wyklucza pejoratywną ocenę czegokolwiek. Jeśli coś nie jest ładne, to nie musimy się tym zachwycać. Nie musimy jednak tego też negatywnie oceniać i określać, że jest to złe i dlatego lepiej o tym nie rozmawiać. Możemy przyjąć, że wszystko jest nam potrzebne do rozumienia świata. Dualizm jest złudzeniem. Jedne rzeczy się nam podobają, inne nie. To nasz wybór. Jednak w istocie nic nie jest ani złe ani brzydkie.
Wszystko jest względne. Głośna muzyka, która nam przeszkadza, komuś przynosi radość. Choroba, która sprawia ból, pokazuje trudną lekcję, którą dusza sobie wybrała do przerobienia. Strata wskazuje wzorce, które warto uwolnić. Prawdziwie pozytywny człowiek dostrzega zawsze szklankę w połowie pełną. W wyzwaniu widzi przygodę, w trudności sposobność i bez emocji akceptuje fakt, że świat jest wielokolorowy i nie wszystko musi nam się podobać. Jeśli coś wydaje mi się nieciekawe, brzydkie czy wręcz niedobre – to trudno. Jest po prostu, jakie jest. Jeśli mogę coś zmienić na lepsze – zmieniam. Jeśli nie mogę – akceptuję ze spokojem. Nie muszę o tym rozmawiać, ale zawsze mogę, bo akceptacja pozwala mi podchodzić ze spokojem do wszystkiego, co nie spełnia moich oczekiwań.
No właśnie. Wszystko jest w harmonii, a harmonia oznacza spokojne postrzeganie tych zjawisk, które w dualnym podejściu uznaję za “złe” lub brzydkie. Daję im prawo istnieć, nie złoszczę się i nie martwię tym, że są, jakie są. Wyobraźmy sobie, że tupalibyśmy nogami z wściekłości dlatego, że zaczął padać deszcz albo przyszedł silny mróz. Absurdalne, prawda? Zauważamy zjawisko i postępujemy logicznie: bierzemy parasol lub ubieramy ciepłą kurtkę. Rozmowa o deszczu czy mrozie nie obniża nam energii, jeśli nie wchodzimy w narzekanie. Jest tylko rozmową. Nie można unikać wybranych tematów, ponieważ im silniej będziemy je wypierać, tym mocniej będą osiadać w naszej podświadomości.
Podobnie rzecz ma się z innymi trudnościami. Jeśli wędrując po różnych krajach dostrzegamy tam biedę, możemy pomyśleć, co zrobić – i czy możemy coś zrobić – aby nieść takim ludziom pomoc. Każde zjawisko powinno być inspiracją. Jeśli dostrzegamy gdzieś brud i nędzę, zastanówmy się, czy możemy posprzątać i nakarmić. Jeśli nie możemy – zaakceptujmy to, co jest. Harmonia wszechświata polega na tym, że pewne zjawiska czegoś nas uczą. Z cała pewnością jednak nie uczą nas zamartwiania się czymś, na co nie mamy żadnego wpływu. Jak na deszcz czy mróz – dlatego właśnie skorzystałam z takiego porównania.
Zachowanie mojej znajomej polega na symbolicznym zasłanianiu oczu. Reaguje jak mała dziewczynka, która tupie nóżkami i mówi: „nie chcę o tym myśleć, nie chcę, nie chcę”. W domyśle także: „nie chcę tego widzieć”. To niekoniecznie pozytywne podejście. To raczej ucieczka od tego, z czym nie umiemy sobie poradzić. Im mocniej będziemy uciekać, tym silniej wpiszemy negatywny wzorzec w podświadomą matrycę. To także potrzeba nauczenia się akceptacji i tolerancji dla tych wszystkich ludzi i zjawisk, które nie spełniają naszych oczekiwań.
Po przeciwnej stronie znajdzie się stanowisko, które polega na ciągłym narzekaniu i nurzaniu się w zmartwieniach, na ustawicznym powtarzaniu negatywnych plotek i podniecaniu się wypadkami, dramatami i przestępstwami. To osoby, które nakręcają się trudnościami, utwierdzając w przekonaniu, że świat jest złym miejscem, a ludzie są okropni. To oczywiście przykład skrajnej świadomości ubóstwa. Nie wymaga, jak sądzę, żadnego komentarza.
Moim zdaniem, najlepsza opcja znajduje się pośrodku. Jeśli dostrzegamy wokół siebie piękno, to rozmawiajmy o nim, o tym, co dobre, szlachetne, cudowne i pełne miłości. To właśnie zasilajmy, temu poświęcajmy uwagę, ponieważ w ten sposób tworzymy swoją pomyślną rzeczywistość. Jeśli jednak wdepniemy na spacerze w psią kupę, nie zamykajmy rozpaczliwie oczu, mówiąc: „nie będę o tym myśleć, nie będę, nie będę!”. Potraktujmy to jako część zwykłej rzeczywistości. Umyjmy but, uśmiechnijmy się życzliwie do siebie, a na trawniku postawmy tabliczkę z napisem: „proszę sprzątać po swoim psie”. Bez złości. Bez wzdychania nad ludzkim lenistwem. Bez rozpaczy nad brudnymi chodnikami w mieście. Bez niepotrzebnego budowaniu poglądu, że świat jest pełen psich kup. Bo nie jest.
Każde doświadczenie czegoś nas uczy. Rzadko kiedy rugania i krytykowania innych. Częściej tolerancji i akceptacji. A najczęściej własnej mocy kreowania naszego świata. Proponuję proste ćwiczenie. Wyobraźmy sobie, że nasza reakcja ma moc powielania rzeczywistości. Wyobraźmy sobie, że ze złością reagujemy na to, że ktoś łamie gałąź drzewa. Nasza złość powoduje, że wszystkie drzewa w całym mieście mają połamane gałęzie. A teraz inaczej: wyobraźmy sobie, że ktoś łamie gałąź, ale w odpowiedzi zobaczmy swoim wewnętrznym okiem, że okaleczone drzewko wypuszcza nową gałązkę. I natychmiast na wszystkich innych także pojawiają się świeże listki. Czy to nie jest cudowna magia?
Ta metafora pokazuje sens naszego istnienia i naszej mocy. Jesteśmy tu na Ziemi, by tworzyć, budować i uzdrawiać. To oczywiste, że nie popieramy łamania gałęzi, brudnego chodnika czy sąsiadów, którzy hałasują całą noc. Ale wchodzenie w walkę z drugim człowiekiem, czy z sytuacją nie jest żadnym rozwiązaniem. Metodą uzdrowienia jest kreowanie mocą umysłu tego, czego pragniemy. Warto poświęcić chwilę, by z miłością tworzyć wizje pięknych, czystych miast, zdrowych drzew i przyjaznych ludzi. To działa.