Podstawą przebudzenia jest miłość bezwarunkowa, która jawi się w codzienności jako dobroć, mądrość i szacunek dla drugiego człowieka. To ciepłe i życzliwe spojrzenie na innych. Nie tylko na tych, którzy nam pomagają i przytakują, ale przede wszystkim na tych, którzy myślą inaczej niż my, postrzegają świat poprzez pryzmat swojego własnego lęku czy własnej wiary albo też własnego zachwytu. Na tych, którzy podążają zupełnie innymi ścieżkami niż my.
Jedną z najważniejszych zasad i zarazem warunków przebudzenia jest zatem tolerancja dla drugiego człowieka. To pozornie wszystkim znane słowo jest – jak wielokrotnie widzę i dlatego wciąż powtarzam – kompletnie nie do przyswojenia i praktykowania. Proponuję zatem inne pojęcie: „rozumienie danej osoby”. Kiedy rozumiemy, to w pewien sposób przyzwalamy na rzeczy, które są niezgodne z naszymi wyborami.
Myślę, że definicje mają znaczenie, szczególnie te, które są obrazem naszej wewnętrznej interpretacji. Tolerancja jest trudna – jakże często słyszę od ludzi: „nie będę tego tolerować”, „nie zgadzam się na to”. Tolerancja jest dla wielu zgodą, a jak można zgadzać się na złe zachowanie, „wadliwy” pogląd lub coś innego, co nas całkowicie odpycha? Tymczasem rozumienie jest pochyleniem się nad drugim człowiekiem, schowaniem własnych wyborów do kieszeni i uwzględnieniem, że mamy prawo się różnić. A poza tym i tak wszyscy jesteśmy Jednością. Rozumienie wychodzi poza złośliwe i bezwzględne ocenianie.
Na przykład widzimy kogoś, kto w niewybredny sposób daje upust emocjom krzycząc, wyzywając inną osobę, być może nawet niesprawiedliwie ją oskarżając o coś, co nie miało miejsca. Możemy się złościć i oburzać. Jeśli jednak dostrzegamy harmonię wszechświata poprzez poziom swojego autentycznego przebudzenia, nie czujemy złości, lecz rozumiemy, że ten ktoś może być zmęczony, chory, rozdrażniony lub wystraszony. Z wyjaśnianiem czekamy, aż emocje opadną lub – jeśli tłumaczenie nie jest konieczne – odwracamy się i podążamy w swoją stronę.
I inny, jakże aktualny przykład z życia – dojrzały i tolerancyjny człowiek to może być ktoś, kto nie chce się szczepić przeciwko wirusowi, ale rozumie, że jego przyjaciółka obawia się choroby, wierzy lekarzom i decyduje się, by przyjąć szczepionkę. Ten ktoś odbiera to ze spokojem, bo zna tok myślenia przyjaciółki i wie, że kiedy ona się zaszczepi, to będzie czuła się lepiej, a ponadto zgodnie z Prawem Przyciągania stworzy w sobie poczucie bezpieczeństwa i wzmocni system immunologiczny. Bo tak to działa Kochani Moi – nawet jeśli szczepionka fizycznie nie zadziała, to zadziała moc myśli. Pyskaci przeciwnicy innych poglądów i wszyscy tzw. „foliarze” nie znają podstawowych zasad działania wszechświata. Przed nimi długa droga do przebudzenia.
Ale do meritum – ktoś, kto nie przekonuje drugiej osoby do swojego poglądu, kto myśli: „ok, ona się boi, ona w to wierzy, to jej wiara, niech sobie robi co uważa za słuszne” jest w istocie tolerancyjny. Pozwala innym na dokonywanie własnych wyborów bez pogardy dla ich „głupoty”. Nie widzi tam głupoty. Widzi po prostu inne podejście. Daje prawo do odmienności. Oto rozumienie. Nie wystarczy powtarzanie pięknych słów o miłości, duchowości, rozwoju i tolerancji. Nade wszystko potrzebujemy praktyki i mądrego przesyconego dobrocią działania.
Uwielbiam latać samolotem, ale są tacy, którzy się takiej podróży boją. Być może to dla mnie dziwne, być może nie, ale nigdy nie podchodzę do tego z drwiną, bo: „jak można się bać?” Widać można. Rozumiem to. Nie przeszkadzają mi pająki ani myszki, mogę je brać do ręki, a są tacy, którzy cierpną i zielenieją na ich widok. Czy są „głupi”? Oczywiście, że nie. To ich lęk i ja ten lęk rozumiem, chociaż sama go nie doświadczam. Rozumiem, że można bać się czegoś malutkiego albo lotu samolotem. Rozumiem drugiego człowieka i daję mu prawo do bycia innym niż ja.
Rozumienie wydaje mi się bardziej klarownym pojęciem niż tolerancja, która zakłada, że mamy się zgadzać na wszystko, w tym także na naruszanie naszej przestrzeni. Oczywiście to tak nie działa, ale pojęcie rozumienia drugiego człowieka jest chyba mi bliższe, ponieważ zakłada, że nie pozwalamy na to, na co pozwalać nie sposób. Przy tym jednak potrafimy zrozumieć drugą osobę i nie potępiać jej nawet za najtrudniejsze wybory.
Potępienie i drwina jest zawsze daleka od duchowej mądrości. Pokazuje niedojrzałą duszę, która kompletnie nie rozumie, czym jest dobroć, życzliwość czy miłość bezwarunkowa. Umie kochać tylko wybranych, a kiedy skończy wygłaszać górnolotne hasełka, zaczyna karmić się gniewem, zazdrością i okrucieństwem. Tym samym szkodzi sobie najmocniej, zatrzymując swoją energię w najniższych wibracjach. Bo esencją rozumienia tematu jest fakt, że przebudzenie jest tożsame z naszym wzrostem i naszym dobrostanem. Ktoś, kto żywi się gniewem i złośliwością nie jest szczęśliwy. I nie będzie, dopóki nie wyrośnie z emocjonalnej piaskownicy.
Jak zwykle wszystko opiera się na poczuciu wartości. Jeśli kocham siebie i jestem dla siebie dobra, to umiem być dobra dla innych. Rozumiem, dlaczego się złoszczą, boją, reagują nieadekwatnie, kłamią, oczerniają. Nie muszę tego popierać i tolerować, jeśli nie chcę, ale mogę rozumieć i nie potępiać. A przede wszystkim nie obrażam się i nie obniżam swojej energii negatywną oceną. Bo widzę w człowieku istotę pełną naturalnych ludzkich słabości, które i ja przecież posiadam.
Osobnym tematem jest oczywistość Prawa Przyciągania. Jeśli ktoś swoim zachowaniem sprawia mi przykrość, to niesie dla mnie informację o moim własnym wzorcu, który domaga się uzdrowienia. Jest jak mądry nauczyciel, który pokazuje mi, gdzie w życiowym wzrastaniu jeszcze popełniam błędy. Teoretycznie powinnam być mu wdzięczna. Ale to już zupełnie inna historia na inna okazję. Dzisiaj wystarczy, jeśli znajdziemy w sobie pełne życzliwości zrozumienie dla drugiego człowieka.