„Arcyczłowieczeństwo jest tuż za progiem. I wyraża się w małych gestach, które z nagła stają się wielkie i wymowne”.
Prof. Zbigniew Mikołejko
Czytałam kiedyś świetny felieton profesora Zbigniewa Mikołejko. Autor zachęca w nim czytelników do chwili refleksji nad rzeczywistością i próby dostrzeżenia dobrych, jasnych stron świata. Zainspirował mnie ten tekst nie dlatego, że jest odkrywczy. Wszak od lat uczę pozytywnego podejścia do codziennego życia. Zainspirował mnie, ponieważ jest takim prostym i spokojnym otwarciem oczu na oczywiste aspekty naszej rzeczywistości. Na to, czego nie dostrzegamy, zajęci nawykowym narzekaniem. O wiele łatwiej pójść na motywujące szkolenie i na energetycznym haju wykrzykiwać swoją miłość do świata, niż dostrzegać dobro w codziennych drobiazgach. Prawdziwa sztuka nie polega na tym, by okłamywać samego siebie i udawać, że żyjemy w raju, otoczeni przez idealnych ludzi, lecz na tym, by zauważając trudne sytuacje, nie załamywać się, nie uciekać od nich, ale wierzyć, że się uda. By doceniać proste akty dobroci i mądrości. Polega także na tym, by spotykając problematyczne osoby umieć powiedzieć sobie: „widać inaczej nie umie” i zwrócić się ku tym, którzy traktują nas z miłością.
Dobra jest wokół nas o wiele więcej niż zła. Nie dostrzegamy go, bo to raczej zło jest przez media notorycznie podkreślane. Rzadko mówi się o kimś, kto zrobił coś dobrego, natomiast z pasją snujemy opowieści o pobitych dzieciach, katowanych psach, oszustwach, kradzieżach. Sami dobrowolnie nakręcamy się negatywną stroną naszego życia. Nie byłoby w tym tragedii, gdybyśmy równoważyli te opowieści pozytywnymi historiami, których w istocie wcale nie brakuje. Nie tak dawno mój mąż uratował tonącego chłopczyka. Moja znajoma zasponsorowała chorą na raka koleżankę. Pani z sąsiedztwa przygarnęła chorego, bezdomnego kota, ratując mu życie. Kolejna klientka napisała do mnie z podziękowaniem za udzieloną pomoc i poprawę jakości życia. Proste, spontaniczne rzeczy niewarte rozgłosu. Ale warte odnotowania w naszym wewnętrznym umysłowym komputerze, by pamiętać, że bycie tu i teraz nie składa się tylko ze złych zachowań. Tymczasem my patrzymy tylko w jedną stronę i mówimy: „świat jest coraz gorszy…” Nie jest. To tylko my zmieniamy optykę sterowani mediami.
Czasem tak jest po prostu wygodniej. Kiedy skupiamy się na negatywnej stronie rzeczywistości, możemy wytłumaczyć się z każdego niecnego postępku, każdego tchórzostwa i niewdzięczności. Z każdego lenistwa i nawet z chciwości. Można po prostu zasłonić się nią jak tarczą i powiedzieć: ja się tylko bronię, bo muszę.
Mam znajomą, która razem ze mną kończyła studia psychologiczne. Wyjechała za granicę i robi tam to samo, co ja tutaj. Sam wyjazd za granicę nie jest niczym niewłaściwym. Mnóstwo ludzi szuka szczęścia i spełnienia w różnych miejscach na Ziemi. Jednak moja znajoma wyjechała głównie po to, aby zarabiać więcej, więcej i więcej… bo pieniądze zawsze były dla niej najważniejsze. Nie przyznaje się do tego, lecz zasłania negatywną oceną swojego kraju, w którym przecież można być szczęśliwym, jeśli tylko się chce. Myślę, że jest właśnie taką osobą, która woli narzekać i uciekać niż uwierzyć w dobro. Z przykrością zauważam, że nawet ktoś, kto uczy „pozytywnego myślenia” zakreśli granicę swoich nauk tam, gdzie mu pasuje.
Znajoma ta twierdzi, że nie mogła w Polsce znaleźć dla siebie pracy. A ja mogłam? Mogłam. Różnica świadomości między nami polega na tym, że ja wiem, wierzę i od lat powtarzam, że to, czym się zajmuję, mogę robić wszędzie, a więc także w ojczyźnie.
Mój mąż jest tego samego zdania. Żyjemy tu i zarabiamy, robiąc to, co umiemy, najlepiej jak potrafimy. Dostrzegamy dobro i piękno tego miejsca nawet wtedy, kiedy mamy trudności. Czy jesteśmy bardzo bogaci? Zdecydowanie nie, ale to nie jest dla nas najważniejsze i nigdy nie było.
Pamiętam, jak kiedyś, dawno temu, ktoś proponował mojemu mężowi wyjazd za granicę, aby zarobił w euro, czyli trzy razy więcej niż zarabia tutaj. Spojrzeliśmy wtedy na siebie, a mąż mnie po prostu zapytał: chcesz? Pojadę i zarobię. Nie chciałam. Nie chciałam zostać sama, budzić się w pustym łóżku. Żadne pieniądze nie zastąpią mi ciepłych ramion mojego mężczyzny. Moim priorytetem jest miłość i bliskość – tak, do tego śmiało mogę się przyznać. Wolę żyć skromniej, mieć mniej, a móc rano przytulić się do ukochanego.
Czuję się spełniona, kocham to, co robię i nie narzekam na swoje życie. Nie widzę potrzeby krytykowania miejsca, w którym jestem, ponieważ wiem, że to ja swoimi myślami kształtuję to, co mnie spotyka. Jeśli ktoś ustawicznie narzeka, to gdziekolwiek pojedzie, będzie przyciągał trudności. To nie miejsce decyduje o naszym szczęściu, lecz nasze myśli. Wszędzie można kreować dostatek, szczęście, realizację pasji, samospełnienie, odwzajemnioną miłość.
Mam wszystko, czego pragnę i nie mam potrzeby, by gromadzić więcej dóbr materialnych. Wiem doskonale, że umierając, nie zabiorę ze sobą tych wszystkich mieszkań, samochodów, ubrań czy biżuterii. Wezmę na drugą stronę jedynie uczucia, które przeżywam. Miłość do bliskich, dobre słowa zapisane w sercach innych ludzi, wdzięczność, radość, pasje. Wybierając miłość zamiast pieniędzy, pozostaję w harmonii ze swoim sercem i duszą.
Oczywiście wiem i rozumiem, że moja znajoma nie umie spojrzeć tak, jak ja. Wychowana w ubogiej rodzinie, inaczej patrzy na świat. Z cała pewnością mogła tu spełniać swoje marzenia i budować swoje szczęście. Wystarczyłoby, aby zaczęła dostrzegać dobro wokół siebie – wspaniałe okazje, pięknych ludzi, cudowne możliwości. To wszystko, czego nie chcemy zauważyć, kiedy uciekamy w inne miejsce. Zmiana optyki sprawiłaby, że i tutaj odnalazłaby spełnienie. Jednak tu było jej źle, bo miała za mało dóbr materialnych. Oczywiście to jej wybór. Spełnia swoją rolę tu na Ziemi tak, jak potrafi.
Piszę o tym, abyśmy nie powielali takiego zachowania. Nie warto. Ucieczka do innego miasta czy kraju nie pozostawi za nami naszych smutnych myśli i negatywnych wzorców. Dokądkolwiek pójdziemy, zabierzemy je ze sobą. Spróbujmy nauczyć się dostrzegać dobro, bodaj najmniejsze tam, gdzie akurat jesteśmy. Spróbujmy zaufać i uwierzyć, że w nas są wszystkie możliwości budowania tego „arcyczłowieczeństwa”, dla którego zeszliśmy na Ziemię i zmagamy się z materią.
Pamiętajmy poza tym, że nie rozwijamy się duchowo, kiedy chcemy za wszelką cenę mieć jak najwięcej, ponieważ pogoń za pieniądzem zawsze wrzuci nas w ślepą uliczkę materializmu gdzieś bardzo daleko od właściwej ścieżki.
To najczęściej spotykana w prospericie pułapka: szybkie ominięcie złotego środka, aby wreszcie dopaść upragnionego bogactwa. Jest to szczególnie trudne dla tych, którzy przez wiele lat żyli w biedzie, przekonani o tym, że pieniądz jest zły i służy tylko nieuczciwym potentatom. Kiedy po wielu kursach i przeczytaniu setek pozytywnych książek uwierzą nareszcie, że mają prawo żyć w dostatku, rzucają się na oślep, aby nadrobić stracony czas. Mijają granice zdrowego rozsądku i biegną, aby mieć więcej i więcej… Zasłaniają się pozytywnymi poradnikami i Prawem Przyciągania, w których napisano: możesz być milionerem, masz prawo mieć nieskończoną ilość pieniędzy… Tak. Masz prawo, tylko po co?
Posiadanie dużo więcej niż naprawdę potrzebujemy, może stać się pułapką, w której zapominamy o tym, co najważniejsze i stajemy się częścią wielkiej bezdusznej maszyny… Z adepta duchowej ścieżki zamieniamy się w szczura, który goni własny ogon.
Pilnujmy swoich myśli i szukajmy wokół siebie codziennych cudów dobroci, radości i szczęścia. Szukajmy dla siebie wspaniałych możliwości realizacji tu, gdzie jesteśmy. Nie dajmy sobie za mocno zasłonić oczu pieniędzmi, albowiem wszystkie materialne rzeczy mamy tu na Ziemi wyłącznie w dzierżawie. Zauważajmy dobro i uczyńmy je swoim priorytetem. Raj jest tam, gdzie my jesteśmy, jeśli tylko umiemy go dostrzec.