Główna    Horoskopy i analizy   Kursy i konsultacje   Kroniki Akaszy  Publikacje   O mnie    Mapa strony

 

Sen o niedocenianiu

 

Do poczytania:

Prosperita

Myślenie kwantowe

Inspiracje Prosperity

Boskie Portfolio

Warsztaty

 

Uzdrawianie

Psychosomatyka

Wybaczanie

Wewnętrzne dziecko

Miłość bezwarunkowa

Kodowanie

Metoda Evelyn Monahan

Afirmacja

Mapa Marzeń

Felinoterapia

Żywioły

Aura Soma

Aromaterapia

Związki

Harmonia serca

Emocje

NAO

 

Czakry

Numerologia

Astrologia

Astrologia Wedyjska

 

Sny

Sen o mocy

Sen o zdradzie

Sen obietnica

Sen o śmierci

Sen o samochodzie

Sen o matrixie

Sen o dziecku

Sen o Mistrzu

Sen o wspinaczce

Sen o miłości

Sen o bliskości

Sen o niedocenianiu

 

Anioły

Reiki

Kroniki Akaszy

Medytacja

Przebudzenie

Artykuły

Publikacje

Lektury

Linki

 

 

 

Każdy miewa czasem takie sny, które uprzedzają o skomplikowanych doświadczeniach. Nic to nowego. Czasem słuchamy takiego przekazu i udaje nam się uchronić przed czymś. Ale warto też podkreślić, że najczęściej bywają wyrazem lęków i w sumie w ogóle się nie sprawdzają. Na przykład sen o podróży, która jakoś niefortunnie się kończy, a w realu wszystko układa się pozytywnie. Nasze lęki są ukryte w podświadomości i bywa tak, że są całkiem irracjonalne.

Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o moim śnie, który był dla mnie dość niezrozumiały do dzisiaj. Dzisiaj nagle się urzeczywistnił. Niesamowite zjawisko, dlatego się nim dzielę, bo wiem, że Wy też tego doświadczacie.

W tym śnie jestem w szkole buddyjskiej (może w klasztorze), w której są same kobiety. Nie lubią mnie, obgadują poza plecami i czuję z tego powodu ogromną przykrość. Te kobiety traktują mnie jak kogoś gorszego od nich, a powinny przyjmować ode mnie nauki, bo jestem bardziej zaawansowana w rozwoju. One tego nie wiedzą i nie widzą, że jestem tuż przed oświeceniem i mogą się ode mnie dużo nauczyć.

Wśród nich jest jedna moja uczennica, która bardzo mnie podziwia i szanuje. Zwraca się do mnie: "Mistrzyni", chroni mnie przed innymi i ciągle mi się kłania, a nawet szykuje dla mnie jakieś podwyższenie do siedzenia. Jest to dla mnie przesadą w drugą stronę, bo chciałabym być traktowana zwyczajnie, jak równy z równym. Siadam w jednym rzędzie z innymi.

Do szkoły (klasztoru) przyjeżdżają trzy oświecone Istoty, trzej Lamowie. Wiem, że w swoim oświeceniu rozpoznają moją prawdziwą naturę i poziom zaawansowania duchowego. Nie mylę się. Kiedy padam z płaczem do stóp jednego z nich, on rozpoznaje mój poziom i łagodnie mnie podnosi, wyciera mi łzy z twarzy. Liczę na to, że powie wszystkim moim koleżankom, by przestały mnie traktować z pogardą, jak kogoś gorszego. Tymczasem oświecony mistrz patrzy na mnie ze współczuciem i mówi: "najlepiej będzie, jak stąd wyjedziesz razem ze swoją uczennicą, może do Norwegii?"

Obudziłam się ze śmiechem, bo dlaczego właśnie "Norwegia"? I od razu zauważyłam mądry przekaz, że trzeba samemu zadbać o siebie. Nie można liczyć na to, że ktoś inny zmieni nasze otoczenia i sprawi, że będziemy lubiani. Prawo Przyciągania jest bezlitosne, tylko my odpowiadamy za to, czy nas lubią czy nie i tylko my możemy to zmienić. To dość oczywiste.

Symbolika szkoły buddyjskiej jako środowiska duchowego wzrastania też jest dla mnie jasna. Nie czuję się najlepiej w świecie, w którym ludzie z zachwytem klaszczą niskim energiom i osobom świecącym odbitym światłem, a pomijają lub nawet krytykują prawdziwych Mistrzów Duchowych. Widzę i czuję poziomy energii duchowej taki mój dar. Zachwycanie się mrokiem stale mnie zaskakuje, chociaż taka jest natura tego świata i wiem, że muszę nauczyć się to akceptować. To wszystko rozumiem.

Ale rozumienie wcale nie pomaga poczuć się lepiej, kiedy wszyscy jesteśmy Jednością. Dokąd zmierza ten świat, w którym ludzie nie odróżniają ziarna od plew? Wiem, że nie mam na to wpływu, a sen pokazuje, że po cichu liczę na Oświeconych Mistrzów, że naprawią ten świat i tych wszystkich ludzi, którzy nie odróżniają dobra od zła. Niestety to tak nie działa i mój sen pokazuje, że świat jest jaki jest. Nie zmieni się. To ja mam zostawić środowisko, które mnie nie rozumie i nie docenia i iść tam, gdzie mogę zasiać jakieś wartościowe rzeczy. Do tych, którzy są gotowi.

Ale dopiero dzisiaj odkryłam, że mój sen sprzed kilku dni zapowiada energie, które rzeczywiście się zamanifestują. Biorę udział w pewnym evencie rozwojowym, w który włożyłam sporo energii i zaangażowania, a w którym nie czuję się dobrze. W wydarzeniu promuje się przypadkowe osoby, a ja nie dostałam nawet propozycji płatnej reklamy, wywiadu, czegokolwiek, co nadałoby sens mojej pracy dla eventu. Nie udostępniono linku do mojej strony. Mój udział nie przynosi mi zatem nawet tak prozaicznej wartości jak reklama.

Jak wspomniałam wcześniej czuję energie i wiem, że dla organizatorów nie istnieję jako człowiek, jako mówca, jako wartościowy nauczyciel. Jestem tylko narzędziem do przyciągnięcia ludzi. Liczbą. Przedmiotem. Podobnie jak wielu innych wykładowców. Większość prelegentów została po prostu wykorzystana do zrobienia reklamy dla kilku wybranych osób. Moi przyjaciele mówią mi: "napisz do nich, zapytaj, zaprotestuj". A ja zgodnie ze swoim snem wiem, że nie warto. Nikt i nic się nie zmieni. To ja mam "wyjechać do Norwegii", czyli zrezygnować ze współpracy z ludźmi, którzy mnie nie doceniają i nie szanują.

Trafność mojej sennej symboliki jest tak zdumiewająca, że chciałam się tym z Wami podzielić, bo jak wspomniałam wcześniej ten sen do niczego mi nie pasował. Był poruszający, a Mistrzowie wydawali się silną, prawdziwą energią, a nie tylko senną zjawą. Nie miałam pojęcia dlaczego proponują mi wyjazd, kiedy robię takie wartościowe rzeczy, które sprawiają mi tyle radości. Rzecz nie w tym, co robię, ale dla kogo. Czas zrozumieć, że tłumne eventy nastawione tylko na pieniądze przyciągają swoją energią podobne osoby, które nie skorzystają mimo najszczerszych chęci z innych wibracji, niż te, w których sami się znajdują. A każdy jest we właściwym miejscu i czasie.

Dzielę się tym, bo to dotyczy nas wszystkich zaawansowanych na ścieżce wzrastania. Nie można rozmieniać swojej energii na drobne i żałować, że inni nas nie rozumieją. To nie problem innych, to my weszliśmy w niewłaściwe miejsce. Pamiętajcie Kochani nie jesteśmy dla każdego i nie każdy umie nas docenić. Warto poszukać ludzi, którzy kochają nas takich jakimi jesteśmy, zamiast próbować zjednywać sobie tych, którym się nie podobamy. Każdy nauczyciel, przewodnik, terapeuta ale i twórca czy artysta powinien poszukać swojej "Norwegii".

Bogusława M. Andrzejewska