Główna Horoskopy i analizy Kursy i konsultacje Kroniki Akaszy Publikacje O mnie Mapa strony
Kwantowe lajki
Do poczytania:
Metoda Evelyn Monahan
W kontekście fizyki kwantowej wiemy wszyscy, że wibracje przyciągają się w określony sposób. Oznacza to, że to my tworzymy wybrane jakości energetyczne, które następnie przyciągają do nas ludzi o podobnym nastawieniu lub przekonaniach. Nazywa się to dostrojeniem. W specyficznym świecie Internetu to może być istotna wiadomość, ponieważ tłumaczy na jakiej zasadzie pojawiają się na naszych stronach i fanpejdżach znaki polubienia, tzw. „lajki”. Zakładamy, że osoby, którym odpowiada nasza wibracja oraz wibracja naszych wypowiedzi, „podlajkują” to, co umieścimy w sieci.
Tymczasem realia wskazują, że człowiek potrafi zadać kłam nawet fizyce kwantowej, ponieważ na świecie jest tak dużo oszustów, że żadne wibracje nie zdają egzaminów. To oczywiście tylko metafora - prawa fizyki działają nadal, tylko wszystko wygląda inaczej niż powinno... Większość z nas wie, jak powstaje takie lajkowe oszustwo. Oto, co pisze na ten temat Newsweek (nr 28/2014): „Pozytywny komentarz? Proszę bardzo, wystarczy 60 groszy. Bez zbędnych pytań, czy reklamowany produkt jest dobry, a nawet czy istnieje. Szacuje się, że jedna trzecia opinii w sieci to produkowane za pieniądze fałszywki.”
Dlatego właśnie nie wierzę żadnym wstawianym na blogach rekomendacjom. Jak pisałam kiedyś w artykule o Samoreklamach, świadczą one jedynie o niskim poczuciu wartości właściciela bloga lub o jego desperackiej chciwości. Prawdziwa, wartościowa i wiarygodna reklama jest jak talerz kanapek: stawiam go przed Wami i tym samym proponuję, abyście się poczęstowali, jeśli chcecie i kanapki wyglądają dla Was apetycznie. Nie zmuszam, nie namawiam, nie wpycham na siłę do buzi, a co najważniejsze: nie upycham pod liściem sałaty nieświeżego plastra pomidora. Bo reklama to powinno być zaproszenie: tu jestem i to robię, w taki sposób, możesz skorzystać, jak chcesz. Jeśli przekroczę granice, jeśli umieszczę na swojej stronie prawdziwe lub zmyślone rekomendacje, wówczas zaproszenie zamienia się w manipulację.
Można pochwalić się, że świadczyliśmy usługi dla firmy XYZ i firma ta jest z nas zadowolona. Możemy napisać, że mamy setki usatysfakcjonowanych klientów – to brzmi uczciwie i nie jest manipulacją, tylko ogólnikiem. Ale jeśli napiszę, że dzięki mnie pani Maria pozbyła się uporczywych migren, to manipuluję wszystkimi czytelnikami, których boli głowa. Czytając mój blog mogą zostać zakodowani w określony sposób, ponieważ cierpiąca na migreny kobieta utożsamia się natychmiast z panią Marią. Na tym zresztą polega owa komunikacyjna sztuczka, którą bez żenady stosują większe i mniejsze firmy. Widzimy to każdego dnia. Myślę jednak, że taką papkę łyka już coraz mniej ludzi, ponieważ nasze wibracje wzrastają i wiele osób dostrzega zjawisko, o którym piszę.
Jest we mnie wystarczająco dużo łagodności i zrozumienia, aby na takie zjawisko unieść jedynie brew i uśmiechnąć się do siebie. Nawet ta publikacja nie ma zbyt wielkiego sensu, ponieważ podobne przyciąga podobne i co bym tu nie próbowała napisać, szarlatani zawsze znajdą swoich klientów. Działa tu energia na poziomie kwantowym i strumienie wibracji stworzą sposobność, by pewni ludzie nie dostrzegali oczywistej manipulacji i ufali największym nawet oszustom, zachwycając się pozorami i w ciemno kupując rekomendacje opłacone po 60 gr. sztuka. Z kolei moi sympatycy wibrują podobnie do mnie, więc widzą i rozumieją całą sytuację w taki sam sposób. Czytając te słowa kiwają ze zrozumieniem głową. Po cóż więc pisać? Tylko po to, aby uruchomić kwanty energii, ponieważ jest mnóstwo osób w stanie pomiędzy: nie znają mnie, nie wierzą szarlatanom, wahają się… A silna wibracja może skierować ludzi na drogę zdrowego rozsądku.
Ponieważ miało być o „lajkach”, to jeszcze pewna przezabawna historia. Otóż niektórzy z „duchowych doradców” posługują się głupawą sztuczką, podczas tworzenia swojego fanpejdżu. Za podlajkowanie oferują darmowe… „coś”. Jakiś skrypt czy filmik. Opierają się na słusznym mechanizmie, że człowiek za „darmochę” zgodzi się na wiele. Nie każdy człowiek co prawda, ale znakomita większość ludzi tak. Proszę ustawić kosz czegokolwiek za darmo przed swoim domem – może to być choćby groszek w puszce wart 99 groszy za opakowanie. Założę się, że każdy, kto znajdzie się w pobliżu weźmie taką puszkę, nawet jeśli nie znosi groszku – weźmie dla córki lub brata w wojsku. Darmocha? Trzeba skorzystać! Metodę tę stosują często prezenterzy produktów: za udział w prezentacji oferują paczkę kawy.
Napisałam, że sztuczka jest głupawa, ponieważ nie gwarantuje nam żadnego prawdziwego polubienia. Ktoś kto podlajkował fanpejdż wyłącznie dlatego, aby otrzymać podarunek, może nigdy więcej na niego nie zajrzeć. Oznacza to, że jego polubienie jest fałszywe, nieprawdziwe. Nie skorzysta też z proponowanej przez nas oferty, bo nawet nie będzie wiedział, że istnieje, skoro nie interesują go przedstawiane przez nas treści.
Na prezentacjach sprzedażowych stosuje się kolejne manipulacje, aby kogoś, kto przyszedł tylko po darmową paczkę kawy, skłonić do zakupu czegoś, czego nie potrzebuje. Proces jest dość skuteczny i często starsze osoby wychodzą ze spotkania lżejsze o parę tysięcy zł rozłożonych na raty… (Uczę tych mechanizmów na szkoleniach z komunikacji, abyśmy umieli się przed nimi zabezpieczyć). Na fanpejdżu trzeba proponować kolejne darmowe skrypty czy filmiki, ale nie zadziałają one tak efektywnie, jak techniki stosowane przez sprzedawców na spotkaniach. Zatem kupiony lajk nie posiada żadnej wartości. Żadnej. Nie pokazuje prawdziwego zainteresowania stroną ani nie przysparza nam klienta. Jest... niczym.
Nie chciałabym takich polubień pod swoją stroną. Stworzyłam ją jak talerz kanapek i częstuję: kto ma ochotę czerpie stąd dla siebie to, czego pragnie i potrzebuje. Komu się nie podoba, omija mnie. Lajki pod moją stroną są szczere i stanowią dla mnie przede wszystkim informację o tym, jak wiele osób interesują prezentowane przeze mnie treści. Te osoby zapewne wracają do mnie i czytają to, co zamieszczam. Każde polubienie mojego fanpejdża jest w pełni autentyczne i niezależne. Często robią to osoby, których w ogóle nie znam – takich nieznanych sympatyków mam ponad 80% - i serce mi rośnie, że przedstawiana przeze mnie wiedza cieszy się uznaniem nie tylko moich studentów i klientów, którzy zdążyli mnie docenić na żywo. Dla mnie jeden taki szczery "lajk" jest warto sto razy więcej niż wszystkie te kupione za prezenty.
Oczywiście są też osoby uzależnione od "lajków", dla nich nie ma znaczenia, co kto sobie myśli, ważne, że zwiększa się liczba polubień. Ale to osobny temat.
Tu chcę jeszcze podkreślić, że fanów nie kupuje się prezentami. Prezenty mogą być gratisem dla klienta, aby do nas wrócił, ale nie dla kogoś, kto ma nas lubić i akceptować. Czy chcielibyście mieć „przyjaciół”, którzy odwiedzają Was tylko dlatego, że za każdą wizytę płacicie im 20 zł? Tutaj wypadałoby uruchomić zasady prosperity i dostroić się do tego, czego pragniemy. Za żadne podarunki nie można kupić sympatii i szacunku, jeśli nie mamy ich w sobie. Wierzę w Prawo Przyciągania. Tworzę określone wibracje i tym samym przyciągam do siebie ludzi, którzy są gotowi na moje konsultacje i na to, czego mogę ich nauczyć. Aby być autorytetem dla innych, należy być najpierw autorytetem dla siebie. Jeśli nim nie jestem, to muszę kupować „lajki”, pozytywne komentarze i opinie, aby się dowartościować.
Na koniec chcę podkreślić, że wypowiadam się tu negatywnie o sztuczkach stosowanych powszechnie przez wiele firm i osób. Ludzie tak działają, ponieważ uczą się tego na specjalnych szkoleniach z marketingu i sprzedaży. Celem firmy jest zarobić jak najwięcej i z tego punktu widzenia te wszystkie manipulacje są sprytną strategią. Ja natomiast stawiam na rozwój wewnętrzny, miłość bezwarunkową i różne inne duchowe wartości, które dla rasowego sprzedawcy będą tylko bełkotem. Jeśli dla kogoś zarabianie kasy bez względu na sposób jest priorytetem, to będzie nieuczciwie zdobywał "lajki" oraz sam wpisywał sobie komentarze, bo inaczej nie potrafi funkcjonować. To jego sposób na życie.
Bogusława M. Andrzejewska