Wybaczanie to proces głębokiego wglądu i duchowego wzrastania. Dlatego właśnie gotowość do odpuszczenia i zmiana podejścia do świata, jawi się bramą do transcendencji na większości ezoterycznych ścieżek. Bez wybaczenia nie ma rozwoju, jest tylko zabawa kolorowymi klockami rozmaitych metod. I nie jest żadną tajemnicą, że wielu ludzi głośno powtarza: „wybaczam”, a jednocześnie upycha kolanem w głębi serca stary żal, który jest niemożliwy do uwolnienia.
Problem leży moim zdaniem w braku właściwego pojmowania całego zjawiska. Większość z nas myśli, że wybaczenie to zaakceptowanie wyrządzonego zła. Szukamy sposobu, by wybaczyć poprzez ustawienie siebie ponad wyrządzoną nam krzywdą, spojrzeć z góry i odpuścić temu „złemu” człowiekowi pomimo oczywistej jego winy. Tymczasem prawdziwe wybaczenie widzi sytuację wielopoziomowo i dostrzega w trudnym zjawisku tylko lekcję dla siebie. Nie ocenia, bo wie, że sama ocena nie ma najmniejszego sensu.
Czasem test bywa jeszcze głębszy. Można wtedy pochylić głowę i powiedzieć: „należało mi się” albo „potrzebowałem takiej lekcji”, ale co z samym złem? Jak zaakceptować to, że nastąpiła kradzież, zdrada, oszustwo, podłość i krzywdziciel nie poczuwa się kompletnie do winy? Można powiedzieć z wysokiej półki: „ja ci wybaczam”, ale zło pozostaje złem. Na dodatek ten człowiek może potem skrzywdzić kogoś innego. Jeśli odpuścimy i zapomnimy, to czyja to będzie odpowiedzialność?
Nawet kiedy z psychologicznego poziomu rozumiemy „kata” i wiemy, że całe życie wspinał się pod górę, to okrutny czyn nie zniknie i może być wyrządzany nadal, tylko teraz komuś innemu. Proces wybaczania zdaje się wymagać od nas zaakceptowania niegodziwości, na którą nasz wewnętrzny kompas zgody nie daje. Z tyłu głowy wybaczającego pozostaje lęk i wyrzut sumienia z wielkim pytajnikiem: „co dalej? Czy nie powinienem coś z tym zrobić?”
Prawdziwe wybaczenie pojawia się wtedy, kiedy zrozumiemy, że istnieje harmonia wszechświata i żadne zło nie wymyka się spod boskiej kontroli. Wymaga to powierzenia i wiary, takiej autentycznej wiary, w której nie próbujemy rządzić wszechświatem i nie chcemy nikogo ani niczego oceniać. Przyjmujemy, że wszystko, co się wydarza ma sens, a naszym zadaniem jest odkryć ten sens i wyjąć z niego dla siebie bezcenne nauki. Nie krytykujemy ludzi ani wydarzeń, rozumiemy, że to, co postrzegamy jako „zło” jest po prostu niezbędnym elementem rzeczywistości. Każde zjawisko to część magicznej układanki, która jest dokładnie taka, jaka być powinna.
Prawdziwe wybaczenie przychodzi wtedy, kiedy dostrzeżemy, że „kat” to mądra i odważna dusza, która wzięła na siebie niesienie innym trudnych lekcji miłości. Nie czyni niewłaściwych rzeczy po to, byśmy zanurzali się w nienawiści czy żalu i szukali odwetu albo latami użalali się nad sobą i swoim nieszczęsnym losem. Uderza nas zdradą, krzywdą, okrucieństwem, nieuczciwością właśnie po to, byśmy nauczyli się odpuszczać i rozumieć rzeczywistość w takiej postaci, jakiej doświadczamy. Byśmy umieli wyjść poza pojęcie krzywdy i zobaczyli w cierpieniu ważną wzmacniającą informację dla siebie.
Prawdziwe wybaczenie przychodzi wtedy, kiedy ponad złem dostrzeżemy wielką i ważna prawdę, że nasza miłość nie jest zgodą na negatywność, lecz uzdrowieniem wszelkiej złej energii. Bez poświęcania się, bez przymykania oczu, bez akceptacji nieakceptowalnego, lecz ze świadomym pojmowaniem, że wszystko jest grą i nie ma tu nic do wybaczania. Zjawiska są tylko scenariuszem na scenie życia, który ma prowokować nas do właściwej reakcji. Tylko tyle. Są celowe i harmonijne.
Prawdziwe wybaczanie pojawia się wtedy, kiedy niczego nie chcemy i nie potrzebujemy wybaczać, bo wszystko odnajduje swoją logikę. Nie ma krzywdy, jest tylko doświadczenie. Nie ma zła, są tylko wskazówki i lekcje. Nie ma „katów”, są tylko nauczyciele. Nie ma sprawiedliwości i niesprawiedliwości, są tylko programy dusz i plany rozwoju dla danego człowieka. Nic nie jest przeciwko nam. Są tylko trudne wydarzenia, które mają wydobyć z naszego serca miłość do siebie. Wybaczenie następuje, kiedy zaczynamy widzieć życie wielowymiarowo.