Aby móc udzielać zabiegów REIKI, najpierw trzeba poddać się inicjacjom, które uruchamiają w człowieku umiejętność pobierania, gospodarowania i przekazywania REIKI. Taka umiejętność jest niezwykle trudna do samodzielnego wypracowania, choć – jak twierdza specjaliści od medytacji i pracy z energią – nie niemożliwa. Wymaga jednak wielu lat skomplikowanej pracy nad sobą. Metoda Usui jest dla nas niezwykle cenna, ponieważ umożliwia uzyskanie tej umiejętności w przeciągu bardzo krótkiego czasu. Jedna inicjacja trwa kilka minut. Według systemu, w którym pracuję, pełne otwarcie na energię REIKI, czyli uzyskanie „pierwszego stopnia” wymaga czterech wtajemniczeń. Aby nie tworzyć „magicznych niedomówień”, wyjaśniam od razu, ze inicjacja jest specyficznym rodzajem zabiegu REIKI i polega na uruchomieniu przepływu energii. Nie wymaga żadnych specjalnych przygotowań, poza rzecz jasna szczerą chęcią otwarcia się na nowe możliwości. Jest też zdecydowanie przyjemnym doświadczeniem.
Nie ma specjalnych wymagań czy też warunków do udzielania REIKI, gdyż jest ona energią bezwarunkowej miłości i – jak twierdzą praktycy – energią inteligentną. Oznacza to, że nie musimy czuć się związani jakimikolwiek ograniczeniami i zasadami, od których nie wolno byłoby nam odejść. Po prostu przykładamy ręce, uruchamiamy przepływ i już. Reszta dzieje się sama. Warto kierować się uczuciem, intuicją. REIKI poprowadzi nas tam, gdzie istnieje największe zapotrzebowanie. Ponadto REIKI zawsze dopasowuje się do potrzeb osoby przyjmującej, zatem nie musimy się martwić, kiedy wydaje nam się, że nie odczuwamy w dłoniach znanego tak dobrze „płynięcia”. REIKI pracuje i wypełnia ciało osoby, której przykładamy ręce. A im częściej robimy zabiegi, tym bardziej rozwijamy się wewnętrznie i tym lepiej zaczynamy odczuwać i rozumieć energię.
Co ważne: możemy działać energią niezależnie od swojego stanu zdrowia, zmęczenia czy nastroju, ponieważ REIKI nie wyczerpuje nas, lecz „doładowuje” i wypełnia najpierw nas, a dopiero potem za pośrednictwem dłoni przepływa do ciała potrzebującej osoby. Zatem jest czymś, co uzdrawia najpierw uzdrowiciela… To istotne, bo nie musimy się obawiać, że robiąc zabieg oddajemy swoją energię albo „zarażamy” się chorobą od przyjmującego. Jeśli jednak sami czujemy się bardzo chorzy, to przekazywanie energii komuś może okazać się mało skuteczne, albowiem przede wszystkim będziemy ją pobierać dla siebie. Niemal cała energia zostanie zużyta przez nas i ten, komu robimy zabieg dostanie jej niewiele.
Nie ma wielu ograniczeń do wykonywaniu zabiegów. Jest zastrzeżenie, że u osób po wylewie, zabiegi REIKI można wykonywać dopiero po 21 dniach. Kolejne dotyczy rozruszników i innych wszczepionych elementów. Bardzo ostrożnie podajemy też REIKI po zawale. Na pewno nie wolno robić REIKI osobie, która właśnie leży na stole operacyjnym pod działaniem narkozy. Nie dlatego, że „zaszkodzi”, ale może po prostu „obudzić”, zniwelować podany anestetyk, a to nie jest w tym momencie pożądane. Są to wszystko szczegóły omawiane na seminariach REIKI.
Jedną z największych zalet Reiki jest prostota. Nie wymaga ta metoda żadnej specjalnej wiedzy. Wszystko robimy intuicyjnie. Pomimo wielu starannie wykonanych zdjęć, dotyczących układów rąk, każdy praktyk Reiki wie, że w gruncie rzeczy nie ma znaczenia, w którym miejscu przyłożymy ręce, ponieważ Reiki dotrze spokojnie do wszystkich części ciała. To nie znaczy, że te układy są pozbawione sensu. Są opracowane w taki sposób, aby energia wpływała do ciała w najlepszych punktach wzdłuż meridianów. Te same punkty są wykorzystywane w Dotyku dla Zdrowia czy akupunkturze. Jeśli jednak z rożnych powodów nie możemy się dostać do wszystkich miejsc na ciele potrzebującego, kładziemy dłonie tam, gdzie można, chwytamy za nogi czy ręce. Reiki zrobi resztę. Dotrze do innych części ciała. Wystarczy zaufać.
Dla mnie Reiki jest przedłużeniem Najwyższego Źródła, z którego spływa w nasze ciała. Przez 20 lat nauczyłam się bezgranicznego zaufania, pozwalając się prowadzić i rozwiązywać różne sprawy. Nauczyłam się ufać tej energii. Nigdy dotąd mnie nie zawiodła. Jednak nauczyłam się też pokory i oddania. Kiedyś, przykładając ręce do ciała chorej osoby, układałam skomplikowane intencje, czego to ja bym dla tego człowieka chciała… Dzisiaj proszę o uzdrowienie na wszystkich poziomach – i to wszystko. Nie studiuję atlasu anatomicznego i nie uczę się diagnozowania chorób, bo jestem świadoma, że ta energia lepiej ode mnie wie, co ma zrobić i jak przywrócić harmonię w ciele przyjmującego. Wystarczy zaufać.
Wiem, że Reiki niesie tylko dobro. Nie obawiam się, że w jakikolwiek sposób zabieg Reiki może komuś zaszkodzić. Jest to energia wzrostu, rozwoju, zdrowia, wzmacniania. Nie zasila niczego, co nie służy najwyższemu dobru danej osoby. Nigdy nikomu nie przyniesie niczego negatywnego. Nie ma takiej możliwości. Wystarczy zaufać. Ważne jedynie, aby przyjmujący chciał takiego zabiegu. Tylko strach i blokada, wypływająca z myślenia czy braku informacji, może spowodować dyskomfort u przyjmującego. Dlatego to jest najważniejszy warunek do przeprowadzenia zabiegu – chęć przyjęcia Reiki przez tego, komu chcemy ją przekazać. Pozostałe zastrzeżenia dotyczą tylko niektórych schorzeń.
Jest to jeden z wielu paradoksów, który potwierdza wagę sprawczą naszych umysłowych możliwości. Energia podąża za myślą, myślą więc można ją wysłać lub wręcz przeciwnie zatrzymać i zablokować, wywołując w sobie samym ból. Ludzie, którzy boją się Reiki, nie mają pojęcia, że całe swoje życie korzystają z tej energii, lecz pobierają ją w niedużej ilości. To, co Mikao Usui nazwał w swoim języku Reiki, jest tą samą energią, która odżywia nasze ciała, wpływając przez czakrę korony. Dzięki specjalnemu dostrojeniu, osoba zainicjowana w Reiki pobiera jej wielokrotnie więcej niż zwykły człowiek. Dlatego może także przekazywać ją dalej. Lęk przed Reiki jest zatem tak samo absurdalny, jak lęk przed powietrzem, którym codziennie oddychamy… Ale to osobny temat. Dla naszych rozważań istotne jest jedynie to, że możemy taką myślą zablokować wszystko, co dobre. Jeśli komuś wmówimy, że właśnie zjadł coś trującego, to natychmiast poczuje ból brzucha. Na tej samej zasadzie działa myślowa blokada, która włącza się u osób, obawiających się Reiki. Może spowodować fizyczny dyskomfort.
Bywają też dolegliwości pojawiające się po serii zabiegów. Nie oznacza to, że Reiki zaszkodziło. Jest to tzw. proces „oczyszczania”. Reikowcy żartują sobie, że po otrzymaniu inicjacji już nie chorują, tylko się oczyszczają. Objawy mogą być różne i nie u każdego się pojawią. Warto uprzedzić przyjmującego od nas zabieg, że taka możliwość istnieje, ale bez szczególnego podkreślania. Człowiek uprzedzony, że „na pewno będzie wymiotował” wystraszy się i zrobi wszystko, żeby faktycznie czuć się źle. Praktyka wskazuje, że nieprzyjemne procesy oczyszczania nie zdarzają się często, a adepci REIKI, których mistrz w ogóle o oczyszczaniu nie uczył, nie mieli żadnych dolegliwości. Pamiętajmy, że programujemy sobie wiele rzeczy sami. Zatem jeśli możesz, zaprogramuj przyjmującego – z poziomu swojego autorytetu terapeuty – że będzie czuł się coraz lepiej i lepiej i lepiej…
Jednym z czynników, budzących najwięcej wątpliwości, jest delikatne działanie energii. W drobnych sprawach, typu ból miejscowy, rwa kulszowa czy opuchlizna, działanie Reiki bywa bardzo spektakularne. Praktyk to wie, bo sam doświadczył na sobie, że czasem i po minucie od przyłożenia dłoni ból ustępuje. Nie mamy wówczas żadnych wątpliwości i błogosławimy Reiki za jej uzdrawiające działanie.
Jednak czasem w różnych schorzeniach wielokrotnie przykładamy ręce, a efekty trudno dostrzec. Rodzi się wówczas pytanie: czy to w ogóle pomaga? Dlaczego nie ma natychmiast tego cudownego wyzdrowienia, co zwykle? Osoby spoza Reiki, które jako klienci nastawiają się na cud, mogą czasem być nawet rozczarowane. Tymczasem Reiki działa i robi swoje, nawet wówczas, kiedy nasze samopoczucie zdaje się tego nie potwierdzać.
Reiki działa na wielu płaszczyznach. Oprócz tej fizycznej, dotyka także prawdziwych przyczyn choroby zamkniętych w emocjach. Potrzebuje wolnej woli człowieka, aby pomóc mu zmienić niewłaściwy wzorzec myślowy, który odpowiada za dolegliwość. A jeśli ktoś wcale nie chce zmienić myślenia? Jeśli z uporem trzyma się swoich bezwartościowych przekonań? Reiki nikogo do niczego nie zmusza. Działa subtelnie, łagodnie zachęca, a potem już tylko znieczula, ujmując cierpienia. Do pełnego wyleczenia potrzebuje współpracy chorego: jego zgody, otwarcia, zmiany myślenia i pozbycia się niewłaściwych wzorców. Na drugim stopniu adepci dostają narzędzia, które mogą w tym pomóc. Tylko pomóc. Zawsze decyduje wolna wola przyjmującego Reiki. Tylko on może zdecydować, że chce zmienić sposób myślenia i żyć w harmonii.
Reiki działa na wszystkich płaszczyznach, zatem uruchamia takiego człowieka do tego, żeby coś konkretnego ze sobą zrobił. Stymuluje go do podjęcia psychoterapii lub przemyślenia pewnych życiowych tematów. Nowotwory na przykład powstają w wyniku noszenia w sobie żalu i pretensji do kogoś, często do samego siebie. Bez radykalnego wybaczenia temu komuś, ciało nie zostanie uzdrowione. Reiki prowokuje taką osobę do zajrzenia w głąb własnego serca i odpuszczenia. Znam wiele przypadków wyleczenia z pomocą Reiki z raka, ale najważniejszym wskaźnikiem tego procesu była całkowita zmiana myślenia u tych ludzi. Otworzyli się na miłość, wybaczyli, z dnia na dzień stali się istotami pogodnymi, pogodzonymi z losem i z innymi. Uzdrowienie stało się naturalną konsekwencją tej wewnętrznej przemiany.
Jeśli weźmiemy powyższe informacje pod uwagę, zrozumiemy, dlaczego czasem pozornie REIKI nie działa i nie pomaga. REIKI nas wspiera, zachęca, stymuluje, bo takie są jej właściwości. Ale nie ma ona wpływu na naszą wolną wolę. Jeśli ktoś podświadomie chce być chory, bo to zapewnia mu uwagę i troskę otoczenia, to zabiegi będą jedynie poprawiać jego samopoczucie i przedłużać życie. Jeśli ktoś nie chce i nie potrafi wybaczyć, to REIKI nie zrobi tego za niego, a tym samym nie doprowadzi do zdrowia. Każdy z nas sam dokonuje wyboru, najlepszego na dany moment, takiego, na jaki jest gotowy.